44

13.2K 914 81
                                    

Mallory:

-To moje dziecko.- Odpowiedział Will a mi spadł kamień z serca, odetchnęłam z ulgą, lecz ostrze wciąż pozostawało przy moim brzuchu:

-Kłamiesz.- Wycedził Moulton a w moim sercu ponownie zagościł strach, Will przybrał maskę obojętności i spojrzał na niego znudzonym wzrokiem:

-Myślisz, że jak ją przekonałem do siebie? Na ładne oczy? Wystarczyło porządnie ją bzyknąć i jadła mi z ręki.- Na te słowa Victor Moulton zaśmiał się:

-Dobrze kombinujesz młody, Anthony jednak nie będziesz potrzebny.- Rozkazał a łysol skłonił się lekko i opuścił pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.- Zostawiam was tu na chwilę, zajmij się nią, później jeszcze porozmawiamy.

-Panie Moulton?- Zagaił Will a ja spojrzałam na niego przerażonym wzrokiem, niech tylko mnie nie wyda, błagam niech nie odwołuje swoich słów, wyczuwając zagrożenie odruchowo przyłożyłam dłoń do brzucha, mimo, że wiedziałam, że jeśli mnie zaatakują to nie będę w stanie się obronić:

-Tak, Williamie?

-Będą bezpieczni? Ona i dziecko?- Zapytał a ja uniosłam brwi ze zdziwienia, martwił się o mnie? Przecież to przez niego tu jestem!

-Tak, przynajmniej do czasu porodu, później odbierzesz bachora, bękart nie jest mi do niczego potrzebny.- Odpowiedział Victor, na co Will tylko skinął głową, Moulton zmierzył nas spojrzeniem, po czym wyszedł zostawiając nas samych.

Dopiero teraz poczułam ogarniającą mnie ulgę a łzy popłynęły strumieniami, ignorując ból żeber oparłam się o brzeg łóżka i gorzko zapłakałam, nagle poczułam ciepłą rękę na swoim ramieniu, uniosłam głowę i dostrzegłam Willa:

-Odpieprz się, nie dotykaj mnie.- Warknęłam strącając jego dłoń.

-Może trochę wdzięczności? W końcu uratowałem ciebie i twoje dziecko. Nie musiałem tego robić.- Wiedziałam, że ma racje i skinęłam głową:

-Dziękuję.

-No właśnie, o to chodziło, wstawaj, bo się przeziębisz.

-Nie musisz udawać, że cie to obchodzi.

-Nie dyskutuj ze mną.- Fuknął, po czym bezceremonialnie wziął mnie na ręce i ułożył na łóżku.

-Dlaczego nagle cie to interesuje?- Wyszeptałam przez łzy.

-Nie wiem, po prostu to.- Powiedział wskazując na mój brzuch.- Zmienia postać rzeczy.

-Co nagle ruszyło cie sumienie?

-Gdybym tylko wiedział, że jesteś w ciąży, to..

-To co?! Nie zdradziłbyś mnie!? Nie wywiózł tu!- Wykrzyczałam uderzając go pięścią w pierś.

-Ciszej kurwa, zaraz się wszystko wyda. Tak masz rację nie zrobiłbym tego! Chciałem się na tobie zemścić, ale na boga dziecko nie jest niczemu winne!

-Więc co teraz zrobimy?- Zapytałam patrząc na niego z nadzieją, nie powinnam była mu ufać, już raz mnie zdradził, ale nie miałam innego wyjścia, był jedyną osobą, która mogła mi pomóc.

-Nie wiem, na prawdę nie wiem, daj mi pomyśleć.- Usiadł przeczesując ręką włosy.

-Nie ma żadnego wyjścia, boje się Will, nie chce tu zostać, co będzie z moim dzieckiem?

-Wiesz chociaż kto jest ojcem?- W odpowiedzi skinęłam głową:

-Michael.

-No to żeś sobie wybrała materiał na tatusia, brawo.

-Możesz tego nie komentować? Miałeś mi pomóc!

-Myślę do cholery.

-To myśl szybciej, w końcu to przez ciebie tu jestem!

-Nie musiałaś się puszczać!- Warknął zirytowany.

-Nie prosiłam cię o opinie, spójrz na siebie, oddałeś mnie Moultonowi tylko dlatego, że dałam ci kosza!

-Nie wracajmy do tego tematu, teraz trzeba coś wymyśleć.

No tak świetnie łatwo mu mówić skoro to nie on został sam w ciąży uwięziony i hodowany jak zwierze na rzeź:

-Ja tu zginę Will, a on mnie zostawił, Michael zapomniał o mnie, nie szuka mnie, nie szuka nas, nawet nie wie o dziecku! A ja? Nie ucieknę stąd rozumiesz?! Ja już nie mam dłużej siły! To koniec, nie dam dłużej rady tego ciągnąć. Nawet eventiris mają ograniczone możliwości, spójrz jak ja wyglądam, to będzie cud, jeśli dożyje porodu, ale co dalej? Zabiorą mi je a ja umrę.- Wyznałam przez łzy, a Will spojrzał na mnie, po czym wstał i wychodząc rzucił tylko:

-Wiem, co zrobić, czekaj tu Mallory, wytrzymaj, naprawię swoje błędy.

Data opublikowania:

15 marca 2018

Uratuj mnieWhere stories live. Discover now