36

15.4K 911 192
                                    

Erick:

Siedzimy wspólnie w jadalni i zabieramy się za kolację, gdy do pomieszczenia wpada zdyszany Michael. Rzucam mu pytające spojrzenie, lecz on jedynie kręci głową i po chwili, gdy łapie oddech wydusza z siebie:

-Była tu Mallory?

Na to pytanie zamieram przypominając sobie poranek. Wciąż odczuwam bolesne pieczenie po policzku zadanym mi przez zielonooką brunetkę:

-Nie a czemu pytasz?- odpowiadam, a wzrok wszystkich zebranych skupia się na naszej dwójce:

-Zniknęła - odpowiada krótko beta, a w jego oczach dostrzegam coś dziwnego.

-Jak to zniknęła? O czym ty w ogóle mówisz?- Rzucam wściekły.

-Byliśmy na sali treningowej i zniknęła.

-Na sali? A co tam robiliście?- Pytam podejrzliwie a Santez na chwilę zacina się jakby nie wiedział, co odpowiedzieć.

Czy ja dobrze widzę czy mój beta się zawstydził?

-Ćwiczyliśmy ciosy, wyszedłem na chwilę po wodę, a gdy wróciłem już jej nie było.

-Może gdzieś poszła. W sypialni sprawdzałeś?

-Erick nie ma jej, przetrząsnąłem wszystko: dom, ogród nawet w areszcie byłem.

-Jasna cholera.- Klnę pod nosem, po czym przenoszę wzrok na zebranych.- Ian, Dylan, Izaak idźcie do lasu, może tam jest.

-Idę z wami - rzuca krótko Michael spoglądając na wstające od stołu wilki.

-Nie, ty tu zostajesz.- Rozkazuje czując narastającą złość.

-Nie masz prawa mi rozkazywać.- Odgryza się a wszyscy zamierają obserwując naszą wymianę zdań:

-Jestem alfą, skoro mówię, że zostajesz to masz tu siedzieć!

-Nie Erick, przykro mi. Mallory to moja przeznaczona i czuję, że coś jest nie tak, coś się stało. Ona by mnie tak bez słowa nie zostawiła.

-Czy ty siebie słyszysz?- Pytam a moje ciało aż buzuje od gniewu.- Zapomniałeś już o tym, na co się umawialiśmy!? Beto ostrzegam cię, przekraczasz granice!

-Powinieneś wiedzieć, że dla naszych kobiet, każdy z nas byłby w stanie zniszczyć każdą granice i przeszkodę. Ale co ty możesz o tym wiedzieć, wychodzimy-rzuca wściekle, pokazując ręką na Iana, Dylana i Izaaka, po czym wszyscy opuszczają pomieszczenie.

Stoję jak wmurowany, wataha rzuca mi przerażone spojrzenia a ja warczę groźnie, po czym opuszczam pomieszczenie. Szybkim krokiem zmierzam do swojego gabinetu głośno trzaskając drzwiami.

***

-Synu, wszystko w porządku?- pyta moja matka wchodząc do gabinetu.

-Nie, możesz wyjść?- odwarkuję pochylając się nad dokumentacją.

Od dwóch godzin próbuję się skupić nad rozliczeniami wydatków jednak zupełnie mi to nie wychodzi. Myślami wciąż odbiegam do sytuacji z jadalni, czyżby Mallory rzeczywiście coś się stało? I dlaczego Michael tak dziwnie zareagował na jej zniknięcie? Czyżby między nimi coś zaszło?

Nie, to nie możliwe.

-Ericku Brianie North! Przywołuje cię do porządku! Jestem twoją matką! Proszę mnie nie ignorować i nie okłamywać!- Na te słowa wzdycham, ponownie poczułem się jak pięcioletni wilczek, który ukradł mamie ostatnie ciastko:

-Mamo, nie jestem dzieckiem.

-Ale się tak zachowujesz! Przecież widzę, że coś...- Lilian North przerywa swoją tyradę, gdy do gabinetu wpada zdyszany Bein:

-Ian do cholery! Nie wpadaj tu jak do siebie!- warczę wściekły.

-Wybacz alfo, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki.

-Znaleźliście ją?- pytam zniecierpliwiony.

-Niezupełnie - odpowiada beta.

-Co to kurwa znaczy niezupełnie, znaleźliście czy nie?!

-Znaleźliśmy to - mówi Ian po czym pokazuje mi białego trampka.- Michael twierdzi, że to należy do Mallory. Leżał w lesie przy przewróconym dębie, niestety nigdzie nie było dziewczyny, za to są ślady jakby ktoś przeciągał kogoś do ziemi. Prowadzą aż do śladów kół.

-Moulton?

-To bardzo możliwe - odpowiada beta a mnie ponownie ogarnia złość.

-Szlag by to - mówię uderzając pięścią w blat biurka.

-Erick możesz mi wyjaśnić, o co chodzi?- dopytuje matka.

-Porwali Mallory - wyjaśniam krótko a Lilian przystawia dłoń do ust.

-O mój Boże! Ale jak to się stało?

-Nie teraz mamo. Ian zwołaj zebranie, musimy zebrać grupę najlepszych tropicieli, niezwłocznie trze...- mój wywód przerywa nagłe wtargnięcie Santeza, który podbiega do mnie i wali mnie pięścią w twarz:

-To wszystko twoja wina!- wrzeszczy wściekły.

-Pojebało cie?!- ryczę wściekły.

-Przez ciebie on ma teraz moją Mallory!

-Twoją? Chyba zapominasz, że Mallory Stadfort jest moją przeznaczoną!- krzyczę i w tym samym momencie dociera do mnie, co powiedziałem.

Lilian North patrzy na mnie gniewnym wzrokiem:

-Masz mi coś do powiedzenia panie North?!- pyta rozwścieczona, a ja już wiem, że mam przechlapane.

Mallory:

Przebudziłam się na tylnym siedzeniu jakiegoś auta. W powietrzu dało się wyczuć odór papierosów i alkoholu.

Próbowałam się poruszyć jednak zarówno moje ręce jak i nogi pozostawały mocno związane szorstkim sznurem który boleśnie wżynał mi się w skórę.  Zaalarmowany nagłym szmerem, z przedniego siedzenia wychylił się do mnie Will:

-Widzę, że się obudziłaś - jego ton jest lodowaty.

Przechodzą mnie dreszcze strachu, jestem jak sparaliżowana.

-Dlaczego? - wydusiłam.

-Bo mnie zostawiłaś, porzuciłaś mnie jak śmiecia.

-Will, ja na prawdę nie... - -zaczęłam, lecz on mi przerwał:

-Zamknij się. Jednak wolałem jak spałaś - po tych słowach uderza mnie pięścią w twarz a ja ponownie tracę przytomność.

Data opublikowania:
4 marca 2018

Uratuj mnieWhere stories live. Discover now