Rozdział 37.

5.3K 360 52
                                    

Dziękuję
patusia981014


*Alan

Wychodzę wkurwiony i biegnę w stronę lasu co ona w ogóle sobie myśli. Ja wielki alfa płaszcze się przednią a ona ma fochy. To ona powinna się cieszyć z tego że nie jestem taki jak większość alf i daje jej dużo swobody.

Nagle zatrzymuje się na skraju lasu bo zatrzymuje mnie znajomy i niepokojący dźwięk. Strzały? Strzały z pistoletu dobiegającego z domu. Serce zaczyna biec mi szybciej bo czuję, że mojej kruszynce grozi nie bezpieczeństwo.


Biegnę jak najszybciej z powrotem miałem żałować tego ,że opuściłem moją kruszynkę przez resztę życia. Musi żyć. Dla watahy. Dla swojej rodziny. Dla mnie. Ona nie może zginąć. Każdy byle nie ona.

Kika minut wcześniej

*Lena

Idę na górę miała sobie zrobić opatrunek kiedy w oknie widzącego biegnącego Alana w stronę lasu. Dłoń już nie boli dużo bardziej boli serce jednak to musiała być prawdą, że spał z Izabelą, skoro ucieka do lasu.


Odwracam się od okna gdy słyszę jakieś głosy w przejściu.


- Puść mnie szczeniaku- to Kris kłóci się z Tomem.

- Wpuść go - proszę. Nie ma ochoty na żadne kłótnie, po za tym boli mnie głowa o dłoni nie wspomnę.

Nie mam ochoty z nikim rozmawiać, w ogóle na nic nie mam ochoty. Najchętniej bym się położyła do łóżka i nie wychodziła z niego do końca życia.

Prawie nie słucham go jak mówi że ma opatrunki i zmianę się opatrywaniem oparzenia. Nawet pozwalam mu by to zrobił. Ale kiedy niespodziewanie przyciąga mnie do siebie i brutalnie całuję. Na to nie mogę pozwolić. Wcześniej coś pieprzył jaki wredny jest Alan.

- Tom! - krzyczę kiedy udaje mi się od niego uwolnić.

Boje się go bo oczy są czarne jak smoła.

- To błąd złoto - patrzy na mnie złowrogo i w sekundzie kiedy Tom pojawia się w drzwiach rzuca w niego nożem i trafia prosto w pierś chłopaka który osuwa się na podłogę. Moje serce staje w piersi kiedy widzę ciało mojego brata leżące na podłodze w formującej się kałuży krwi zaraz pod nim.


- Too...m! - Rzucam się zrozpaczona chłopakowi na ratunek mojemu bratu tak bo czuję, że nim jest.

Ale podtrzymuje mnie zimna lufa pistoletu przełożona do mojej skroni.

- Pójdziesz spokojnie złotko czy mam ci pomoc.

- A on - patrzę na Krisa i Toma chcę mu pomóc.

Kris ma dość bierze mnie pod ramię i z pistoletem przyklejony do mojej skroni wyprowadza mnie z pokoju. Trzęsę się z nadmiaru emocji gromadzących się w moim ciele.

- Kris proszę Alan ci tego nie daruję- próbuje go przekonać zapierając się nogami przez co w konsekwencji ciągnie mnie za sobą.

Drę się na całe gardło i chodź mój głos tłumią odgłosy wystrzałów z karabinu mimo wszystko próbuje wyrwać się temu draniowi ale ogłusza mnie cios w twarz. Momentalnie tracę ostrość widzenia i wszystko słyszę lekko przytłumione. Jak spoza lustra wody. Jak przez mgłę widzę i tu o mało nie padam na podłogę gdyby nie Kris, który zręcznie mnie złapał i wziął na ręce.


Nie chcę mi się wierzyć, że to człowiek którego tak lubiłam. Nie mogę uwierzyć w to ,że tak mogłam się pomylić co do jego osoby.

Przed nimi trzymając na muszce pozostałych obecnych w domu stał wuj Alana. Stał o własnych siłach patrząc się na nas z satysfakcją.

- Jeśli ktoś się ruszy kula w lep - mówi i razem z nami kieruje się do wyjścia.

A tam ciąg dalszy tej pięknej rodzinki. Na zewnątrz stoi Izabela a na ziemi jest pełno trupów ochroniarzy widać, że wszystko mieli zaplanowane.

- Alanie gdzie jesteś? - urywam by go w tej samej sekundzie widzę go jak biegnie w naszą stronę.

I moje serce zamiera gdy słyszę wystrzał i widzę jak jego ciało odsuwa się martwe na ziemię

- Nieee! -krzyczę powstrzymywana przez wujka i zanim mdleje widzę w oczach tego zdrajcy łzę.


Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie wybaczę wujowi Alana, Krisowi ani Izabeli oraz każdej osobie która brała w tym udział zabicia mojej miłości. Zabicia mojego mate.

************************

Komentarze plis

Moja i Tylko Moja. *ZAKOŃCZONE *Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang