24

17.9K 1K 118
                                    

Mallory:

-Amanda?! – wykrzyczał równie zdziwiony Will, po czym rzucił się w moją stronę i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku, z którego zaraz wyplątał mnie Michael głośno warcząc:

-Odsuń się od niej, idziemy stąd Mallory.

-Yyy... Mallory?- odparł zbity z tropu Will, po czym przeniósł zdziwione spojrzenie na mnie, a ja zdążyłam tylko bezgłośnie pokazać, że później mu wyjaśnię, po czym posłusznie poszłam za Santezem, który szarpał mnie za rękę chcąc odciągnąć od nowo przybyłego:

-O, co ci chodzi?– zapytałam, gdy oddaliliśmy się od wścibskich spojrzeń.

-O nic, zachowałem się jak każdy zazdrosny mate.- wyszczerzył się w uśmiechu Michael, a ja tylko przekręciłam oczami:

-Zachowujesz się jak dziecko.

-Nie przesadzaj.- burknął urażony. –Mallory?

-Hmm?

-Chciałem ci podziękować.

-Wow, Michael Santez drugi raz wydusi z siebie słowa przeprosin? Jestem w szoku! Poczekaj chwile, tym razem uda mi się to nagrać!- zaśmiałam się, zerkając na krzywiącego się betę.

-Nie licz na to, ze jeszcze kiedyś to usłyszysz, więc lepiej dobrze zapamiętaj tą chwilę. Mimo wszystko, uratowałaś mi życie, choć wcale nie musiałaś tego robić, to dla mnie wiele znaczy.

-Czy ja wiem czy nie musiałam? Twoje biedne pokrzywdzone oczka aż błagały „uratuj mnie Mallory, uratuj"– zadrwiłam, po czym roześmiałam się widząc jak Santez ponownie się krzywi.- No hej! Uśmiechnij się czasem! Na pewno potrafisz!

Santez w odpowiedzi pokręcił tylko głową, przypatrując mi się uważnie:

-Czyżbyś bał się, że zmiękniesz i zgubisz swoją łatkę twardziela?

-Ale ja jestem twardzielem!– wypiął dumnie pierś.

-Nie sądziłam, że kiedykolwiek będziemy normalnie rozmawiać.- wyszeptałam zatrzymując się i odwracając w jego stronę.

-Nie przyzwyczajaj się Stadfort, dalej jesteś wrzodem na tyłku! I jak będę chciał to skopie ci dupe!

-Jasne, jasne!- odpowiedziałam z uśmiechem, po czym rzuciłam w niego swoja torbą i puściłam się biegiem w kierunku domu głównego.

***

-Więc te dokumenty, które wtedy znalazłem, to wszystko, to dlatego, że jesteś tą całą eventiris?

-Nie jestem eventiris głupku, jestem Mallory, z rodu eventiris. – żachnęłam się, po czym żartobliwie uderzyłam Willa w ramie.

-Wiesz, że to porąbane? Ciężko mi się będzie przestawić, że moja biedna uciekająca Amanda jest wszechmocną Mallory!

-Nie jestem jakaś szczególnie wyjątkowa i silna, nie czuje się taka.

-A jaka się czujesz?

-Słaba.- wyznałam szczerze.

-Nie jesteś słaba, nie taką cie pamiętam, pamiętam cię, jako twardą dziewczynę o ciepłym, miękkim sercu, która złamała moje, gdy dawałem jej je niemal na dłoni.- odrzekł powoli dotykając mojej brody, i zmuszając mnie bym spojrzała mu w oczy. –Jesteś niezwykła.

Poczułam się nieco zakłopotana jego pytaniem i przygładzając brzeg czarnej sukienki zapytałam:

-Tak właściwie skąd się tu wziąłeś? Jesteśmy dość daleko od Sampters.

Uratuj mnieWhere stories live. Discover now