33

16.1K 938 677
                                    

*krótkie pytanie: team Erick, team Michael czy team Will?*

Mallory:

Gdy się ocknęłam leżałam na łóżku w sypialni Michaela, a na moim brzuchu spoczywała głowa śpiącego Elliota, nie chcąc go zbudzić delikatnie uniosłam się i rozejrzałam na wszystkie strony, po czym dostrzegłam Michaela stojącego w rogu pokoju i przypatrującego mi się nieodgadnionym wzrokiem:

-Długo tak tu leże?- Zapytałam widząc za oknem ciemne gwieździste niebo.

-Niecałą dobę.

-Kurwa.- Zaklęłam pod nosem.- Nie mogliście mnie ocucić? Walnąć kijem? Cokolwiek?- Zapytałam czując narastającą irytację, po czym u swojemu zdziwieniu usłyszałam śmiech.

Michael się śmiał.

On nigdy tego nie robił.

Wątpiłam nawet w to czy umie się uśmiechnąć.

A jednak. Podoba mi się jego śmiech, melodyjny, ciepły, nie wiem, dlaczego czuję się tak przyjemnie bezpieczna, gdy go słyszę:

-Kijem? Serio?- Parskał dalej.

-Hej! Nie śmiej się ze mnie!- Odparłam rzucając w niego poduszką, i to był duży błąd. Orientuję się, co zrobiłam dopiero, gdy Elliot podnosi nagle głowę i zaspanym wzrokiem odnajduje moje spojrzenie.

Widząc, że jestem przytomna zaczyna szybko oddychać i marszczyć nosek, po czym wdrapuje się na mnie i chwytając mnie rączkami za szyję, mocno się wtula boleśnie szarpiąc moje włosy, po chwili czuję jak jego łzy moczą moją koszulkę i instynktownie mocniej go przytulam.

Trzymając brata patrzę na Michaela i bezgłośnie pytam czy otrzymali już potwierdzenie tożsamości ofiar pożaru, lecz on w odpowiedzi tylko pokręcił głową.

A więc wciąż była nadzieja, że żyją, musiałam się jej trzymać. Nie mogłam się teraz rozkleić, nie przy Elliocie, był już wystarczająco rozbity, przestraszony, i tak przerażająco milczący. Nie znałam go takiego, był zawsze rezolutnym, wygadanym dzieckiem, którego wszędzie było pełno.

Co więc musiało się stać, że zamilkł? Drżałam na samą myśl, że mógł być świadkiem pożaru, jednak nie miałam odwagi go o to zapytać, nie chciałam. Bałam się tego, co mogłabym usłyszeć, nie chciałam zabijać w sobie ostatniej iskry nadziei na to, że jeszcze kiedyś wpadnę w ramiona rodziców, i usłyszę maminy śmiech dobiegający z kuchni.

To byłoby zbyt wiele, oh losie, dlaczego wciąż rzucasz mi kłody pod nogi?

Kiedy to ja będę szczęśliwa?

***

Korzystając z chwili, gdy Elliot ogląda bajki a Erick wraz z rodzicami urządzili turniej gier zespołowych, więc większość watahy była poza domem weszłam do kuchni z zamiarem upieczenia ciasta czekoladowego, które Elliot tak bardzo lubił.

To była moja chwila, relaksu i oddechu, przez te wszystkie dni brakowało mi takiego momentu beztroski ii spokoju, oczywiście dalej jedną wielką niewiadomą pozostawało milczenie Elliota i los moich rodziców, ale starałam się na tym nie skupiać, wierzyłam w to, że będzie dobrze.

Musi być.

Prawda?

Gdy uporałam się z masą i w końcu umieściłam blachę w piekarniku poczułam czyjąś rękę na swoich biodrach, a przede mną pojawiła się druga, niewątpliwie męska dzierżąca bukiet czerwonych róż.

