29

15.7K 959 108
                                    

 Mallory:

-Masz racje ojcze, to nie jest moja mate, nie ukrywam tego, nie wmawiam wam kłamstwa, dobrze znasz moje podejście do kwestii łączenia dusz, nigdy tego nie chciałem i skoro los wciąż nie postawił ukochanej na mojej drodze to, na co mam czekać? Wybrałem Sashę, nie będę tracił czasu na bezsensowne poszukiwania – odpowiedział pewnym głosem Erick, był naprawdę dobrym mówcą, albo bardzo utalentowanym kłamcą, bo gdybym nie znała prawdy, zapewne sama bym mu uwierzyła.

-Gadasz głupoty synu- zaczęła Lilian. -Partnerstwo dusz to najpiękniejsza rzecz w naszym wilczym życiu, gdy połączysz się z kimś, przyznasz mi rację, a ja wierzę, że twoja miłość gdzieś tam czeka na ciebie.

-Być może, nie wiem i nie chcę wiedzieć.

-Nie mogę uwierzyć, że wychowałem takiego ignoranta!- warknął Jonathan.- Możesz nie chcieć mate, ale dobrze wiesz, że ona jest częścią naszej wilczej duszy, bez poznania przeznaczonej umieramy samotni, w bólach! Poza tym stado czerpie siłę z luny!

-Mam lunę, jest nią Sasha!

-Ona się nie nadaje! Jest nieodpowiednia! Tylko na nią spójrz! - wykrzyczał ojciec Ericka, wskazując na Sashę, a ja dostrzegłam łzy zbierające się w jej oczach.

Mimo że wcześniej nie polubiłyśmy się zbytnio, to jednak po naszym wspólnym wypadzie do miasta złapałyśmy jakąś nić porozumienia, i było mi jej teraz najzwyczajniej w świecie szkoda, bo w gruncie rzeczy nie była złą osobą. Może i wyglądała jak plastikowa lalka, może jej zachowanie odbiegało od normy, ale pod tym wszystkim kryła się wspaniała, ciepła osoba.

-Nie róbmy scen — wtrąciła się Lilian. - Wejdźmy do środka i porozmawiajmy jak ludzie, a nie jak zwierzęta — na jej słowa ojciec z synem spojrzeli na siebie i roześmiali się:

-Jak zwierzęta? Serio mamo?- zapytał, dusząc się ze śmiechu alfa, po czym cała trójka weszła do domu głównego, a po chwili podążył za nimi również Michael Santez.

Sasha wciąż stała w miejscu, Erick nawet na nią nie spojrzał, widziałam, jak jej ramiona drżą, od tłumionego płaczu i nie zastanawiając się dłużej, podbiegłam i mocno ją przytuliłam, po czym poczułam, jak moja sukienka staje się wilgotna pod wpływem jej łez:

-Ja się naprawdę staram, próbuję, robię wszystko, żeby stado mnie zaakceptowało, to nie moja wina, że nie jestem mate Ericka. Naprawdę chciałabym nią być.

-Wiem słońce, wiem — odpowiedziałam, czując narastające wyrzuty sumienia.

***

-Jak tam? Wielki mate Michael znów cię opuścił?

-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- odparłam, poruszając lekko zanurzoną w wodzie nogą. Od kilku godzin siedziałam na pomoście przy jeziorze i wpatrywałam się przed siebie, rozmyślając o ostatnim spotkaniu z Victorem, nie miałam pojęcia, co mogły znaczyć jego słowa, czyżby chciał ponownie zaatakować? Nie mogłam na to pozwolić. Choć może blefował? Może chciał tylko wywabić mnie poza teren sfory?

W głowie miałam tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi.

-Nie wiedziałem, po prostu też lubię tu przyjść - odparł Will, zdejmując buty, po czym przysiadł obok mnie.- To powiesz mi, o czym tak myślisz?

-O niczym ważnym, tak po prostu siedzę.

-Dlaczego mnie okłamujesz?

-Will, naprawdę wszystko gra, po prostu chciałam odpocząć od tego zgiełku w domu głównym.

-Wiem, że nie mówisz prawdy, ale okej, nie będę naciskał. Zimno ci? - zapytał, widząc, że lekko drżę.

-Trochę.

-Ech, kobiety. Chodź no tu — odparł, po czym zdjął swój sweter i pomógł mi go założyć.-Lepiej?

-O wiele, dziękuję — odpowiedziałam, uśmiechając się lekko do niego.

-Tak mogłoby być zawsze, nigdy nie pozwoliłbym, byś siedziała tak sama, by było ci zimno, zawsze byłbym przy tobie blisko.

-Will, proszę cię, nie zaczynaj tego tematu.

-Ale, dlaczego nie? Powiedz mi, dlaczego mi odmawiasz Mallory? Pamiętasz nasze wspólne chwile w Sampters? Źle ci było wtedy? Dla mnie to był najpiękniejszy czas mojego życia i chcę, by to trwało wiecznie, tylko ja i ty, nic więcej się nie liczy.

-Mówiłam ci już, że to nie jest takie proste.

-Jest proste, tylko ty tego nie chcesz dostrzec! Niepotrzebnie wszystko komplikujesz!

-Will, dlaczego ty wypowiadasz się w sprawach, o których nie masz zielonego pojęcia?

-To może mnie uświadomisz, co tu jest grane?

-Tu jestem bezpieczna, w końcu nie muszę uciekać, nawet nie wiesz, jakie to męczące tak żyć w ciągłym strachu, wciąż oglądając się za siebie. Przez rok nie byłam w jednym miejscu dłużej niż kilka dni.

-Nie zasłaniaj się tym, nie jestem głupi, wiem, że nie tylko o to chodzi.

-Czemu nie możesz odpuścić?

-Bo chcę znać prawdę, powiedz mi, co cię tu trzyma Mallory? Erick? Michael? Oni mają cię gdzieś, ja nigdy bym cię tak nigdy nie potraktował.

-Dlaczego tak drążysz ten temat?

-Bo cię kocham cię Mallory, pokochałem cię od chwili, gdy wróciłem rano i ujrzałem cię na swojej kanapie, spałaś tak słodko, cała brudna, tak spokojnie i miarowo oddychałaś. A później cię poznałem, to jaką jesteś niezwykłą, ciepłą i pełną miłości osobą. Chce cię poznać w każdym możliwym znaczeniu tego słowa, chce być przy tobie, ocierać twoje łzy, widzieć każdy uśmiech, tylko proszę, daj mi szansę — powiedział Will, po czym nachylił się i delikatnie zetknął swoje wargi z moimi.

Pocałował mnie, a ja wcale nie byłam pewna czy mi się to podobało.  

Data opublikowania:
8 luty 2018

Uratuj mnieWhere stories live. Discover now