14. Wcielić plan w życie.

7.6K 401 11
                                    

- Czy wyście powariowały ?! – wydarł się na mnie i Mary John, gdy rano opowiedziałyśmy wszystkim o naszym planie.

- A masz lepszy pomysł na to, by ustalić, kto sfingował tę obdukcję ? – spytała moja przyjaciółka.

- Na pewno można to jakoś inaczej załatwić. – odpowiedział. Miał zaciśnięte szczęki i napięte wszystkie mięśnie. Był na maksa wkurzony.

- Uważam, że dziewczyny mają rację. – wtrąciła Karen cicho. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdziwieni, ale najbardziej zdziwiony był chyba mój teść.

- Popierasz ten ich idiotyczny plan ? – spytał z niedowierzaniem.

- Może i nie jest to najrozsądniejsze, ale to jedyny sposób. – podeszła do niego i przytuliła.

Na chwilę zapadła cisza, po czym John powiedział:

- Chyba zdurniałem, ale wam w tym pomogę.

- Co ?! – spytałyśmy ja i Mary razem.

- To. – odpowiedział dobitnie – Jak już coś robić, to porządnie. Nawet jeśli to kompletny idiotyzm.

Usiedliśmy wszyscy razem przy stole i przez kolejne półtorej godziny ustalaliśmy szczegóły planu. Od tego wszystkiego głowa mi pękała.


- Jak się trzymasz ? – spytała Kate, wchodząc do mojej sypialni. Poszłam na górę się przebrać, bo Dylan za pół godziny jechał na komisariat i ustaliliśmy, że ja, Mary i Kate pojedziemy z nim. Jedna z nas ma stanąć na czatach, a dwie pozostałe mają przeszukać szafkę z aktami.

- Jakoś daję radę. – westchnęłam, uśmiechając się do niej niepewnie – Grunt, że nie siedzę bezczynnie.

- Zobaczysz, już niedługo Nate będzie w domu i to wszystko się skończy. – przytuliła mnie.

- Obyś miała rację. – westchnęłam głośno.


********


- Wszyscy wiedzą, co mają robić ? – zapytał mój brat po raz tysięczny, gdy dojechaliśmy już na komisariat.

- Tak, Dylan. – prawie że warknęłam – Nie jesteśmy idiotkami. Damy sobie radę.

- OK. – westchnął mój brat – No to zaczynamy.

Plan był teoretycznie prosty – Dylan miał się spotkać z prokuratorem i Nathanem w pokoju widzeń. Tam zostaną mojemu mężowi jeszcze raz przedstawione zarzuty i omówienie ewentualnego wyjścia za kaucją.

My miałyśmy trudniejsze zadanie: Kate musiała odwrócić uwagę oficera dyżurującego, a moi teściowie stali na zewnątrz na czatach i pilnowali, czy nikt inny nas nie przyłapie. Ja i Mary tymczasem musiałyśmy jakimś cudem zakraść się do szafy z aktami. Mieściła się ona w małym pokoiku, niedaleko dyżurki.

Nie wiem, jak to zrobimy, ale to nasza jedyna szansa.

- Gotowa ? – spytałam Mary.

- Tak. – powiedziała stanowczo moja przyjaciółka. Wiem, że bała się tak samo jak ja, ale nie chciała dać po sobie tego poznać.

- No to idziemy. – rzuciłam.

Kate już stała przy biurku oficera dyżurnego i o czymś z nim rozmawiała. Nie wiem o czym i w to nie wnikam – ważne, żeby zajęła go na jak najdłuższy czas.

Na całe szczęście, korytarz był pusty. Ja i Mary schyliłyśmy się wpół, żeby przejść przed biurkiem policjanta niezauważone – ja szłam pierwsza, a dziewczyna podążała tuż za mną.

Chwilę później dotarłyśmy do pokoiku. Jeszcze raz się obejrzałam i upewniałam, że nikt nas nie zauważył. Dzięki Bogu, oficer był wpatrzony w moją przyszywaną siostrę jak zaczarowany. Podejrzewam, że gdyby teraz nastąpił atak bombowy, on i tak by tego nie zauważył.

Delikatnie przekręciłam klamkę i po cichu otworzyłam drzwi, uważając, żeby nie skrzypiały.

Weszłam do środka i zapaliłam światło, a Mary weszła tuż za mną.

Pomieszczenie było naprawdę maleńkie – miało może z dziesięć metrów kwadratowych. Większość powierzchni zajmowały dwie wielkie stalowe szafy z aktami.

- Jak my tu cokolwiek znajdziemy ? – jęknęłam – Przecież tych szuflad jest z tysiąc. Cały dzień nam na to nie wystarczy.

- Czekaj, przecież oni muszą mieć jakiś system, żeby się w tym połapać. – zapewniała Mary – O, patrz !

Rzeczywiście, na każdej z szuflad była przyczepiona mała karteczka, z nazwą miesiąca i rokiem.

- Teraz musimy tylko znaleźć szufladę z październikiem tego roku. – rzuciłam.

Nie tracąc czasu, zabrałyśmy się do roboty. Nie wiem, jak długo szukałyśmy, ale w pewnej chwili Mary wyszeptała triumfalnie:

- Mam !

Moja przyjaciółka otworzyła trzecią szufladę od góry i zaczęła przeszukiwać teczki. Nie było ich bardzo dużo, więc już po chwili znalazłyśmy tej, której szukałyśmy.

- Czekaj, coś tu jest. – mruknęła Mary – Protokół, spisane zeznania...o jest ! Obdukcję wykonał dr Jacob Strandson. Znasz kogoś takiego ?

- Coś mi mówi to nazwisko... - zastanowiłam się i mnie olśniło – Wiem ! Kobieta, która dzwoniła do nas wtedy z Florida Hospital i mówiła, że musimy zająć się Sophie, bo jej ciąża jest zagrożona, nazywała się tak samo. Maryl Strandson. Nie wiem, czy to ma jakiś związek...A jest tam napisane, w którym szpitalu pracuje ten lekarz ?

- W Florida Hospital. – szepnęła.

- To na pewno nie jest przypadek. – powiedziałam – Coś czuję, że muszę odwiedzić tego doktorka. 


________________________________


No to się porobiło...dlaczego lekarz zgodził się sfałszować obdukcję ? 

Piszcie w komentarzach i gwiazdkujcie ;-).

Obiecaj (cz. II ,,Uratuj mnie")Où les histoires vivent. Découvrez maintenant