34. Riccardo - Love story

18.7K 622 93
                                    

Mój wzrok spoczywa na Carlu, który pluje krwią. Wisi głową w dół. Nie szamota się tak jak robił to kilka dni temu. Przykładam szklankę z whiskey pod nos. Zaciągam się mocnym zapachem alkoholu. Opieram się wygodniej na czarnym, skórzanym krześle na złotych, delikatnych nogach.
Wypuszczam dym cygara z ust po czym rozluźniam krawat. Przechylam delikatnie głowę w bok. Podaję cygaro jednemu z mych ludzi i wstaję z krzesła. Poprawiam rozpiętą marynarkę. W rogu pomieszczenia stoi stojąca lampa. Oświetla całe czarne pomieszczenie. Kładę na marmurowy stolik pistolet. Jestem w transie. Wyciągam z kieszeni scyzoryk, przecinam sznur, a facet z hukiem spada na podłogę. Prycham zażenowany, gdy mężczyzna jęczy z bólu. Jego ciało jest w opłakanym stanie. Jest całe ponacinane wzdłuż i wszerz. Łapię go za szyję i podnoszę do góry. Podduszam go po czym rzucam na ścianę z metalowymi kolcami. Krzyczy, a ja wyobrażam sobie moment, w którym ostre końcówki wbijają się w jego ciało. Jego krzyki są dla mnie śpiewem anioła. Porażającym swoim pięknem, czymś satysfakcjonującym.

- Już dawno zapadł wyrok twojej śmierci. Zniszczę cię i to co zrobiłeś. Zabije każdego kto był dla ciebie ważny. Nie oszczędzę. Takich jak ty powinno zabijać się zaraz po urodzeniu - mówię spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. Kiwam głową na chłopaków, którzy kładą jego ciało na podłodze. Inni wychodzą po jego ludzi. Zginął razem patrząc sobie prosto w oczy.

Niektórzy z jego przydupasów pochowało się po kątach Japonii, ale kwestia czasu, paru dni a ich nie będzie na powierzchni Ziemii. Tchórze, którzy myślą jedynie o własnej dupie. Każdy mięsień w moim ciele jest napięty, skupiony tylko na jednym. Wypijam ostatni łyk whiskey. Rzucam szklankę na podłogę, a ona rozbija się na różnej wielkości kawałki. Biorę największy. Podchodzę do Carla. Jego oddech jest płytki, klatka piersiowa ledwo co się porusza. Kładę ostry kawałek szkła na dolnej części jego szyi. I powoli coraz bardziej przyciskając sunę w górę. Mam ochotę zabić go od razu, ale muszę być cierpliwy. Jestem w tym pomieszczeniu po raz pierwszy i ostatni. Gdy się odwracam przez drzwi zostaje wniesione pięć poturbowanych ciał. Doriano podchodzi do mnie wyraźnie zdenerwowany co udzielę się i mi. Zaciska szczękę, lecz milczy.

– Mów – charczę, by mieć to za sobą. Wzdycha ciężko po czym przygląda się uważnie każdej twarzy w tym pomieszczeniu. Jakoby upewniając się, że nikt nie wyniesie do kogoś obcego naszej rozmowy. Widocznie musi to być coś ważnego skoro się wacha. Każdy z mych ludzi zasłużył sobie czynami na moje zaufanie.

– Morreti prosi byś znalazł czas na spotkanie z nim. Twierdzi, że to coś nad wyraz ważnego – w mojej głowie od razu zapala się czerwona lampka. Stary truteń najwyraźniej coś knuje.

– Dziś wracamy do Hiszpanii. Bezpiecznie odprowadzę Olivię do dziewczyn upewniając się, że nic się jej nie stanie i się z nim spotkam – polecam wkurwiając się jeszcze bardziej. Moje relacje w teściem są napięte. Chuj mnie wykiwał, ale nie na długo.

– Dobra. Matteo się nimi zajmie – mówi patrząc z zadowoleniem na mężczyzn, którzy leżą patrząc sobie prosto w oczy. Każdy z nich przyczynił się do tego, że moja Bella cierpi. Każdy z nich zginię.

Wyjmuję zapałkę, odpalam i rzucam jedną na Carla. W jego oczach odbija się płomień ognia.
Spalę ich żywcem. Zniszczę i będę patrzył z uśmiechem. To ich koniec. A mój początek.

