21. Decyzja.

8.5K 419 12
                                    

- Dobrze, to w takim razie może jutro w tej kawiarni obok szpitala ? – zaproponowałam.

- Może być. Koło jedenastej pani pasuje ?

- Tak, do zobaczenia. – rzuciłam i się rozłączyłam.

- Ej, co się stało ? – spytała Kate, widząc, że zrobiłam się  trupio blada. 

- Dzwonił Jacob Strandson. - wyjaśniłam jej - Spytał, czy możemy się spotkać. Podjął już decyzję, czy nam pomoże czy nie. 

- I na kiedy się z nim umówiłaś ? - dopytywała.

- Na jutro na jedenastą w kawiarni koło szpitala. 

- Chodź, powiemy reszcie. - rzuciła po chwili i razem zeszłyśmy na dół. 

- Czemu nagle tak spoważniałyście ? - zaciekawiła się Mary, gdy weszłyśmy do salonu. 

- Zadzwonił ten lekarz i zapytał, czy Melanie może się z nim spotkać. - wyręczyła mnie Kate. 

Nate wstał z kanapy, podszedł do mnie i przytulił. 

- Wszystko dobrze się ułoży, zobaczysz. - wyszeptał mi do ucha. 

- Skąd wiesz ? - zaatakowałam - A co jeśli zdecydował, że cię pogrąży ?

- Nie ma co martwić się na zapas. - stwierdził Dylan - Pojadę tam jutro z tobą. 

- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - mruknęłam. 

- Na pewno nie puścimy cię nigdzie samej. - wtrącił mój mąż - Więc albo jedzie z tobą Dylan albo ja. 

- Dobrze wiesz, że ty nie możesz ze mną jechać. - ofuknęłam go - Jakby to wyglądało ? 

- Czyli postanowione. - skwitował Nate - Dylan jedzie z tobą. Koniec, kropka. 

Przewróciłam oczami i mruknęłam:

- Dobrze już, dobrze. Tylko skończmy już ten temat. 

- No właśnie. - przyznała mi rację Karen.


********


U moich teściów zostaliśmy do wieczora. Potem postanowiliśmy, że podjedziemy na chwilę do marketu i zrobimy drobne zakupy. 

- O czym myślisz ? - spytał Nate, gdy chodziliśmy między półkami. 

- Cały czas mam w głowie tego Strandsona. - przyznałam się - Co jeśli powie mi jutro, że nam nie pomoże ? Przecież jeśli on cię obciąży, bardzo prawdopodobne jest to, że trafisz do więzienia. Poza tym,  chciałam ci jeszcze przypomnieć, że za niecałe osiem miesięcy zostaniesz ojcem. A ja nie mam ochoty przychodzić z dzieckiem do więzienia, żeby mogło zobaczyć swojego tatusia. 

Nathan westchnął i odpowiedział:

- Prosiłem cię już, żebyśmy o tym nie rozmawiali. Ja nie wiem, czy to twoje hormony buzują, czy co, ale przestań dramatyzować. Ja też się martwię, jaką decyzję on podejmie, ale cokolwiek postanowi, my i tak nic na to nie poradzimy. A teraz proszę cię bardzo, uspokój się, zróbmy w końcu te zakupy i nacieszmy się wspólnym wieczorem, jak każde normalne i kochające się małżeństwo. 

- No przepraszam cię, że się przejmuję. - zjeżyłam się - Jeśli tak stawiasz sprawę, to ja przestanę interesować się czymkolwiek, co ciebie dotyczy. 

Gdy to powiedziałam, przyspieszyłam i zostawiłam tego pajaca z tyłu. 

- Nie to miałem na myśli ! - jęknął, szybko mnie doganiając.

- To co w takim razie ? - oparłam ręce na biodrach i spojrzałam na niego z wyrzutem. 

- Po prostu nie chcę, żebyś się tak zamartwiała. - objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie - Kocham cię i nienawidzę patrzeć, jak jesteś smutna. I dodatkowo mam świadomość, że to wszystko moja wina. 

- Co ty gadasz ?! - zmarszczyłam czoło, kładąc dłonie na jego piersi - To wszystko jest winą Sophie i Roberta, a nie twoją. Zapamiętaj to sobie. 

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś teraz przy mnie. - pocałował mnie w czubek głowy. Musieliśmy wyglądać śmiesznie: na środku sklepu, objęci, jakby od tego zależało nasze życie. Ale nie obchodziło mnie to. Ważne, że byliśmy razem. 

- Już ci to kiedyś powiedziałam, ale powiem jeszcze raz: utknąłeś ze mną na resztę życia, czy to ci się podoba, czy nie. - odparłam dobitnie. 

- Oj, podoba. Nawet nie wiesz, jak bardzo. - puścił do mnie oczko, po czym pocałował namiętnie w usta. Niechętnie się od niego oderwałam i wyszeptałam:

- W domu. 

Jak się można było domyślić, bardzo szybko zrobiliśmy zakupy i pojechaliśmy do domu, dokończyć to, co zaczęliśmy. 


********


Następnego dnia, tak jak zostało ustalone, u nas w domu pojawił się Dylan. 

- Hej, jesteś gotowa ? - zapytał. 

- Tak, możemy już iść. - odpowiedziałam i gdy pożegnałam się z Nathanem, wyszłam z domu i wsiadłam do samochodu mojego brata. 

Niedługo potem dojechaliśmy na miejsce. 

- Iść z tobą ? - spytał z troską mój brat. 

- Nie, lepiej zaczekaj tutaj na mnie. - uśmiechnęłam się do niego niepewnie - Niedługo wrócę. 

- Okej, ale jak coś się będzie działo, to dzwoń i zaraz przyjdę. - zapewnił mnie. 

Pokiwałam głową ze zrozumieniem i wysiadłam z auta, wchodząc do kawiarni. 

Jacob Strandson już na mnie czekał. 

- Dzień dobry. - powiedział i uścisnęliśmy sobie dłonie na powitanie - Napije się pani czegoś ?

- Nie, dziękuję. - rzuciłam, siadając na przeciwko niego - Przejdźmy od razu do rzeczy. 

- W porządku. - pokiwał głową w zamyśleniu - Długo rozmawiałem z żoną i podjąłem decyzję. Pomogę wam. Będę zeznawał w sądzie na korzyść pani męża. 

Poczułam, że kamień spadł mi z serca. Nate miał rację - niepotrzebnie martwiłam się na zapas. 

Obiecaj (cz. II ,,Uratuj mnie")Место, где живут истории. Откройте их для себя