she | H. E. Granerud x R. Pedersen

737 70 19
                                    

Czułem jak jej długie, zimne palce zaciskają się wokół mojej szyi. Po policzkach spływały mi potoki łez. Chciałem krzyczeć, zdzierając sobie gardło, byleby ktoś mnie usłyszał, ale nie mogłem. Jedyne co byłem w stanie robić, to oddychać i niespokojnie błądzić wzrokiem po pokoju. Gwałtownie łapałem hausty powietrza. Czułem jej dotyk na szyi. Widziałem jej twarz wykrzywioną w przerażającym wyrazie. Czarną ciecz wypływającą z jej ust, ciemne dziury - pozostałości po oczach, którymi wpatrywała się we mnie. Jej czarne posklejane włosy łaskotały moją twarz, ale w tamtym momencie nie było mi do śmiechu. Patrzyłem na nią, nie mogąc odwrócić wzroku. Gdy jej twarz zaczęła znajdować się coraz bliżej mojej, wpadłem w prawdziwą panikę. Byłem zdesperowany, tak bardzo chciałem się ruszyć, ale nie mogłem. Chciałem obudzić Robina, zrobić cokolwiek, zamiast tego z moich ust wydostawały się conajwyżej ciche jęki oraz stęknięcia. Ona już była gotowa mnie udusić. Miałem wrażenie, że na jej przerażającą twarz wstąpił uśmiech. Karmiłem ją swoim strachem... Dlatego nie mogłem się bać. Z tym, że nie potrafiłem. Z natury byłem strachliwym człowiekiem, takie sytuacje działały na mnie ze zdwojoną siłą. Gdy jej palce zaczęły coraz ciaśniej opłatać moją szyję, podjąłem ostatnią próbę ratunku. Zacząłem płakać najgłośniej, jak tylko mogłem na tamtą chwilę. Łzy zalewały moje policzki i mieszały się z czarną cieczą kapiącą z jej ust na moją twarz.

-- Halvor? -- wydałem z siebie dziwny gardłowy dźwięk, gdy tylko usłyszałem moje imię. -- Boże, kochanie. Jestem tu, już wszystko jest dobrze -- chłopak zerwał się ze swojego miejsca i szybko zapalił lampkę nocną.

Ciepłe światło wypełniło pokój, ale ona nie zniknęła. Nadal wisiała nade mną, nie chcąc odpuścić.

-- Gwiazdko -- Robin szepnął przy moim uchu, kładąc dłoń na mojej klatce piersiowej -- spokojnie, spójrz na mnie. Pięknie -- szepnął gdy wykonałem jego prośbę. -- A teraz powoli. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech -- kierował mną, pomagając mi odzyskać władzę nad własnym ciałem.

Im dłużej słyszałem jego głos, tym bardziej zamazany stawał się jej obraz. Uścisk na szyi lżał, a panika spowodowana jej obecnością malała.

-- Dobrze, a teraz zaciśnij dłoń w pięść. Świetnie ci idzie, jeszcze chwilkę i będzie dobrze -- pogładził mnie lekko po policzku.

Mój oddech zaczął się powoli uspokajać, gdy poczułem, że mogę poruszać palcami. Dzisiejszy koszmar dobiegał już końca. Po kilku minutach nieudanych prób udało mi się zacisnąć palce w pięść. Wtedy wszystkie objawy jakby przeszły, zjawa zniknęła całkowicie.

Gdy tylko ciało mi na to pozwoliło, podniosłem się do siadu i wybuchnąłem płaczem. Łzy ponownie zaczęły ściekać po moich policzkach, mocząc je całkowicie. Nienawidziłem tych nocy, paraliż senny to najgorsze co człowiek może przeżyć, szczególnie, gdy widzi takie rzeczy jak ja. Robin niemal od razu znalazł się przy mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku.

-- Już wszystko dobrze, gwiazdko. Już nic się nie dzieje, jestem przy tobie -- głaskał mnie po plecach, podczas gdy ja szlochałem cicho w jego koszulkę.

-- Ona znowu przyszła -- pociągnąłem nosem, ocierając policzki. -- Dlaczego nie może mnie zostawić?

-- Nie wiem, Halvor -- westchnął smutno. Bardzo chciał mi pomóc, ale naprawdę nie wiedział jak to zrobić. -- Ale możesz być pewien, że zawsze będę cię przed nią ratował, zawsze -- złożył pocałunek na moim czole.

-- Kocham cię -- szepnąłem, będąc naprawdę wdzięcznym. Takie wsparcie z jego strony było nieocenione.

-- Wiem, ja też cię kocham -- przytulił mnie jeszcze mocniej, wiedział jak bardzo potrzebowałem w tych chwilach jego uwagi, czułości.
_______________________________________

Jest dobrze? 🙊

Hard way - ski jumping one shotsWhere stories live. Discover now