25

17.1K 994 65
                                    

Mallory:

-O nas? Nie ma żadnych nas, przez ciebie dzień w dzień, udaje kogoś im nie jestem, znoszę dotyk swojego kata, śpię z nim w jednym pokoju, a ty mi nagle wyskakujesz z nami? Nie ma nas, jest Mallory Stadfort i Erick North, dwie kompletnie różne osoby, których nigdy nic nie połączy.

-Już połączyło.- zaczął, lecz szybko mu przerwałam:

-Nic nas nie łączy, nic nie czujemy do siebie, i nie sądzę bym kiedykolwiek była w stanie coś zrobić w twoim kierunku. Toleruje cię Ericku, ale tylko dlatego, że jestem tu uwięziona.

-I nie będzie nas, dlatego mam Sashe..

-Ty masz ją, a ja co mam? Do końca życia uwiązałeś mnie przy Michaelu, a zapytałeś chociaż czego ja chce?

-Rozumiem twoje rozgoryczenie do cholery, ale daj mi dojść do słowa! Myślisz, że nie wiem, co czujesz? Mój wilk, co dzień odczuwa twój ból, ale ja cię nie kocham! I nie będę udawać, że jest inaczej, po prostu potrzebuje cię co jakiś czas w pobliżu, posiedź ze mną w gabinecie, cokolwiek, bo nie jestem w stanie się kontrolować, jeśli mój wilk wciąż skomle z tęsknoty za tobą!

-Jak zwykle, chodzi tylko o ciebie, jesteś zwykłym egoistą.

-Przyszłaś mi podziękować, a teraz mnie obrażasz? Niezła zmiana panno Stadfort.

-Nie prowokuj mnie.

-Po prostu przyjdź co jakiś czas, o nic więcej cię nie proszę. Bynajmniej nie teraz.

-Jak mam to rozumieć?- zapytałam nieco zdezorientowana.

-No wiesz.- zaczął drapać się po głowie.- Alfa potrzebuje następcy, a dość silny może być tylko ten poczęty z przeznaczoną..

-Czy ciebie już całkiem popierdoliło? Zrobisz mi dziecko a później, co? Może mam je oddać Sashy pod opiekę i co dzień patrzeć jak dorasta, nie mogąc mu wyznać prawdy? Jesteś idiotą! -wykrzyczałam, po czym wstałam i wyszłam, głośno trzaskając drzwiami.

***

-Hej, zmarzniesz.- rzucił wesoło Will, siadając obok i otulając mnie swoją kurtką.-Mallory, ty płaczesz?

-Nie.- odpowiedziałam krótko, ocierając zdradziecką łzę z policzka.

-Przecież widzę, że coś cię dręczy, powiedz mi.- powiedział, zbliżając swoją głowę do mojej tak, że niemalże się stykały.

-Jestem zmęczona byciem tu. Nie chce tu być.

-To odejdź, nic cię tu nie trzyma, dlaczego wciąż tu tkwisz skoro tego nie chcesz?

-Nic nie rozumiesz Will.

-To mi wyjaśnij.

-Nie mogę. Chce, ale nie mogę, i nawet nie mam siły do tego. Pragnę po prostu zapomnieć, dlatego proszę, daj mi tu posiedzieć samej.

-Nie zostawię cię, już nigdy nie pozwolę ci odejść, nie teraz gdy cię znów odnalazłem.

-Nie znasz mnie Will, tak naprawdę nic o mnie nie wiesz, spędziłeś ze mną tylko kilka dni, podczas których nawet nie wiedziałeś, kim naprawdę jestem.

-To daj mi się poznać, ucieknij ze mną, zostaw w tyle ich wszystkich. Zapomnij o Ericku, Michaelu, wymaż z pamięci tę watahę, nie daj sobą pomiatać tylko dlatego, że masz dar. Nie jesteś eventiris, jesteś Mallory Stadfort, zasługujesz na więcej niż tylko ciągły ból i ucieczki, zacznij żyć.

-Uciekniemy.- westchnęłam zamyślona.- Ciekawe, dokąd, wiesz, że przecież będą mnie szukać.

-Daleko. Zamieszkamy jak najdalej od tego syfu, może nad morzem? Kupilibyśmy małą drewnianą chatkę, żylibyśmy z dnia na dzień, co więcej nam potrzeba? Wystarczy tylko nasza dwójka.

-To wszystko tylko pięknie brzmi, lecz rzeczywistość byłaby inna.

-Nie wiesz, jaka by była, z resztą, czy to ważne? Miałabyś mnie, a ja nie dałbym cię skrzywdzić, nie potrafiłbym.

-Will, ja..- zaczęłam, lecz przerwał nam wściekły głos:

-Co tu się kurwa dzieje?!- nad nami ujrzałam wściekłego Michaela, który w jednej chwili złapał mnie za rękę i mocno za nią szarpnął, zmuszając bym wstała, po czym odepchnął mnie na bok i rzucił się na Willa:

-Obce wilki się śmieją, że ścierwo dotyka moją przeznaczoną, zrobiłeś ze mnie pośmiewisko, zapłacisz za to.- warknął, a jego ciemne oczy zrobiły się całkowicie czarne i pięściami zaczął okładać blondyna:

-Michael przestań!- wykrzyczałam, jednak brunet nie reagował. Widziałam, jak twarz mojego przyjaciela robi się niemal sina i nie myśląc dłużej, rzuciłam się między nich, przyjmując kolejny cios na siebie.

Gdy poczułam pięść Santeza na swojej twarzy, świat przez chwilę zasłoniła ciemna mgła, a później nastąpiły kolejne uderzenia. Czułam jak krew wypływa z mojego nosa i wargi, a w momencie gdy szykowałam się na kolejny cios on nie nadszedł. Otworzyłam oczy i dostrzegłam Michaela stojącego nade mną z uniesioną ręką, a dookoła nas zebrał się nie duży tłum gapiów.

Gdy spojrzałam w oczy mojego oprawcy, to dostrzegłam, że czarna mgła niemal znika i wracają one do swojego normalnego czekoladowego koloru, nie mówiąc nic podszedł do mnie i uniósł mnie szybko, nawet nie zaszczycając spojrzeniem leżącego Willa:

-Na co się gapicie, wypierdalać.- rzucił do zgromadzonych, a ci uciekli niczym szczury z tonącego statku.

-Jesteś idiotką.- warknął, kierując się w stronę domu głównego.

-Bo co? Przecież nic nie zrobiłam, to ty wpadłeś tu jak wariat.- odparłam z trudem, gdyż moja twarz wciąż boleśnie pulsowała.

-Wszystko psujesz, wszystko niszczysz. Od kiedy się pojawiłaś, nic nie jest takie samo. Na dodatek zrobiłaś ze mnie pośmiewisko.

-Ja? Niby jak?

-Rozmawiałaś z nim, przytulałaś się, mate tak nie robi!

- Jakbyś zapomniał, to przypominam ci, że nie jestem twoją mate kretynie!

-Ja i ty to wiemy, ale sfora nie. Ludzie śmieją mi się w twarz, że moja partnerka spędza czas z człowiekiem!

-No i co z tego, o co ci chodzi?! Uwięzisz mnie w areszcie, bo masz problem ze swoim chorym ego?!

-Nie, mam lepszy pomysł.- warknął, niosąc mnie wąskim korytarzem domu głównego.

-Niby jaki?- zapytałam, gdy jego kroki nagle ustały i zatrzymaliśmy się przed drzwiami naszego pokoju.

-Zamknę cię tu, dopóki nie zmądrzejesz.- odparł, po czym otworzył drzwi i wchodząc, zrzucił mnie z ramienia brutalnie na stojące w kącie łóżko, a następnie wyszedł, pozostawiając mnie samą.

Jedyne, co po tym usłyszałam to dźwięk klucza przekręcanego w zamku.

Tak o to Mallory Stadfort ponownie została sama.

Data opublikowania:
22 stycznia 2018

Uratuj mnieWhere stories live. Discover now