9

20.2K 1.2K 84
                                    

Erick:

Obudziłem się obok kolejnej wilczycy, której imienia nawet nie znałem, choć kojarzyłem, że bywała u mnie dość często. Była wysoka, miała piękne zgrabne długie nogi, lśniące blond włosy, i wręcz idealne piersi, które mnie przyciągały niczym magnes.

Doskonale wiedziała, czego chce i co mi trzeba, nie robiła do mnie maślanych oczu jak każda inna, zacząłem się zastanawiać czy nie powinienem rozważyć sparowania z nią niż zdawać się na ślepy los. Chociaż z drugiej strony może i jest dla mnie idealna, ale czy będzie też taka dla stada? Czy kobieta, która oddaje swe ciało każdemu, może kojarzyć się z matką?

A tym właśnie powinna być luna-opiekunką, bezpieczną przystanią, powinna przyciągać stado jak magnes, a nie umieć tylko kręcić dupą.

Pokręciłem głową, przerywając swoje rozmyślania, nie wiem, co się ze mną dzieje, skąd we mnie takie myśli?

Wstałem powoli i podszedłem do okna, obserwując spowity nocą teren watahy, byłem rozdrażniony od czasu rozmowy z Ianem. Wiem, że nie pokocham tej kobiety, kimkolwiek ona jest, moja wilcza strona może pragnąć jej bliskości, ale nie ja. Zamknę ją w ukryciu, nikt się o niej nie dowie, a za kilka lat pójdę i rozkażę spełnić jej kobiecy obowiązek- powije moje dziecko. Skoro postanowiła pojawić się i zniszczyć moje życie to ja zniszczę jej, nie obchodzi mnie czy będzie chciała, czy nie. Posiądę ją choćby siłą, a później odbiorę dziecko.

To jest całkiem dobry plan.

Po chwili rozmyślania postanowiłem skontaktować się z moim betą:
~Jak poszukiwania? - zapytałem telepatycznie Iana.
~To bezsensu, szukamy igły w stogu siana, zbieramy wszystkie nowe wilczyce i przyprowadzimy je pod dom watahy, sam musisz je zobaczyć
~Oszalałeś? Domyślą się, że szukam partnerki!
~ Nie mamy wyjścia, każda wygląda tak samo! My nie wyczuwamy żadnego specjalnego zapachu, kompletnie nic!- westchnąłem, słysząc te słowa:
~Będę czekał.- przekazałem, po czym przerwałem połączenie i odwróciłem się, lustrując pomieszczenie. Blondynka w pośpiechu zbierała swoje rzeczy, a ja stojąc wciąż przy oknie, przyjrzałem się jej bacznie i zapytałem:
- Jak ci na imię?
- Sasha.- odpowiedziała, po czym skłoniła się lekko, opuszczając sypialnie. Może nie byłaby taka zła na tym stanowisku, lecz złapałem się po chwili, na rozmyślaniu jak to właściwie brzmi "Luna Sasha". Ponownie pokręciłem głową, głośno wzdychając i odwróciłem się do okna. W oddali ujrzałem Iana prowadzącego niewielką ilość kobiet.

Szybko chwyciłem leżącą nieopodal koszulę i wyszedłem z sypialni, szybkim krokiem podążając na zewnątrz. Bardzo chciałem mieć to już za sobą, jednak nie zdawałem sobie sprawy, że koniec wcale nie jest tak blisko, jak mi się wydaje.

Mallory:

Z odrętwienia wyrwał mnie swąd spalenizny, natychmiast chciałam się zerwać na równe nogi, lecz moje ciało wciąż pozostawało nieruchome i przywiązane do krzesła. Rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła zapachu i momentalnie z moich ust wyrwał się krzyk, gdy zobaczyłam brzydala z rozgrzanym pogrzebaczem w ręku, którego drugi koniec dotykał mojego uda.

Smród pochodził ze spalonego materiału spodni, a ja czułam, jak z każdą sekundą ból ponownie otula mnie swoimi ramionami. Krzyczałam, aż zbrakło mi tchu, fale cierpienia przechodziły przez moje ciało, a gorące łzy parzyły policzki, to było ponad moje siły. Po wielu dniach miałam dość, moje ciało było słabe, obolałe przez ciągle siedzenie nieruchomo. Miałam dość widoku świeżej krwi płynącej po śladach tej, która zdążyła już zakrzepnąć, chciałam już tylko umrzeć:

-Błagam, przestań.- wyrwało się z moich ust, a brzydal oderwał pogrzebacz od mojego uda:

-No, no. Księżniczka chce rozmawiać? Chętnie posłucham.- odparł z wyraźnym uśmiechem.- Powiedz, po co Moulton za tobą wysyłał patrole? Po co uganiał się przez rok za zwykłym człowiekiem?

-V-Victor mnie potrzebuje.- wyjąkałam, krzywiąc się z bólu.