Wpatruję się w palące ciała, słucham przerażonych krzyków i jestem w pełni usatysfakcjonowany. Właśnie w takich chwilach dziękuję za to, że taki jestem. Zwykły człowiek a nie miałby siły zabić innego albo zrobiłby to, a później byłby jego koniec. A ja żyje tym, a kolejna ofiara na mojej karcie nie robi na mnie żadnego wrażenia. Niektórzy po prostu zasługują na karę śmierci. Nie zabijam dobrych, zabijam złych.

Ktoś jest ze mną albo niech spierdala z mojej drogi.

Ostatni raz patrzę zadowolonym wzrokiem na to co dzieje się przed mną i wychodzę. Nie odwracam się, nigdy tego nie robię. Kieruję się do auta. Siadam za kierownicę sportowego BMW i wyjeżdżam. Daję upust swoim emocjom na torze wyścigowym. Jadę jak najszybciej pozwala mi maszyna. Skręcam mocno na zakręcie. Dociskam mocniej pedał gazu. Olivia nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Już nigdy nie będę dla niej potworem. Nigdy. Gdy dotarło do mnie to co zrobiłem trzy lata temu wiedziałem, że spieprzyłem. Może to nie byłem ja, ale i tak czy inaczej to zrobiłem. Szukałem jej w dzień i noc. Byłem na każdym kontynencie aż wreszcie zrozumiełem, że to dla niej będzie lepsze, bezpieczniejsze. Tak miało być od początku. Starałem się nie dopuścić do siebie jej miłości. Mimo tego pragnęłem, by była już na zawszę

Palce coraz mocniej zaciskają się na kierownicy. Zęby zgrzytają. Na horyzoncie robi się coraz ciemniej a ja już wiem, że to moment, w którym muszę wracać. Spokojnie wyjeżdżam ze stadionu. Gwiaździsta noc napędza moje myśli. Zrobię wszystko, by jej nie stracić, jeśli zechce odejść nie będę nalegał i zmuszał. To jej życie.

Gdy wchodzę do apartamentu zastaję Olivię siadzącą na sofie. Jest zdenerwowana, ale gdy zjawiam się widzę na jej twarzy ulgę. Mimo tego dalej ma ochotę mnie zabić. Wstaje z sofy i szybkim krokiem podchodzi w moją stronę. Nie waha się długo i z otwartej dłoni uderza mnie w twarz. Zaczyna krzyczeć i ciągać się za włosy, a później płacze. A  w jednej chwili zaczyna płakać. Siada zrezygnowana na kanapie.
Gdy po strzele w ryj dochodzi do mnie co tak właściwie się stało Siadam koło niej. Biorę ją na kolana i przytulam. Głaszczę uspokająco po włosach. Moja koszula w jednej chwili staje się mokra od jej łez. Nie wiem co jej się dzieje, ale nie dopytuję nie chcę zostać bez fiuta.

Czuję, że się odpręża. Przestaje płakać. Już nikt nigdy nie wmówmi mi, że kobiety nie są dziwne. Kto normalny się tak zachowuje. Wrzeszczy, a potem płacze. No kurwa nikt!

– Kochanie musimy się zbierać, jeśli mamy dziś lecić – mówię spokojnie oczekując na kolejny atak histerii, ale nic nie następuje. Czuję jak wzdycha ciężko.

– Nie możemy jutro? – pyta, unosi głowę i patrzy mi prosto w oczy.

– Dobrze, ale mam jeden warunek – mówię stanowczo, a jej brew unosi się do góry. Nie moja droga, jeszcze aż tak mnie nie omotałaś.

– Słucham? – kładzie swoje dłonie na mojej klatce piersiowej.

– Pocałuj mnie – szepcze głaszcząc kciukiem jej policzek. Olivia robi to od razu. Nie traci ani chwili. Łączy nasze usta w delikatny pocałunek przepełniony emocjami. Więcej mi nie potrzeba. Miłość jest jak zadanie chemiczne, trzeba logicznego myślenia, by je zrozumieć. Dwojga zupełnie obcych ludzi, którzy staną się jednością. Trzeba ją pielęgnować jak różę, bo bez poświęcanego czasu zwiędnie. Ja po prostu pragnę codziennie budzić się obok niej. Przychodzi w życiu taki moment, że człowiek pragnie kochać i być kochanym.

---------------------------------------------------

Olivia ma humorki...😂
Riccardo zrozumiał, że bez niej nie może żyć.
Ahh ta miłość...
Love story jak się patrzy, ale nie na długo...

Okiełznać Diabła [Zakończone] Where stories live. Discover now