16

18.3K 1K 126
                                    

Erick:

Z impetem wpadłem do podziemia, to co mnie zszokowało to fakt, iż drzwi do celi Mallory były szeroko otwarte. Posłałem wściekłe spojrzenie Ianowi i Michaelowi, którzy przybiegli za mną:

-Co to ma kurwa być?!

-Niemożliwe, byłem tu godzinę temu, zamykałem drzwi!– odparł zdziwiony Ian, a ja wbiegłem do celi. W środku ujrzałem przestraszoną brunetkę płaczącą w kącie, a nad nią pochylał się wysoki ciemnowłosy wilkołak. Rozpoznałem w nim Josha Hendersona, chwyciłem go za ramię i przygniotłem do ściany:

-Co ty tu robisz?!

-O co ci chodzi Erick, to więzień, a na dodatek ładna kobieta, zabawić się chciałem.- odparł z iskrą pożądania w oczach.- Sam mi pozwoliłeś, zabawiać się z więźniami, nie udawaj teraz nagle wściekłego.

-Pozwoliłem ci, owszem, ale na terenie aresztu, a czy to ci kurwa przypomina areszt?! Jak tu wlazłeś, kto ci dał klucz?!- wykrzyczałem, dociskając chłopaka:

-S-sam otworzyłem, wiesz, że umiem, k-kradłem auta kiedyś.

-Skąd wiedziałeś, że tu ktoś jest!?- wtrącił się Ian, lustrując wściekłym wzrokiem Josha.

-O-ona... Wyczułem ją, niesparowany człowiek na tle watahy... Chyba wiesz Ericku, że niedługo przyjdą inni. Taka okazja przyciąga wolnych samców.- zaśmiał się, a ja uderzyłem go pięścią w twarz:

-Michael.- powiedziałem do Santeza.- Zajmij się nim.- po czym rzuciłem wilkołaka do stóp mojego bety, a ten go chwycił jak szmacianą lalkę i z nieskrywanym uśmiechem zabrał ze sobą do aresztu.

Szybkim spojrzeniem obrzuciłem dziewczynę i odwróciłem się w kierunku wyjścia, jednak drzwi były zamknięte. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Iana, jednak nigdzie nie dostrzegłem mojego bety:

~Ian? Co ty odwalasz, gdzie jesteś?- zapytałem, łącząc się z nim telepatycznie.

~Nie wypuszczę was, póki nie porozmawiacie.- odpowiedział, po czym zamknął połączenie między nami. Ogarnęła mnie wściekłość, nie miał prawa mi rozkazywać! Byłem alfą do cholery! Czas skończyć samowolkę w tym stadzie! Niech no tylko stąd wyjdę! Ryknąłem wściekły i usłyszałem cichy pisk, spojrzałem w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Moja bratnia dusza siedziała skulona w kącie, a po jej policzkach płynęły łzy:

-No i czego płaczesz?- zapytałem, zirytowany powoli podchodząc do niej.

-I-idz stąd, zostaw mnie.- odpowiedziała drżącym głosem, a ja dostrzegłem zasinienie na jej szyi:

-To on?- zapytałem, po czym omiotłem ją wzrokiem, miała potargane włosy i rozdartą bluzkę, z rozciętej wargi sączyła się krew. Dziewczyna wyglądała jak śmierć- dużo gorzej niż pięć dni temu, ręce jej drżały, a kości stały się już całkowicie widoczne, jej twarz nie przypominała twarzy nastolatki. Miała ogromne cienie pod oczami, policzki wyglądały jakby je wciągała, skóra była bez koloru, zupełne szara i matowa jakby...

-Czy ty coś jesz? – zapytałem wściekły, gdy na mnie spojrzała, już znałem odpowiedz.- Co ty kurwa odpierdalasz?! Źle ci tu?!

-Źle?!– zapytała podniesionym tonem, czym mnie zaskoczyła, po czym z furią wstała.- Ty pytasz, czy mi źle?! Przetrzymujecie mnie tu w zamknięciu jak zwierze! Siedzę sama w czterech miękkich ścianach rodem z psychiatryka, nawet nie wiem, ile czasu już tu jestem, a ty się dziwisz, że szukam wszelkich sposobów na wydostanie się z tego więzienia?! Choćbym miała wyjść martwa, to opuszczę to miejsce!

