28

16.2K 1K 111
                                    

Mallory:

Wiatr delikatnie rozwiewał moje kasztanowe włosy i lekko unosił błękitną sukienkę, którą miałam na sobie, więc chcąc nie chcąc musiałam lewą ręką ją podtrzymywać, by nie świecić gołym tyłkiem przed watahą. Zdecydowanie łatwiej byłoby mi, gdybym mogła trzymać ją również prawą dłonią, lecz niestety ta tkwiła w szczelnym uścisku Michaela Santeza.

Czułam się co najmniej dziwnie, trzymając go za rękę, która wbrew pozorom była zadziwiająca delikatna, miękka i ciepła. Przez tę krótką chwilę Santez był niczym moje własne słońce, mogłam wygrzewać się w jego promieniach, delikatnie pieścił moją skórę.

Jednak wciąż pozostawał Michaelem Santezem.

Sadystą, katem, oprawcą, chamem, gnojkiem, nieczułym, bezlitosnym dupkiem.

Moim udawanym mate.

A jednak z zadziwiającą łatwością przychodziło mi stanie obok niego i rozkoszowanie się jego bliskością i ciepłem.

Potrząsnęłam głową, przerywając swoje rozmyślania i spojrzałam przed siebie, na plac główny wjeżdżał właśnie czarny mercedes, a wszyscy zebrani nerwowo zerknęli na alfę, który cały się spiął.

Minęły dwa dni od czasu, gdy rodzice Ericka zapowiedzieli wizytę, przeprowadziliśmy dziesiątki rozmów na temat tego, jak mamy wyglądać, zachowywać się i co mówić, by nie zdradzić komedii, która rozgrywała się w stadzie, jednak wciąż największym problemem pozostawał brak mojego oznaczenia. Rodzice Ericka, którzy wychowali Michaela i traktowali go jak syna z pewnością będą zdziwieni, że nie oznaczył swojej partnerki.

W przypływie kompletnego szaleństwa i desperacji North wyraźnie zasugerował nam, że powinniśmy to zrobić, jednak oboje stanowczo zaprzeczyliśmy, to już by była przesada, i to ogromna.

Tymczasem Lilian i Jonathan North wysiedli już z auta i zmierzali powolnym krokiem w naszą stronę. Teraz miałam okazję doskonale ujrzeć, że alfa jest bardzo podobny do matki, miał jej błękitne oczy oraz ten sam kolor włosów.

Lilian North wyglądała na bardzo surową kobietę, włosy miała spięte w ciasnego koka i idealnie przygładzone, do tego jej szyje zdobił gruby sznur pereł, a na sobie miała czarną garsonkę z białymi wstawkami sięgającą do kolan i czarne czółenka na niewielkim obcasie.

Jonathan North trochę przypominał starego poczciwego dziadka, na nosie miał okulary, które w połączeniu z jego siwą brodą sprawiały, że wyglądał niczym święty Mikołaj, natomiast ubrany był w grafitowy garnitur, spod którego mogłam dostrzec kołnierzyk białej koszuli.

Oboje wyglądali na dostojne, pewne siebie osoby, jednak to wrażenie szybko zniknęło, gdy ujrzałam łzy w błękitnych oczach pani North, a następnie jej szaleńczy bieg w ramiona syna, zaskoczony Erick puścił rękę Sashy i objął matkę:

-Cześć mamo, miło cię widzieć.

-Oh synku! Dlaczego ty nas w ogóle nie odwiedzasz?!- zbeształa syna, wychodząc z jego objęć.

-A dajże mu spokój Lilian, co będzie zawracał sobie głowę swoimi staruszkami.- wtrącił się pan North, ściskając dłoń syna.

-Staruszkami? Mów za siebie Jonathanie! Ja jestem piękna i młoda!

-No nie wiem kochanie.- odparł mężczyzna, całując czule żonę w skroń.- Te siwe kosmyki mówią, co innego.

-A niech cię diabli John! Co ja w tobie widziałam?

-To chyba oczywiste.- odpowiedział, po czym teatralnym gestem wskazał na siebie.- W końcu jest, na co popatrzeć.

Słysząc słowa ojca, Erick rozluźnił się i zaśmiał głośno:

-Jak dzieci, wy to nigdy się nie zmienicie.

-Phi, wypraszam sobie synu, to twój ojciec ma nie po kolei w głowie.

-I tak mnie kochasz.- odparł mężczyzna, na co kobieta spojrzała na niego pełnym miłości wzrokiem:

-Tak, kocham.

Na te słowa pani North dało się słyszeć ciche westchnienie wśród damskiej części tłumu i wcale nie dziwiłam się zebranym kobietom, też pragnęłam taka być na starość, wciąż zakochana i przede wszystkim kochana. Pragnęłam żartować, gładząc siwe włosy ukochanego i siedzieć na werandzie obserwując wnuki, chyba każda kobieta skrycie tego pragnęła.

Chciałam przeżyć życie z kimś, kto mnie kocha, być z nim na dobre i złe, wypatrywać na jego twarzy pierwszych zmarszczek, śmiać się wspólnie z pierwszego siwego włosa, obserwować jak nasze dzieci dorastają, wyczekiwać wnuków, kłócić się z drobnostek, zasypiać wspólnie.

Tym właśnie jest miłość. Nie ma mnie, nie ma jego, jesteśmy my.

I nasz świat.

Właśnie takiej miłości pragnęłam, bezgranicznej, silnej, oddanej, wiecznej.

Lecz czas zweryfikował moje pragnienia, moją bratnią duszą okazała się osoba, która mnie nie kocha, a co najgorsze ja również do niej nic nie czuję. To doprawdy dziwne, czuć przynależność do kogoś, z kim nie łączą cię żadne głębsze uczucia.

A teraz patrzyłam na rodziców Northa i czułam ukłucie zazdrości, bo chciałam być nią, chciałam być jak Lilian i Jonathan.

Michael pociągnął mnie za rękę, przerywając moje rozmyślania:

-Michael! Mój drugi syn!- westchnęła pani North i porwała Santeza w ramiona:

-Witaj mamo, tato- objął Lilian, po czym skinieniem głowy przywitał się z Jonathanem.-Poznajcie moją mate Mallory.- dodał, wskazując na mnie.

-Oh, miło mi cię poznać.- odparła pani North, czule mnie przytulając, mimo że stwarzała pozory osoby bardzo twardej i stanowczej to w jej ramionach czułam się jak u mamy:

-Mi też miło państwa poznać.- odpowiedziałam lekko onieśmielona, a naszą krótką wymianę zdań przerwał Erick:

-Yhym.. eee.. Mamo, może poznałabyś najpierw moją partnerkę Sashę? W końcu to ona jest luną mojego stada.

-Oh, tak, oczywiście synku.- powiedziała pani North, odwracając się w stronę syna i jego partnerki.

Nagle do rozmowy wtrącił się Jonathan:

-I co? To niby ma być twoja mate? Chyba nie sądzisz, że w to uwierzę?

Data opublikowania:
5 luty 2018


Uratuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz