19

17.3K 980 67
                                    

Mallory:

-Ale ci zazdroszczę.- westchnęła rozmarzona Cynthia, zerkając na obserwującego mnie mojego „mate".- Michael nie spuszcza z ciebie wzroku, to takie romantyczne. Mój Rob już tak na mnie nie patrzy.– dodała ze smutkiem w głosie, a ja tylko westchnęłam, w duchu żałując, że nie mogę jej powiedzieć, jak bardzo się myli.

Cynthia była dwudziestoletnią brązowooką wilczycą, którą poznałam w najmniej oczekiwanym momencie. To dzięki niej, a właściwie jej córce odzyskałam wewnętrzną równowagę, która zatrzymała wybuch mojej mocy. 

Mała Ava beztrosko podeszła i wtuliła się we mnie, po czym zapytała, dlaczego siedzę na podłodze. Ten nagły niespodziewany gest przywrócił mi jasność umysłu, a mgła wokół moich dłoni rozwiała się. 

Nie mogłam uwierzyć, jak blisko katastrofy byłam, gdyby weszły ułamek sekundy później, wszyscy dowiedzieliby się o mojej tajemnicy.

Potrząsnęłam głową, chcąc oddalić od siebie nieprzyjemne myśli, po czym podałam Avie wiaderko z piaskiem, by mogła zbudować zamek. Słońce powoli chowało się za horyzontem, by ustąpić miejsca nocy, a wiatr wzmógł na sile i stał się chłodniejszy:

-Chodź Mallory, weźmiemy Avę do środka, bo jeszcze się przeziębi.- powiedziała Cynthia, a ja tylko pokiwałam głową, po czym wzięłam małą na ręce.

Kątem oka dostrzegłam, że Michael wstaje z ławki położonej niedaleko i podąża za nami. Westchnęłam z irytacją, od czasu, gdy oficjalnie przedstawiono nas, jako kolejną połączoną przez przeznaczenie parę minęły dwa dni.

Santez wciąż podążał za mną jak cień. Wszystkie wilczyce aż kipiały z zazdrości, widząc to, jak bardzo się o mnie troszczy, lecz tylko ja znałam prawdę- on po prostu musiał mnie pilnować, bym nie uciekła.

Od jutra Michael miał wrócić do pracy, od Cynthii dowiedziałam się, że jest on głównym nadzorcą aresztu. Miał on za zadanie pilnować porządku w środku i przesłuchiwać więźniów, a ja już miałam okazję, na własnej skórze przekonać się, jak to wygląda- tortury.

Z tego właśnie słynął Michael Santez, z brutalnych metod przesłuchań, wszyscy zgodnie twierdzili, że jeszcze nie zdarzyło się tak, by kogoś nie złamał, zawsze dopinał swego. Ian wyznał mi, że dotychczasowy rekordzista wytrzymał pięć dni, ja spędziłam w celi siedem, przebiłam go o dwa dni, jednak nikt nie mógł tego wiedzieć.

Erick rozpuścił plotkę, że już pierwszego dnia Santez dostrzegł we mnie drugą część swojej duszy i z zazdrości uwięził mnie w celi, by żaden inny wilk na mnie nie patrzył. 

Wymyślił nawet bajeczkę na wyjaśnienie tego, że biegł ze mną półżywą całą we krwi. Otóż dowiedziałam się, że w przypływie złości rzucałam nożami w mojego mate, a gdy jeden się odbił od drzwi, wbił mi się w rękę, przez co aż potrzebowałam szwów.

Prawdziwy bajkopisarz z tego Ericka!

-Ciociu, ciociu!- wykrzyczała Ava, wyrywając mnie z zamyślenia:

-Słucham skarbie?

-A czy ty i wujek Michael będziecie mieć dzidzi? Takie malutkie! Chciałabym się z kimś pobawić! – na te słowa zakrztusiłam się własną śliną i kątem oka, zerknęłam na Santeza, który wydawał się niewzruszony tym pytaniem:

-Pewnie tak.– odpowiedziałam z wahaniem, a w duszy aż skrzywiłam się z odrazą.

-Super!- wykrzyczała zadowolona.- Mam nadzieję, że to będzie dziewczynka jak ja! Chłopcy są głupi!

-Ava jak ty mówisz!- zbeształa córkę Cynthia, a ja roześmiałam się głośno, czułam się taka zrelaksowana, spokojna, tak mogłabym spędzać wszystkie dni:

-Oj Cynth, daj spokój, ma racje dziewczy..- urwałam, gdy nagle poczułam ręce na mojej talii:

-Kochanie.- wymruczał Michael do mojego ucha. –Może byśmy już poszli do siebie?-momentalnie zesztywniałam i przystanęłam spięta. Spojrzałam wilkiem na Santeza, a naszą wymianę spojrzeń przerwała Ava:

-Ciocia i wujek idą robić dzidzie!– wykrzyczała, a wszystkie wilkołaki stojące nieopodal roześmiały się:

-Avi! Tak nie wolno! Kto cię tego nauczył?- syknęła Cynthia, zabierając małą z moich rąk:

-Tatuś!

-Och już ja sobie z nim porozmawiam!- krzyknęła brunetka, odchodząc ode mnie i kierując się w stronę osiedla domków.- Do jutra Mallory!- rzuciła, odwracając się przez ramię:

-Pa!– odpowiedziałam, po czym wyszeptałam do Michaela.-Co ty do cholery wyprawiasz?

-Zamknij się i chodź.– warknął, po czym złapał mnie za rękę, prowadząc do domu głównego. Gdy tylko drzwi za nami się zamknęły, puścił z odrazą moją dłoń, a ja swoją teatralnie wytarłam o spodnie, na co Michael tylko przewrócił oczami:

-Serio?

-No co?

-Głupia jesteś.- spojrzał na mnie z politowaniem, po czym wskazał na drzwi od gabinetu Ericka.- No hop hop, idziemy.- rzucił, otwierając bez pukania drzwi. Nieśmiało weszłam do środka jednak widok, jaki zastałam, sprawił, że stanęłam jak wryta.

W gabinecie, na biurku, plecami do nas leżała naga, nieznana mi blondynka. Jej nogi były oplecione wokół bioder Ericka, który opierając się rękami o biurko, penetrował wnętrze nieznajomej:

-Stary zamykaj drzwi!- zaśmiał się Michael, zasłaniając mi oczy.- Tu są dzieci!

-Co ty tu kurwa robisz!- wykrzyczał Erick.- Wypad mi stąd!

-Drzwi były otwarte to, co poradzę! Ej może byś nas przedstawił?- zagaił Santez, dusząc się ze śmiechu. Chciałabym móc zobaczyć morderczy wzrok Ericka, jednak ręka bety wciąż przesłaniała mi świat:

-Erin, poznaj mojego głupiego betę Michaela i jego mądrzejszą połówkę Mallory.- chcąc nie chcąc Santez zdjął rękę z moich oczu, a ja ujrzałam odwróconą do nas przodem blondynkę. 

Była zupełnie nieskrępowana tym, że widzimy jej piersi i podała nam rękę, nawet nie próbując ich zasłonić. Uśmiechnięty Michael uścisnął jej dłoń, po czym ja chcąc nie chcąc, zrobiłam to samo. Czułam się zażenowana.

-A więc czemu nam przerywacie?- zapytał wciąż nagi Erick. Cieszyłam się, że dolną połowę jego ciała zasłaniało biurko, bo chyba bym spłonęła ze wstydu, patrząc na tę dwójkę:

-Potrzebuje zmiennika, jutro idę do aresztu na przesłuchania, nie wezmę jej ze sobą.- rzucił Michael, wskazując na mnie.

-Nie ma opcji, twoja ukochana idzie z Tobą. To nie podlega dyskusji, także nawet nie zaczynaj, a jeśli to wszystko to zamknijcie za sobą drzwi, jak będziecie wychodzić.– odpowiedział North, a Michael wziął mnie pod rękę i wyprowadził z gabinetu, pozostawiając drzwi otwarte na oścież:

-Santez!- wykrzyczał alfa, na co beta tylko się zaśmiał, po czym odeszliśmy w kierunku naszej wspólnej sypialni. Tuż po przekroczeniu progu pokoju, gdy drzwi zatrzasnęły się z hukiem, zrzuciliśmy pozory kochającej się pary, a atmosfera zagęściła się:

-Idziesz pierwsza?– wskazał na drzwi od łazienki:

-Obojętnie mi.- rzuciłam, wzruszając ramionami:

-Tobie wszystko jest obojętne, jesteś taka nijaka. Ja nie wiem, jakim cudem wilcze przeznaczenie przypisało ci Ericka.

-Ty za to jesteś chamem i wcale się nie dziwię, że nie masz nikogo.

-Nie pozwalaj sobie, jutro z tym chamem idziesz do aresztu. Chyba nie chcesz troszkę posiedzieć na krzesełku jak za starych dobrych czasów?

-Nie zrobisz tego! Erick na to nigdy nie pozwoli. Dobrze wiesz, że stado odczuje każdą większą moją krzywdę.- zaśmiałam się, czując swoją przewagę.

-Kochana, twój mate mi zezwolił, bym robił to, co uważam za słuszne, a ja ci wciąż nie ufam, i chętnie skorzystam z okazji, by znów coś z ciebie wyciągnąć.- rzucił, uśmiechając się szeroko, po czym wyminął mnie i wszedł do łazienki.  

Data opublikowania:
25 grudnia 2017

Uratuj mnieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora