56

14.2K 985 119
                                    

*To przedostatni rozdział, nie panikujcie po zakończeniu lektury. Mam jeszcze jeden w zanadrzu  który opublikuję. Wyjaśni wszystko i to on będzie ostatecznym zakończeniem.*


Tydzień później.

Mallory:

Po kilku dniach wraz z dziećmi opuściłam szpital i tymczasowo zamieszkałam u Theo. Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna mieszał na przedmieściach miasta, w ślicznym drewnianym domku z zielonymi okiennicami i dachem w tym samym kolorze.

Uroczy i prosty, emanujący rodzinnym ciepłem.

Theo wziął wolne w pracy tylko po to by móc mi pomóc i mnie odciążyć, nie powiem, byłam mu bardzo wdzięczna. Bez niego nie poradziłabym sobie ze wszystkimi obowiązkami, których wciąż przybywało.

Wychowanie jednego dziecka może być trudne, ale gdy ma się na głowie bliźniaki to jest już prawdziwy armagedon. Gdy Alaya zasypiała to Ares wstawał, i tak na zmianę, dzięki Bogu Theo zawsze chętnie mi pomagał, choć widziałam, że głównie upodobał sobie Alayę.

Malutka była przeurocza, ale i ciut przerażająca, nie okazywała emocji, nawet nie płakała, a jej ciemne oko było zimne i patrzyło tak jakby znało wszystkie twoje sekrety, drugie emanowało ciepłem, ale przygaszonym, stonowanym i ograniczonym. Wstyd mi było przyznać, że własna córka budzi we mnie strach i niepokój.

Ares był jej przeciwieństwem, był rozbrykany i uśmiechnięty, tętnił życiem, przyciągał do siebie ludzi niczym magnes. Na każdym spacerze wszystkie staruszki go zaczepiały natomiast na Alayę omijały szerokim łukiem z przerażeniem w oczach.

Niepokoiło mnie to, ale kochałam swoje dzieci nade wszystko.

-Mallory rzucisz mi śpioszki Alayi? Znów się ubrudziła.- Krzyknął Theo a ja chwyciłam pierwsze lepsze body i rzuciłam w jego stronę.- Ej, przecież to Aresa!- Odparł machając mi przed oczami niebieskim ubrankiem.

-A czy to ważne?- Zapytałam usypiając z głową na rączce wózka.

-Och przecież wiesz, że ją drażnią kolory, nie po to barwiłem wszystkie różowe ubranka na ciemne, żeby znów marudziła.- Theo miał rację, moja córka niewątpliwie była dziwnym dzieckiem, gdy próbowaliśmy jej założyć coś różowego jak na dziewczynkę przystało to darła się w niebogłosy

Dopiero widząc czarną koszulę Theo się uspokoiła, i tak odkryliśmy, że czas na wymianę i tak skromnej szafy a wszystkie ekspedientki patrzyły na mnie jak na wariatkę, gdy szukałam czarnych bodów dla małej.

Stanęło na tym, że Theo przez trzy godziny barwił jej wszystkie śpioszki tak, że teraz wyglądała jak mały demon.

-Mallory połóż się, Ares śpi a z Alayą sobie poradzę.- Powiedział Theo patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.

-Zawracam ci głowę.- Odparłam kręcąc głową.- Muszę odejść.

-Nie chcę żebyś odchodziła.- Odpowiedział patrząc na Alayę a potem na mnie.

-Nie mogę tu być, musisz zacząć żyć, a ja muszę wrócić do brata i...

-Michaela.- Dokończył smutno.

-Tak, do Michaela.-Potwierdziłam.

***

-Masz wszystko?- Zapytał po raz setny Theo montując fotelik Aresa w aucie.

-Tak, myślę, że tak.

-A gdzie pan Węgielek?

-O cholera.- Zaklęłam pod nosem.

Uratuj mnieWhere stories live. Discover now