-Do czego?!

-Nie wiem.-skłamałam, patrząc w oczy mojego oprawcy.

-Kłamiesz.- odpowiedział, unosząc pogrzebacz.

-J-ja naprawdę nie wiem, mogę powiedzieć ci wszystko, co wiem.- miałam nadzieję, że mężczyzna mi uwierzy i uwolnię się od bólu, choć na jakiś czas.

-Nie nabiorę się, doskonale wiesz, czego Moulton chce od ciebie, powiedziałabyś i skończyłoby się to.- rzucił i teatralnie wskazał na moją celę.

-Oboje dobrze wiemy, że póki żyję, to się nie skończy. Tylko śmierć mnie uwolni.

-Jesteś na skraju dziewczyno, nie jadłaś od pięciu dni.- o boże to już tyle minęło? Nawet nie zauważyłam.- masz pełno ran i wciąż dochodzą ci nowe, daj sobie pomóc.

-Pieprz się.- rzuciłam i wiedziałam, że pożałuję tych słów.

Mężczyzna szybkim ruchem rozciął moje więzy, tnąc przy okazji i skórę, po czym chwycił mnie za włosy i podniósł mnie do góry, by zaraz rzucić mną o ścianę. Poczułam ogromny ból w kręgosłupie, jednak brzydal na tym nie poprzestał, zaczął mnie kopać w brzuch i żebra. Traciłam oddech, ból mnie ogarniał, przejmował nade mną kontrolę, liczył się tylko on. Nie wiem, kiedy przestał, nawet tego nie poczułam, bo ból wciąż się nie zmniejszał.

Mężczyzna podszedł powolnym krokiem do mnie i chwycił mnie, ponownie za włosy zmuszając, bym na niego spojrzała:

-Masz coś jeszcze do powiedzenia suko?

-Jak masz na imię?- zapytałam nagle ostatkiem sił, mężczyzna popatrzył na mnie zdziwiony:

-Po co ci to?

-Skoro mam tu umrzeć to, chociaż chce wiedzieć, z kim spędziłam swoje ostatnie dni.- wyznałam i spojrzałam w jego oczy, widziałam w nich wściekłość, ale i zdziwienie. Po chwili puścił moje włosy, a głowa opadła bezwładnie i boleśnie na ziemię:

-Michael.- odpowiedział, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

-Mallory.- wyszeptałam i wydawało mi się, że na chwilę przystanął, jednak po chwili znów usłyszałam oddalające się kroki.

***

Zostawił mnie samą i nieprzywiązaną, leżącą bezsilnie na podłodze-myślał, że się nie podniosę, jednak ja znalazłam w sobie siłę, by unieść się na rękach i powoli ciągnęłam swoje ciało w róg celi. Wiedziałam, co muszę i co chcę zrobić, a tajemniczy Michael tylko mi to ułatwił. Nie miałam już siły na dłuższe tortury, ale nie chciałam też już dłużej uciekać. Miałam racje, mówiąc brzydalowi, że tylko śmierć mnie uwolni, a skoro ona o mnie zapomniała to może czas bym ją sama do siebie przywołała.

Gdy znalazłam się przy metalowym stole, uniosłam rękę do góry, próbując wymacać znajdujące się tam przedmioty. W końcu natrafiłam na jakiś i z trudem chwyciłam go, a następnie zdjęłam ze stolika, jednak to był młotek, a nie tego szukałam. Ponownie sięgnęłam ręką, czułam pod nią różne przedmioty, jednak ja szukałam konkretnego- tego, który mnie uwolni, po chwili wyczułam zimny ostry metal pod ręką i chwyciłam go do ręki.

Nóż- tak to tego szukałam, odczołgałam się od stolika i mocno przytrzymałam ostrze. Tak bardzo nie chciałam tego robić, łzy płynęły po moich policzkach, a ja pierwszy raz czułam się tak bezradna. Drżącą prawą ręką uniosłam nóż i w chwili, gdy ostrze dotknęło mej skóry, po moich policzkach zaczęły płynąć potoki łez, jednak nie mogłam odpuścić.

Wbiłam nóż w nadgarstek i przeciągnęłam go w kierunku wewnętrznym, szybko zmieniłam rękę chwytającą ostrze i tak samo nacięłam drugi, po czym wypuściłam nóż z dłoni.

Z moich ust wyrwał się jęk i obserwowałam, jak dookoła mnie tworzy się kałuża krwi, z każdą chwilą słabłam, a ból mnie oszałamiał.

Moje powieki stały się ciężkie aż w końcu opadły..

...tak oto umrze Mallory Stadfort, sama w zimnej celi, skatowana i opuszczona. Ta, której nie mógł złamać nikt. Ta, która sama zdecydowała, jak i kiedy umrze.

Data opublikowania:
18 listopada 2017

Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz