lost | M. Lindvik x R. Pedersen

767 73 32
                                    

Dzisiejsza noc była naprawdę piękna. Wielki, żółty księżyc rzucał delikatne światło, które wpadało do pokoju przez duże okno, oświetlając całe pomieszczenie. Niebo od zmierzchu pozostawało wręcz bezchmurne, ozdobione mnóstwem migoczących gwiazd i takie miało pozostać aż do świtu. Dookoła panowała iście romantyczna atmosfera. Mimo późnych godzin nocnych, niektórzy skoczkowie decydowali się wymknąć się z hotelu, ryzykując ogromny gniew trenerów, by przespacerować się ulicami malowniczego Trondheim. Spacerowali między uliczkami, podziwiając kolejne kolorowe budynki znikąd wyrastające na ich drodze. Jedni wędrowali aż nad wodę, posłuchać cichego szumu fal, inni zaś docierali do opustoszałych już parków, gdzie w spokoju mogli podziwiać piękno nocnego nieba.

Tego wieczora Marius został w pokoju sam. Dzielił go z Robinem, a ten zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach już jakieś trzy i pół godziny temu. Chłopak był mu za to ogromnie wdzięczny, naprawdę potrzebował chwili samotności, wytchnienia. Wpadł w melancholijny nastrój. Usiadł na skraju wąskiego parapetu, skierował swój wzrok ku niebu i zanurzył się w nim. Zatonął całkowicie w bezkresie niebieskim i w swoich myślach. Nawet nie zauważył, w którym momencie po jego policzkach zaczęły spływać łzy.

Nie do końca wiedział dlaczego płakał. Może dlatego, że tęsknił za spokojnym czasem spędzanym w domu (był bowiem bardzo ciepłą, rodzinną osobą), a może po prostu przestawał radzić sobie z tym wszystkim. Z dnia na dzień zaczął wygrywać, wspiął się naprawdę wysoko i chyba najzwyczajniej w świecie jeszcze nie był na to gotów. Ilość uwagi jaką każdy nagle zaczął mu poświęcać, ogromne zainteresowanie kibiców, mediów - nie był do tego przyzwyczajony. Wszyscy chcieli, żeby dalej wygrywał i mówili mu to wprost, nie zważając na to jak ogromną presję kładą na jego barki. A on po prostu sobie z nią nie radził. Dlatego musiał wylać z siebie wszystkie negatywne emocje, chciał oczyścić umysł. Siedział tak, płacząc już dobre kilkanaście minut i nadal nie zanosiło się na to, by miał się uspokoić. Chłopak nawet nie zauważył, że do pokoju wrócił jego współlokator.

A Robin naprawdę przestraszył się, kiedy wszedł do pokoju i zobaczył zapłakanego Mariusa. Coś zakuło go w sercu, więc nawet nie zdejmując kurtki, podszedł do niego i delikatnie zamknął w uścisku. Młodszy drgnął przestraszony, ale rozpoznając przyjaciela, ufnie wtulił się w jego ciało. W tym momencie potrzebował chyba bliskości drugiego człowieka. Człowieka, który znaczył dla niego naprawdę wiele.

Starszy ucieszył się, gdy poczuł, że ciało Mariusa się rozluźnia. Co prawda co jakiś czas nadal wstrząsały nim spazmy, a ciche łkanie nie ustało całkowicie, ale czuł, że jest lepiej niż było, kiedy przyszedł. Robin nie do końca wiedział co ma zrobić w takiej sytuacji, więc po prostu stał, dalej tuląc do siebie kruche ciało przyjaciela. Chcąc dodać mu otuchy, złożył na jego czole czuły pocałunek i całe szczęście, że Marius pozostawał z twarzą wciśniętą w kurtkę Pedersena, bo na jego policzki wstąpił zdradziecki rumieniec.

— Jest już lepiej? — po dłuższej chwili milczenia Robin odezwał się pierwszy raz od kiedy znalazł się w pokoju.

Marius tylko pokiwał głową twierdząco, nadal nie odrywając twarzy od kurtki starszego. Nadal czuł uporczywy gorąc rozgrzewający jego policzki. Dobrze wiedział, że cała jego twarz była czerwona od płaczu, ale bał się, że mimo tego przyjaciel domyśli się dlaczego jego policzki stały się czerwone dwa razy bardziej. W końcu to Robin znał go najlepiej. Dlatego nie miał zamiaru opuszczać ramion starszego. Żeby być całkowicie szczerym, musiałby przyznać, że w jego uścisku było mu po prostu dobrze, czuł się bezpiecznie. Oczywiście nigdy nie powiedziałby tego na głos, za bardzo się wstydził.

Robin chciał zapytać co się stało, ale właściwie nie musiał. Bardzo dobrze wiedział dlaczego Marius płacze i było mu z tą świadomością okropnie źle. Chciał mu pomóc, ale nie wiedział jak. Przecież nie odetnie mu dostępu do internetu, ani nie będzie odciągać go od natrętnych dziennikarzy. Nie znał sposobu, by złagodzić jego zmartwienia. Dlatego złapał chłopaka za plecami oraz pod kolanami i podniósł z parapetu. Z ogromnym zdziwieniem stwierdził, że ten jest bardzo lekki, może nawet za lekki. Odłożył go na łóżku, kładąc się obok. Nie wiedział jak mu pomóc, więc postanowił po prostu przy nim być. To wszystko co mógł zrobić, a Marius naprawdę to doceniał.

— Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie — szepnął młodszy, przerywając ciszę.

Jego słowa rozniosły się echem, przecinając gęstą atmosferę, która powstała między nimi. Lindvik nie miał pojęcia jak to zdanie zraniło ich dwójkę. Obydwaj chcieli być dla siebie kimś więcej niż przyjaciółmi, bali się tylko wyznać swoje uczucia. Za bardzo bali się, że mogą siebie stracić, właśnie ten strach zabierał im siebie nawzajem.

Hard way - ski jumping one shotsWhere stories live. Discover now