5. Olivia - Jak siekiera bez klina, tak obiad bez wina

25.8K 736 163
                                    

- Masz wszystko na pewno? - Matthew kolejny raz pyta się czy mam wszystko. A skąd ja mam to wiedzieć? Niby mam dwie duże walizki, ale znając życie czegoś mi zabraknie. Czemu ja tak przeżywam w Hiszpanii też są sklepy. To nie żadna Antarktyda.

Patrzę na listę, w której spisałam rzeczy, które powinnam ze sobą wziąć. Nigdy nie opuszczałam Florydy jakoś nie było mi prędko do poznawania nowych ludzi. Teraz tego żałuję.

- Tak, kotku - wzdycham, bo ciężko jest mi go zostawiać samego na tak długo.

- Nie smuć się. Baw się dobrze. Tylko żadnych Hiszpanów ma nie być przy tobie - wtulam się do niego. Przy nim czuję się taka bezpieczna. Nie mówiłam mu co tak naprawdę działo się trzy lata temu. Wiem, że powinnam być uczciwa wobec niego, ale nie czuję się na to gotowa. Zresztą to zamknięty rozdział tylko ja nie wiem czemu wciąż o nim myślę. Nie powinnam. Mam teraz przy sobie kochającego mężczyznę, który nigdy mnie nie skrzywdził. Nigdy się nie kłóciliśmy, bo gdy już kłótnia zaczynała się Matthew mówił, że nie ma po co się kłócić. Nie raz sama nawet chciałam mieć te "ciche dni", ale z nim się nie dało. Niektórzy mogą pomyśleć sobie, że to facet idealny, ale na dłuższą metę jest to wkurzające. Nie raz sama wywoływałam kłótnie o byle co, ale zawsze kończyło się na tym samym. "Nie kłóćmy się, nie warto marnować kilku dni na milczenie".

Gdy słyszę dzwonek do drzwi. Jestem przerażona. Już jutro będę w Europie, a Europa to również Sycylia.

Dziewczyno uspokój się go tam nie będzie. Nie wierzę w takie przypadki.

- Spokojnie już jestem twoja. Na zawszę - całuję go. Obejmuję mnie swoimi umięśnionymi rękoma i pogłębia pocałunek. Po jakimś czasie odsuwam się od niego i patrzę prosto w oczy, które uratowały mnie z ciemności. Przekazały, że może być lepiej.

- Chodź, pomogę Ci - odstawia szklankę na szafce w korytarzu i bierze moje dwie walizki. Gdy znika za głównymi drzwiami przechadzam się jeszcze ostatni raz po mieszkaniu. Nie wiem czemu, ale czuję, że to ostatnie chwilę, w których tu jestem. Czuję wewnętrzny niepokój. Staram się myśleć pozytywnie, nie wkraczać poza granicę bezpieczeństwa. Poprawiam torebkę i biorę sportową torbę. Matthew ma mnie odebrać z lotniska, gdy już wrócimy także klucze nie są mi potrzebne.

Wychodzę z mieszkania i zamykam drzwi. Schodzę po schodach. Matthew rozmawia z dziewczynami przez szybę. Bagażnik auta Sam jest otwarty, więc udaję się w tamtą stronę. Witam się z sąsiadką. Po włożeniu torby zamykam mocno klapę bagażnika. Matthew podchodzi do mnie i patrzy prosto w oczy.

- Ufam Ci, pamiętaj - jego słowa zaczynają mnie niepokoić. Przecież go nie zdradzę. Jest zbyt dobrze bym miała psuć wszystko jednym nic nie znaczącym wybrykiem.

- Możesz być spokojny. Będę do ciebie dzwonić i pisać. Będziesz relacjonowany jako pierwszy - uśmiecham się i go całuję. Jest moim jedynym i tym ostatnim inaczej nie może być. Nie widzę innego rozwiązania.

- Dobra Olivia sprężaj ruchy, bo nie mamy całego dnia! - słyszę Sam, która zaczyna się denerwować. Cierpliwość nie jest jej mocną stroną, a że nie ma chłopaka nie wie jak to trudno jest się rozdzielić. Mówi, że jest szczęśliwą singielką i nie potrzeba jej pajaca, który nie potrafi sprzątnąć śmierdzących skarpetek.

- Dobrą idę, bo te tu już się niecierpliwią - uśmiecham się po czym wskazuję na nie palcem.

- Baw się dobrze, kotek. Uważaj na siebie - żegnam się z nim i wsiadam do samochodu na miejsce pasażera. Dobroduszna Eva udostępniła mi to miejsce. Powinnam napisać to na kominie kredą drukowanymi literami.

- Hej, laska - przytulam się z każdą dziewczyną po kolei. Sam widziałam niedawno, a Eve cztery miesięcy temu. Cholernie tęskniłam za nią.

- No, więc jak układa ci się z Doriano? - pytam spoglądając na tylne siedzenie, na którym siedzi uśmiechnięta dziewczyna. Miną jej zrzednie co nie jest dobrym znakiem.

- Pogorszyło się - mówi prosto z mostu. Widzę, że próbuję ukryć ból, bo jednak on dla niej coś znaczy i nikt nie wmówi mi, że jest inaczej.

- Że co!? - Sam jest mocno zdziwiona, zresztą tak samo jak ja.

- Bo tak po prostu koniec z nami. Oboje nie widzimy dla tego przyszłości. A poza tym ostatnio uderzyłam Riccardo. To zrobił mi awanturę - gdy słyszę jego imię spinają mi się mięśnie. Wiem, że zawszę w moim życiu on zawsze gdzieś tam będzie, ale to koniec. Na zawsze.

- Czemu go uderzyłaś? - pyta ze mnie Sam. Za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Patrzy na mnie zrozumiale po czym jej wzrok leci na drogę i czynności z nią związane.

- Przyprowadził Elvirę. Jak zobaczyłam ten plastik to po prostu nie wytrzymałam i ciśnienie mi się podniosło. Podobno spotkali się w sprawach firmowych, ale już ja wiem jak to wyglądało - czuję uścisk w sercu, ale nie powinnam się tym przejmować, on ma prawo być z inną kobietą. Jakby z tego miało coś wyjść to na pewno by mnie nie zgwałcił.
Nie komentuje tego, chociaż wiem, że cisza nie jest dobra. Świadczy to o mnie, że nadal coś do niego czuję, ale tak nie jest. Mam swoje życie i swoją godność.

- Olivia wysprzątałam grób twojej mamy - czuję, że nie powstrzymam łez i robię to co powinnam. Nie lubię w sobie tłumić uczyć. Zmarła na zawał dwa lata temu...
Ten dzień był najokropniejszym w moim życiu. Straciłam moją mamę i jedyną osobę, z którą związana byłam więzami krwi.

- Nie musiałaś, naprawdę. To nie twój obowiązek - stwierdzam, bo taka jest prawda.

- Dobrze wiesz, że twoja mama była dla mnie jak ciocia, która zawszę przyjęła mnie z otwartymi ramionami - to prawda. Moja mama kochała Eve jak drugą córkę. Uwielbiała ją za to, że toleruję mnie taką jaką jestem. Nie próbuje zmienić, wspiera, czasami zbeszta.

- Wiem, wiem - mówię szeptem, ale tak by ona to usłyszała.

- To jak dziewczyny już jutro będziemy piły kolorowe drinki z palemką! - krzyczy podekscytowana Sam. Powoli zatrzymując się na chodniku przed jej blokiem. Uśmiecham się na myśl, o wygrzewaniu się w promieniach słonecznych.

Wysiadam powoli z auta uprzednio patrząc czy bezpiecznie mogę przejść po ulicy. Wszystkie jesteśmy uśmiechnięte i żyjemy tylko jutrem. Pomagam Sam wyjąć z bagażnika moje walizki i torbę sportową. Dziewczyna zamyka auta i idziemy w stronę wejścia do białego, nowoczesnego bloku. Pamiętam jak na Sycylii mieszkałam w obskurnym mieszkaniu. Dzięki temu nauczyłam się życia i wagi pieniądza. Eva uciekła już do swojego tymczasowego lokum.

Wszystkie mamy bogaty bagaż doświadczeń, ale właśnie przez to jesteśmy kobietami cieniącymi swoją wartość. Należymy do wolontariatu. Pomagamy innym. Cenimy każdy dzień, który daje nam życie.

- Jak układa ci się z Matthewem? - nie lubię tego typu pytań, bo zawsze nie wiem co odpowiedzieć. Nic od dwóch lat się nie zmieniło. Nasze wspólne życie wygląda prawie tak samo jak rok wcześniej.

Osiedla, na którym znajduję się mieszkanie Sam jest odpoczynkiem od zgięłku miasta. Mnóstwo zieleni i mało samochodów. Sama chciałabym tu mieszkać.

- Po staremu. Nic się nie zmieniło - stwierdzam smutno prawdę. Żyjemy jak stare małżeństwo pozbawione jakiej kolwiek adrenaliny i dzikiej namiętności, ale przywykłam, bo go kocham. Nikt przecież nie jest idealny.

- Czyli nuda - mówi. W sumie taka jest prawda. Gdy jesteśmy już w moim starym mieszkaniu. Wszystko odżywa. Wspomnienia.

Zdejmuję sandałki na płaskiej podeszwie i idę do pokoju. Czuję się tu jak u siebie. Rozglądam się za Evą, która już wybiera najdroższe wino jakie ma Sam, która jest pasionatką wina, szczególnie francuskiego. Cała Eva imprezy i jeszcze raz imprezy. Kocham te dwie wariatki i śmieje się, gdy upuszcza butelkę drogiego wina, a Sam widziera się na nią jakby zabiła jej psa.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Już w następnym rozdziale powitamy gorącą Marbellę. 🕶️👓👙👒
Będzie się działo...

Okiełznać Diabła [Zakończone] Where stories live. Discover now