20. Olivia - Zdrajca

21.4K 701 88
                                    

Nie spałam całą noc, jeśli to w ogóle można nazwać nocą. Zaczynam gubić się w porach dnia. Żarówka świeci się od jakieś godziny, dzięki temu chociaż nie leżę w ciemności. Cały czas nasłuchuję kroków, ale przez te metalowe drzwi nie słychać zupełnie nic. W dodatku klamka jest tylko po jednej stronie, oczywiście nie mojej. Mam wrażenie, że nikt mnie tu nie znajdzie. Chociaż gdy Riccardo chodzi po tej ziemi mam cień szansy, że przeżyję, że się uda. Tylko problem w tym, że to nie wierze.

– Szykuj się, za niedługo przyjdzie jeden z moich ludzi i wylatujemy. Tam już nikt cię nie znajdzie – zaczyna oblatywać mnie strach, jeśli teraz nikt mnie nie znajdzie to jest mój koniec. Humor pogarsza mi się z każdą minutą, a w dodatku zaczynam odczuwać głód.

Po jakimś czasie metalowe drzwi otwierają się, a w nich staję łysy, napakowany mężczyzna w garniturze. Podchodzi do mnie i szarpie mnie za rękę, bym wstała. Gdzieś go już widziałam. Tak mi się zdaję. Bierze kajdanki i zakłada mi tylko jedną, na jeden lewy nadgastek, z którego zwisa łańcuch. Łapie go, nakleja na moje usta taśmę i związuję ręce. Staram się nie płakać, ale jest to okropnie trudne. Czasem lepiej przed ludźmi udawać.

Idziemy schodami w górę, które nie grzeszą pięknością. Za to co innego mogę powiedzieć o korytarzu, którym idziemy prosto. Jest istnie królewski. Pozłacane lampy w starym stylu zdobią czerwone ściany. Na podłodze jest położony czarny dywan. Rozglądam się wszędzie. Nagle mój wzrok trafia na młodą kobietę. Jest blada, wygląda jakby była przetrzymywana tu siłą. Na sobie ma biały kucharski fartuch. Gdy zauważa, że na nią patrzę przenosi wzrok w inną stronę zakrywając się czarnymi, długimi włosami. Jej małe usta wykrzywiają się, a w oczach stają łzy. Choćby chciała to i tak nie może mi pomóc. Wtedy i ona straci życie.

Czuję mocne szarpnięcie. To znak, że mam patrzeć w dywan. Oddycham głęboko. Wchodzimy do wielkiego holu. Z wysokiego sufitu zwisa ogromny, złoty żyrandol z kryształami, który również jak zachowany w takim samym stylu jak korytarz, tylko zamiast czarnego dywanu jest królewski.

Co jeszcze bardziej dziwi mnie to korytarz utworzony z mężczyzn z brońmi. Moje przerażenie sięga zenitu. Cholera. Podchodzimy do dużych, wysokich, dwudrzwiowych drzwi. Patrzę uważnie na mężczyzne, który chyba robi za moją niańke i kata.
Teraz dobrze wiem skąd go znam. Był człowiekiem Riccardo. Jest zdrajcą. Nie wiem jak się nazywa, ale to w tym momencie nie jest ważne.

Wychodzimy na betonowy podjazd. Przed nami staje czarna limuzyna. Nie idziemy w stronę drzwi, tego się spodziewałam. Podchodzimy do bagażnika. Gdy zdaje sobie sprawę gdzie będę przemieszczana robi mi się słabo. Zanim zrobię jakikolwiek ruch zostaję wepchnięta do bagażnika. Klapa zamyka się od razu. Leżę na plecach, dzięki temu mogę obserwować niebo przez przyciemnianą szybę. Jednak obraz rozmywa mi się przed oczami i zasypiam zanim limuzyna rusza.

Otwieram oczy, gdy bagażnik otwiera się. Ledwo co patrzę, ale to nie przeszkadza mojemu opiekunowi, który szarpiąc mnie wyciąga siłą z bagażnika. Wstaję ledwo co, ale idę po płycie lotniskowej kierując się do samolotu. Dołącza do mnie Carl. Jebana świnia.

– Witaj moja piękna. Stęskniłaś się? – oj, uwierz mam ochotę tak mocno ci zajebać, ale wiem, że nic nie wskóram.

– Powiesz mi chociaż gdzie będziesz mnie więził? – rozpoczynam. Nie mogę cały czas milczeć.

– Kochana, w Tokio – krztuszę się. To całkowcie inny świat. Chcę uciekać. Szarpie się, słyszę tylko jego szyderczy śmiech.

– Proszę daj mi spokój. Co takiego będziesz ze mną miał? – mówię, gdy siłą  pcha mnie na skórzany fotel samolotu. Zapina mnie pasem, że nie jestem wstanie nawet się ruszyć.

– Najpier zostaniesz moją żoną, później urodzisz mi syna, a potem zadecyduję co z tobą zrobię – sztywnieje, gdy słyszę jego słowa. Dziecko? Z nim? Nigdy w życiu. Po moim trupie.

Siada koło mnie, a ja widzę całkowicie innego człowieka, którego poznałam w kawiarni.

– Czemu nie powiedziałeś mi kim tak naprawdę jesteś?

– Teraz już wiesz. Jestem szefem największej mafii – w twoich snach durniu.

– Jakim cudem żyjesz? – wzdrygam się, gdy jego ręka sunie do mojego biustu.

– Twój kochaś nie przewidział tego, że może mieć w swojej mafii zdrajcę.

---------------------------------------------------

O oł. Tokio? Może być problem.


Okiełznać Diabła [Zakończone] Where stories live. Discover now