18

17.6K 1K 30
                                    

Mallory:

Stałam obok Michaela na werandzie przed budynkiem, który przedstawił mi, jako dom głównym watahy. Nie był to najnowszy krzyk architektoniczny, nie przypominał tych ogromnych willi wilkołaków opisywanych w książkach. Był skromny, drewniany i miał tylko dwa piętra, jego prostota urzekła mnie, biło od niego przyjemne ciepło i gdybym nie stała właśnie obok swojego, kata to myślę, że mogłabym poczuć się tu jak w domu.

Michael ścisnął mocno moją rękę:

-Przestań się rozglądać jak nienormalna.- wyszeptał w moją stronę, a ja spuściłam głowę, wpatrując się w swoje nowe buty. Dostałam je od mate mężczyzny, który kłócił się w celi z Erickiem, nazywał się on Ian. Jego kobieta Emily była drobną blondynką o fiołkowych oczach i zniewalającym uśmiechu. Podarowała mi też zwiewną białą sukienkę z koronkową górą i gładkim dołem przed kolano.

Tak oto teraz stałam wystrojona obok mężczyzny, który mnie torturował, bił i skłonił do samobójstwa, udając szalenie zakochaną w nim kobietę przed niewielkim tłumem, który zebrał się przed nami. Po chwili dołączył do nas Erick:

- Witajcie, zapewne wiecie, dlaczego się zebraliśmy.– powiedział z uśmiechem.- Zgodnie z tradycją naszej watahy, gdy nasz brat znajdzie ukochaną, witamy ją w stadzie. Tak oto nadszedł czas na tego, którego już dawno skazaliśmy na straty.- kontynuował, a po zebranych rozeszła się fala śmiechu.– Nasz niezastąpiony Michael wpadł w sidła miłości! – zaśmiał się, a niektóre wilkołaki przed nami zaczęły gwizdać.- I od dziś wybaczcie drogie panie, ale nie jest już do wzięcia!- po jego słowach, do przodu podszedł brzydal i dodał:

-Pamiętajcie panowie, ona jest MOJA.- podkreślił, na co jeden z wilkołaków z uśmiechem puścił do mnie oczko, a Santez widząc to, odwarknął:

-Widziałem to Meyers!- na jego słowa nieznajomy uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym zaczął zmieniać swoją postać na wilczą, a reszta zebranych dołączyła do niego. Przede mną pojawił się tłum wilków, które głośno zawyły, obwieszczając całej okolicy o szczęściu swego brata.

Erick odwrócił się do mnie i skinął głową, na znak bym coś zrobiła w kierunku Michaela. Podeszłam więc i nieśmiało go objęłam, patrząc na alfę, który uniósł brwi ze zdziwieniem, po czym ponownie poruszył głową, tym razem wyrażając swoją aprobatę.

Santez obrzucił mnie krótkim spojrzeniem, siląc się na wymuszony uśmiech, po czym wziął mnie na ręce i z towarzyszącym nam Erickiem weszliśmy do domu.

Tuż po przekroczeniu progu, gdy tylko drzwi się zamknęły, Michael rozsunął ręce i z hukiem upadłam na ziemie. Widząc to, Erick tylko przewrócił oczami:

-Świetnie wam poszło, mówiłem, że będzie z was piękna para.

-Skończ North, nie podoba mi się to ani trochę. Jako twój przyjaciel najchętniej bym cię skopał, ale jako beta muszę akceptować twoje rozkazy, nie mniej jednak uważam, że jeszcze będą z tego kłopoty!

-Nie dramatyzuj Santez, będzie dobrze, za tydzień przedstawię stadu lunę.- wciąż siedząc na podłodze, popatrzyłam się na nich jak na idiotów:

–Zaraz, zaraz. Chcesz pokazać stadu inną kobietę, jako mnie? I co może my- powiedziałam, wskazując na Michaela- mamy do końca naszych dni udawać zakochanych?– w odpowiedzi alfa tylko skinął głową.- Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie uwięzisz mnie z tym psycholem do końca życia!- wyrzuciłam, wstając jednak zaraz później, znów upadłam, trzymając się za policzek, gdy Michael mnie uderzył:

-Zamknij się, nikt cię nie pytał o zdanie!

-Tylko to potrafisz? Bić i torturować?! Współczuję kobiecie, której przyjdzie spędzić z tobą całe życie, jednak to nie będę ja, pieprze to!

-Myślisz, że mi się to uśmiecha?! Jesteś ludzkim ścierwem! Wstyd mi przed całym stadem, że muszę udawać, że cię kocham! Brzydzę się twoim dotykiem!- wycedził, drżąc z wściekłości. Erick widząc, że beta powoli traci kontrolę, złapał go za ramiona:

-Ej stary, uspokój się, zaraz się przemienisz, chyba tego nie chcesz? Poza tym spójrz na nią, co ona ci zrobiła, a ty ją bez powodu skrzywdziłeś do cholery!

-Od kiedy jej bronisz Erick! Dawniej taka służyłaby ci tylko do łóżka, to jest człowiek, taka luna osłabi stado!

-Myślisz, że nie wiem!? Dlatego też nikt nie może wiedzieć, że to ona nią jest! Ale to nie powód, by tak reagować! Ogarnij się!- wciąż będąc na podłodze, przypatrywałam się wilkołakom niepewna czy zaraz obaj się na mnie nie rzucą:

-Ona jest nikim, powinieneś ją zamknąć w tamtej celi, a nie ulegać jej żałosnym prośbom! Jej miejsce jest w zamknięciu, ja nie będę robił za niańkę tego ścierwa, które jeszcze ma czelność mi się stawiać!

-Spierdalaj! Myślisz, że mi z tobą jest tak dobrze? Nienawidzę cię, jesteś cholernym sadystą, obaj jesteście siebie warci! Psychopata i nieczuły wyprany z uczuć żigolak myślący interesem w spodniach, a nie mózgiem!- wyrzuciłam z siebie, czułam, jak złość mnie ogarnia i otumania, traciłam zdrowy rozsądek, moje całe ciało niebezpiecznie drżało. Powoli traciłam kontrolę, do mojego umysłu nie docierało już nic oprócz rozprzestrzeniającej się złości, nie mogłam jej powstrzymać.

Moja moc zaczęła buzować, wypełniała mnie i dodawała siły, spostrzegłam, że spomiędzy moich palców zaczyna uwalniać się lekka mgła. Wstałam szybko na równe nogi i odwróciłam się od swych katów, tak by nie zauważyli, co się ze mną dzieje, wiedziałam, że zaraz może zrobić się niebezpiecznie.  

Data opublikowania:
23 grudnia 2017

Uratuj mnieWhere stories live. Discover now