Uśmiech wpełzł na moją twarz, ujęłam bukiet w dłonie rozkoszując się wonią kwiatów, po czym odwróciłam się lekko chcąc podziękować darczyńcy, gdy jednak mój wzrok napotyka zielone tęczówki Willa mój uśmiech blaknie i przez chwilę czuje się zawiedziona jednak szybko przywracam radosną minę:

-Witaj najpiękniejsza.- Powiedział ciepłym, wręcz urzekającym tonem, po czym pocałował mnie w policzek:

-Hej, jakaś okazja?- Zapytałam wskazując na kwiaty.

-Nie, i mam coś jeszcze.- Odpowiedział podając mi pudełko czekoladek, z likierem, nie znosiłam takich, ale uśmiechnęłam się grzecznie i odparłam:

-Dziękuję.

-Nie ma sprawy mój króliczku.

-Króliczku?

-Tak.

-A czy króliczek nie powinien przypadkiem dostać marchewki zamiast czekolady?- Odparłam uśmiechając się szeroko.

-Ty możesz dostać wszystko, czego zapragniesz.

-Wszystko?- Zapytałam unosząc brwi ze zdziwienia.

-Rzucę ci świat do stóp, jeśli tylko się zgodzisz, kocham cię, będę to powtarzał do końca świata, uczynię wszystko by zasłużyć na miano twojego, nigdy nie pozwolę na łzy w tych twoich pięknych zielonych oczach. Będę z czcią dotykał każdy twój włos, przysięgam, że uwolnię cie od trosk, już nigdy nie będziesz się bać.- Mówiąc to patrzył mi w oczy a ja nie wiedziałam gdzie podziać swój wzrok, byłam rozkojarzona i nie wiedzieć, czemu czułam wewnętrzną blokadę, widziałam uczucia i nadzieję w jego spojrzeniu, lecz co ja miałam mu odpowiedzieć?

Czy kochałam Willa?

Nie.

Tego byłam pewna, lecz co będzie dalej?

Czy mogłabym pokochać Willa?

Pewnie tak. Z czasem.

Kiedyś dni spędzone, w Sampters wydawały się być bajką a William księciem na białym koniu, więc czemu teraz, gdy ponownie otwierał się przede mną, wyznawał swoją miłość ja milczałam jak zaklęta?

Dlaczego nie potrafiłam wyznać mu tego samego?

Co stało mi na przeszkodzie?

A może, kto?

-Odpowiesz mi coś?- Przerwał moje rozmyślania Will, spojrzałam w jego zielone tęczówki i westchnęłam:

-Nie wiem, co ci powiedzieć. Nie umiem ci wyznać, że czuję to samo, to dla mnie za wcześnie.

-Rozumiem.- Odparł lekko spuszczając głowę.- Ale wiedz, że będę czekał, pokaże ci, że jestem mężczyzną dla ciebie, udowodnię swoje uczucia lecz wiedz, że nie mogę już patrzeć na to jak się męczysz. Będę czekał jutro o zmierzchu w lesie przy starym przewróconym dębie. Przyjdź.

-Ale Will, czego ode mnie oczekujesz? Przecież nie uciekniemy.

-Powiedz tylko słowo a zabiorę cie stąd.

-Tak nie można! A Elliot?

-Weźmiemy go ze sobą.

-Will, to czyste szaleństwo, tak nie można!- Zaprzeczyłam, uciec? Jak? A Erick? Michael? Elliot? Nie mogłam ot tak uciec.

-Posłuchaj! Nic cię tu nie trzyma! Zacznij walczyć o swoje! Skup się na swoim szczęściu! Zacznij oddychać pełną piersią, bez strachu, bez pilnującego cię na każdym kroku sadysty.

-On mnie dopadnie, Moulton zawsze mnie odnajdzie i co wtedy z Elliotem? Co jeśli tylko ja mu pozostałam? Will ja tak nie mogę!

-Możesz Mallory, możesz, ale nie chcesz.- Odparł, po czym położył czekoladki na stole i wyszedł pozostawiając mnie samą.

Data opublikowania:
28 lutego 2018

Uratuj mnieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon