4. Cisza przed burzą - cz. II.

8.9K 430 3
                                    

Gdy już rozstałyśmy się z Julie, postanowiłam, że skoczę do marketu i zrobię małe zakupy.

Ostatnią osobą, którą spodziewałam się tam spotkać był Robert, kuzyn Nathana.

- Cześć, Melanie. – powiedział przesadnie miło.

- Cześć, Robert. – mruknęłam. Jakbyście się jeszcze nie domyślili, to że nie przepadam za tym typem, to mało powiedziane. Ja go po prostu nie trawię. Na domiar złego Robert jest święcie przekonany, że uda mu się mnie uwieść. Nie dociera to tej zakutej pały, że kocham swojego męża i nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby go zdradzić.

- Co słychać u ciebie i mojego drugiego kuzyna ? – zapytał zaciekawiony – Wszystko między wami w porządku ?

Zmrużyłam oczy, patrząc na niego uważnie.

- Taaaak... - odpowiedziałam z ociąganiem – wszystko u nas w jak najlepszym porządku. A czemu to cię ciekawi ? – skrzyżowałam ręce na piersi.

Robert wzruszył ramionami, na pozór nonszalancko.

- Tak tylko pytam, a co, nie mogę ?

- Nie no, możesz, możesz. – mruknęłam – Przepraszam cię, ale się trochę spieszę. – wyminęłam go.

- Jasne, nie zatrzymuję cię. – stwierdził – Do zobaczenia.

Posłałam mu wymuszony uśmiech i odparłam:

- Cześć, Robert.

Jakieś to wszystko dziwne. Niby tak przez przypadek wpadłam na niego w sklepie ? Przecież Robert mieszka na drugim końcu miasta. I dlaczego był taki ciekawy o to, czy między mną a Nate'em wszystko w porządku ?

Pokręciłam głową i stwierdziłam, że nie będę już tego roztrząsać. Nabawię się tylko migreny.


********


- Jak ci minął dzień ? – spytał Nate, gdy wrócił wieczorem do domu.

- Dobrze. – pocałowałam go w usta – Gdy wyszłam od ciebie z kancelarii, spotkałam się z Julie i trochę poplotkowałyśmy. A potem poszłam do marketu na zakupy i tam wpadłam na Roberta.

- Na Roberta ? – zdziwił się mój mąż.

- Taaa... - mruknęłam.

- A czego on od ciebie chciał ? – widać było, że jest trochę wkurzony.

- Niczego. – wzruszyłam ramionami – Pytał, co tam u nas.

- Dziwne...- powiedział Nathan bardziej do siebie niż do mnie – przecież on mieszka po drugiej stronie miasta. Co robiłby tutaj ?

- Właśnie mnie też to zastanowiło. – przytaknęłam mu – Może po prostu był w okolicy i korzystając z okazji, postanowił zrobić zakupy.

- Może. – mruknął mężczyzna.

- Dobra, nie rozmawiajmy już o tym. – rzuciłam po chwili, wystawiając jedzenie na stół – Siadaj, kolacja gotowa.


********


Już mieliśmy kłaść się spać, gdy zadzwonił mój telefon.

- Kto to o tej porze ? – spytał Nate, spoglądając na mnie zaskoczony.

- Nie wiem, zaraz się dowiemy. – mruknęłam i odebrałam.

- Dzień dobry, nazywam się Maryl Strandson i dzwonię z Florida Hospital. Dzisiaj przyjęliśmy na oddział ginekologiczny Sophie Marson. Pacjentka prosiła, żeby to z panią się skontaktować.

- Tak ? O co chodzi ? – spytałam zaniepokojona, a zarazem zła. Miałam nadzieję, że pozbyliśmy się jej z naszego życia raz na zawsze.

- Pani Marson zgłosiła się dzisiaj do nas z mocnymi bólami. Po badaniach okazało się, że ciąża jest zagrożona. Nie ma potrzeby, żeby pacjentka została na naszym oddziale, jednakże nie może teraz przebywać sama, a z tego co nam powiedziała, na ojca dziecka nie może liczyć. – wytłumaczyła mi kobieta.

- Chyba nie do końca rozumiem. – powiedziałam, marszcząc czoło.

Pani doktor westchnęła i kontynuowała:

- Pacjentka potrzebuje teraz opieki. Nie może się nadwyrężać, pracować, ani dźwigać ciężkich rzeczy. Ktoś musi z nią mieszkać. Dlatego dzwonię do pani, licząc na pani pomoc.

Przez chwilę milczałam, po czym westchnęłam i odpowiedziałam:

- Dobrze, jeśli mogłaby pani nam podać dokładny adres szpitala, jutro rano ja i mąż przyjedziemy i zabierzemy Sophie do nas.

- Dziękuję za wyrozumiałość. Zaraz prześlę pani adres SMS – em.

- Dobrze, do usłyszenia. – powiedziałam i się rozłączyłam.

- O co chodzi ? – zapytał Nate, podchodząc do mnie zaniepokojony.

- Nie uwierzysz, jak ci powiem. – skwitowałam.



- To śmieszne ! Czy ta lekarka zwariowała ?! – krzyknął Nate, gdy powiedziałam mu wszytko, czego dowiedziałam się od kobiety.

- Mi też się nie podoba ten pomysł, ale ona nie ma gdzie się podziać. – wyjaśniłam – Musimy jej pomóc.

- Przecież ma ciotkę w Ohio. – rzucił.

Spojrzałam na niego z politowaniem.

- Uważasz, że kobieta w zagrożonej ciąży może podróżować ?

- No chyba nie. – skrzywił się.

- No właśnie. Musimy się nią zająć. Nie mamy wyjścia. – westchnęłam głośno. Zapowiada się niezła zabawa.


Obiecaj (cz. II ,,Uratuj mnie")Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz