14

19.9K 1K 223
                                    

Mallory:

Nie wiem, co się stało w lesie, ilekroć próbuję sobie przypomnieć bieg wydarzeń, zacinam się w jednym miejscu. Pamiętałam, że nagle pojawili się nieznani mi mężczyźni, a po chwili zostałam odrzucona na drzewo. Nie wiem, ile trwała walka, kto wygrał, wszystko zlewało mi się w całość, nie odróżniałam kształtów ani głosów.

Wiedziałam, że ktoś chwycił mnie mocno w ramiona, czułam ciepły dotyk na policzku, a później świat ogarnął błękit, wszystko się wyostrzyło, a mnie pochłonęła lazurowa głębia zaklęta w pięknych iskrzących się tęczówkach. Ciepło mnie stopniowo wypełniało, aż w końcu dotarło do mego serca, a następnie odpłynęło, iskrzenie znikło, a mnie ogarnęła ciemność.

Gdy się przebudziłam, byłam pewna, że to ciepło i te lazurowe oczy to był tylko sen. Wstałam obolała, ze zdziwieniem zauważając, że moje zadrapania zostały opatrzone, a moje szpitalne ubrania zniknęły, teraz miałam na sobie szare legginsy i ciemno-zielony top. Pomieszczenie, w którym się obudziłam, też nie przypominało tamtego. Te było niczym sala szpitala psychiatrycznego. Podłoga była szara drewniana, a ściany były z materiału, miękkie i pikowane, miałam tu tylko gruby materac i kołdrę bez poszewki.

Czułam się osaczona, dusiłam się w tym pomieszczeniu. Nawet nie miałam okna, nie znałam pory dnia, nie miałam pojęcia, ile już tu jestem. W rogu miałam toaletę i prowizoryczny prysznic, który składał się ze wbudowanego w ścianę włącznika, nawet nie mogłam ustawić temperatury, woda wpływała z małych otworów w suficie. Ten pokój był okropny, jakby ktoś przesadnie pilnował, by nic mi się nie stało. Nawet gdybym chciała uciec - nie miałam jak, nawet nie wiedziałam, gdzie są drzwi.

Nie będę jadła, nie dam się tak traktować, jeśli będzie trzeba- ponownie targnę się na swoje życie.

Erick:

Obudziłem się radosny obok jasnowłosej Sashy, moje problemy zniknęły tak szybko, jak szybko się pojawiły, minęły trzy dni od połączenia mojej duszy z duszą tej dziewuchy, a ja w końcu czułem spokój.

Po tym, co miało miejsce w lesie, zaniosłem ją do lecznicy, a Izaak zadbał, by nie obudziła się przez kolejne dwa dni. W tym czasie mój beta Ian zlecił budowę bezpiecznego pokoju dla mojego nowego zakładnika. Od tej pory kobieta, z którą połączył mnie los, przebywała w specjalnie wykonanym pomieszczeniu z miękkimi ścianami. Pozbyliśmy się wszystkiego, co by mogło dać jej szansę na ucieczkę lub śmierć.

W końcu mogłem spać spokojnie. Żadne zapachy nie doprowadzały mnie do obłędu, nie czułem, żadnych dreszczy ani swędzenia. Wszystko powoli wracało do normy, a ja znów w spokoju mogłem rozkoszować się wdziękami innych kobiet.

Powoli wstałem i ubrałem się w dresowe spodnie, a następnie opuściłem sypialnię, pozostawiając śpiącą Sashę w środku. Musiałem odetchnąć świeżym powietrzem i zająć się w końcu sprawami watahy, wziąłem po drodze dokumenty z gabinetu i usiadłem na tarasie:

-No no, nasz drogi alfa wziął się do pracy, witaj czcigodny przywódco.- przywitał się ze mną Ian, siadając obok mnie:

-Nie żartuj sobie ze mnie Bein, przez tę idiotkę mam teraz pełno zaległej pracy.

-Idiotkę?- zapytał nierozumiejąc.

-Tak idiotkę, moją mate.

-Masz na myśli Mallory?

-Tak, dokładnie o nią mi chodzi.

-Erick ty tak na poważnie? Naprawdę nic do niej nie czujesz?

-Nie, kurwa. Żartuje.- odwarknąłem ironicznie.

-Nie wierzę! Musisz coś czuć! Byłem pewny, że po połączeniu dusz coś w tobie drgnie, że ogarniesz się, ale dni mijają, a ty jej nie wypuszczasz! Erick to jest chore! Nie wierzę, że nie czujesz tego ciepła, które ja czuje do mojej Emily! Jestem twoim przyjacielem, więc błagam, nie udawaj, nie wzbraniaj się przed tym, zobaczysz, że ona da ci szczęście, będzie całym twoim światem, tylko dopuść ją do siebie! To ciepło, które wciąż czujesz od połączenia to ona! Wiem, że nie chciałeś mate, ale musisz mieć następcę, poza tym powinieneś dziękować losowi za nią, dobrze wiesz, że część z naszych braci umiera samotnie, nigdy nie zaznając smaku miłości, jesteś szczęściarzem! Poza tym to luna! Umocni stado!

-Zamknij się Ian.- warknąłem rozwścieczony.- Nie rozumiesz, że nie chce jej?! Nie obchodzi mnie ona, najchętniej bym ją zabił, ale dobrze wiesz, że nawet po połączeniu moja wilcza strona będzie cierpieć, ja jej nie pragnę i nie czuje nic na tyle silnego, by chcieć z nią być!

-A co ze stadem?! W końcu wyczują, że się z kimś połączyłeś, oni muszą mieć kontakt z luną!

-Coś się wymyśli, nie mam teraz do tego głowy, daj mi popracować w spokoju.

-Coś się wymyśli?! No nie wierzę, Erick to jest człowiek, a ty trzymasz ją jak zwierze! Wiem, że czujesz to ciepło płynące z waszej więzi. Błagam, pozwól żeby znów cię otuliło tak jak wtedy w lesie! Widzieliśmy z Michaelem, co się działo! Wasze oczy iskrzyły, widziałem twoją twarz, jak na nią patrzyłeś!

-Ian daj mi spokój, Nie rozumiesz, że ja nic nie czuje! Nie ma żadnego ciepła!- wykrzyczałem i zostawiając dokumenty, wstałem jednak ręka Iana powstrzymała mnie:

-To nie możliwe.- wysyczał, boleśnie ściskając moje ramie.- To jest w tobie, w każdym z nas.

-Nie zapominaj się Bein, jestem twoim alfą, okaż mi szacunek!- wykrzyczałem i złapałem go za gardło, po czym docisnąłem go do ściany, lekko ściskając jego szyje.- Ta kobieta to nie twoja sprawa, posprzątaj to i wypierdalaj, nie chce cie już widzieć dzisiaj, a spróbuj dalej się wtrącać, a z rozkoszą odwiedzę Panią Emily Bein i sprawdzę, jak długo wytrzyma, gdy jej serce znajdzie się poza ciałem w mojej pięści:

-Nie odważysz się.

-Sprawdź mnie beto.- odparłem, po czym zwolniłem uścisk i pozwoliłem, by mój przyjaciel opadł na kolana, w jego oczach widziałem strach- i słusznie - powinien się bać, wszyscy powinni.

Odwróciłem się na pięcie i wszedłem do domu, musiałem odreagować, więc miałem nadzieję, że Sasha wciąż znajdowała się w moim łóżku. Przekraczając próg mojej sypialni, z zadowoleniem odkryłem, że blondynka wciąż się w niej znajduje, jednak już nie spała, wpatrywała się we mnie pożądliwym wzrokiem:

-Już do mnie wróciłeś?- zapytała, odkrywając kołdrę, tak bym ujrzał jej nagie wdzięki.-Czyżbyś stęsknił się za mną?

-Ja nie tęsknię, zapamiętaj to sobie.- odparłem, powoli podchodząc do niej.

-A jednak, co noc jestem w twoim łóżku, coś musisz do mnie czuć.

-Jesteś dla mnie odskocznią od problemów, jak nie ty to inna, ale tobie chyba odpowiada ten układ, nie widzę byś narzekała.

-Bo nie narzekam, w końcu zostanę luną.- odrzekła, uśmiechając się zalotnie.

-Pożyjemy, zobaczymy, a teraz zamknij się.- rzuciłem, przyciskając swoje wargi do jej, pocałunek był gwałtowny i brutalny, wręcz rzuciłem się na nią. To jej potrzebowałem, nie kobiety, z którą połączyła mnie mistyczna więź, nie potrzebowałem Mallory.

Data opublikowania:
11 grudnia 2017


Uratuj mnieWhere stories live. Discover now