-Pięć, siedzisz tu tylko pięć dni.– odparłem bezmyślnie, patrząc ślepo w ścianę, gdy nagle moje obserwacje przerwało mocne uderzenie w twarz. Spojrzałem zaskoczony na brunetkę, z sekundy na sekundy moja wściekłość rosła, złapałem ją za włosy i rzuciłem nią o ścianę:

-Nie waż się podnosić na mnie ręki, zostaniesz tu czy tego chcesz, czy nie. Nie obchodzi mnie, że wzdychasz za mną z tęsknoty. Nigdzie się stąd nie ruszysz!

-Że co?- zapytała widocznie zdziwiona.– Ja za tobą tęsknić? Dobre sobie, za kogo ty się masz?! Ja chcę wyjść, opuszczę twój teren i uwierz mi, z rozkoszą nigdy więcej tu nie wrócę!– teraz to ja byłem w szoku:

-Zaraz, ty nic do mnie nie czujesz?

-Nie geniuszu! Nawet cię nie znam, dlaczego miałabym coś dla ciebie czuć?

-Jesteś moją mate.- wyszeptałem kompletnie zszokowany, nawet jeśli ja jej nie chcę, to ona powinna czuć do mnie przywiązanie, a z czasem i miłość. Nic już nie rozumiałem.

-No chyba sobie kpisz!- wykrzyczała Mallory, po czym zamilkła jakby nad czymś się zastanawiała.- Zaraz, to twoje oczy widziałam w celi i w lesie!

-W lesie nasze dusze się połączyły.– wyszeptałem. –Na prawdę nic do mnie nie czujesz?

-Nic prócz czystej nienawiści.– odpowiedziała ironicznie, po czym wyciągnęła do mnie rękę.- Jestem Mallory.

-Erick.

-A, więc Ericku, wypuścisz mnie? Obiecuje, że więcej mnie nie zobaczysz.

-Przykro mi, nie mogę. Chcąc nie chcąc jesteś luną stada, nie możesz go opuścić.

-I co? Może jeszcze mam być z tobą! Zapomnij!

-Nie, nie znasz mnie dziewczyno, mnie więź nie interesuje. Sam rządzę swoim życiem, luną zostanie wilczyca z mojego stada, a nie uciekinierka!

-Skoro masz lunę to, po co ci ja?!- krzyczała wściekła brunetka.

-Bo stado jej nie będzie odczuwać, a ciebie tak, ale nikt nie musi znać prawdy!

-I co? Masz zamiar trzymać mnie tu zamkniętą do końca życia?!

-Tak.– odparłem szczerze.

-Nie pozwolę ci na to, nie spędzę w tych czterech ścianach reszty swoich dni, chyba wiesz, do czego jestem zdolna? – zapytała, sugestywnie wskazując na owinięte bandażem nadgarstki. Wściekłość ponownie zaczęła we mnie buzować:

-Co proponujesz?

-Wypuść mnie stąd, pozwól chodzić po terytorium watahy, a ja w zamian obiecuje, że nikomu nie wyjawię, kto jest tą twoją luną i nie ucieknę.- mówiąc to, spojrzała mi prosto w oczy. Po chwili wahania przywołałem w myślach Iana:

~Masz co chciałeś, otwieraj.- Jak na zawołanie drzwi się otworzyły i wpadł uradowany beta:

-Wiedziałem, że wystarczy chwila sam na sam i się pokochacie!

-Nie.- zaprzeczyłem.- Mallory wyjdzie stąd, ale stado pozna inną lunę. Tą, którą ja wybiorę. Nie mniej jednak moja mate obiecała nie robić problemów, prawda? Za to ty Bein uważaj, stąpasz po cienkim lodzie.- ostrzegłem, patrząc na niego lodowatym wzrokiem.

-Jak ty to sobie wyobrażasz?!– wykrzyczał.- Niesparowana kobieta na terenie stada? Przecież wilki się rzucą na nią! Oni muszą czuć, że ona jest czyjaś! A, raczej ciebie u jej boku nikt nie zastąpi. Otrząśnij się Erick!– zrezygnowany poczułem, że Ian ma racje, ona musi tu być, a jednocześnie pozostać nietykalna. Musiałem znaleźć kogoś, kto nie ma bratniej duszy i jednocześnie budzi strach na tyle duży, by wilki nie zbliżyły się do jego nieoznaczonej partnerki.

Nagle mnie olśniło:

-No cóż, Ian. Czas przedstawić Michaelowi jego nową mate.  

Data opublikowania:
18 grudnia 2017


Uratuj mnieWhere stories live. Discover now