33. Olivia - Miłość jest szeptem Diabła

17.8K 627 45
                                    

Po godzinie robi się ciszej. Co kilka minu samochody odjeżdżały, a niektóre dopiero co przyjeżdżały. Teraz zrobiło się cicho. Jatka się skończyła i czas wyjść ze swojej marnej kryjówki. W głowię mam tylko to, by odnaleźć Riccardo, by był cały i zdrowy. Wyjmuję telefon z torebki i wybieram jego numer. Sygnały mijają, a on jak nie odbierał tak nie odbiera. Postanawiam wykorzystać chwilowy przypływ odwagi i wyjść z krzaków. O trzęsących się nogach podbiegam do ściany budynku, która wygląda jakby przeleciało przez nią tysiące nabojów. Przęłykam głośno ślinę, gdy słyszę szmery za ścianą, podskauje.
Mimo tego muszę zachować wszelką ostroźność. Idę po woli, a broń trzymam wzdłuż swojego ciała. Jest mi cholernie zimno, ale jeśli nic nie zrobię najprawdopodobniej ktoś znajdzie mnie zamarźniętą. Może przesadzam, ale wiem, że bez przeziębiania stąd nie wyjdę. Gdybym była odpowiednio ubrana pewne jest to, że nie miałabym z tym tak wielkiego problemu, ale jednak mam na sobie tylko kusą sukienkę. Przez każdy głośniejszy szmer podskakuje. Biorę głęboki oddech i idę naprzód starając się zapanować nad drżeniem swojego ciała i nie uciec w pierwszym lepszym momencie. Robi się coraz spokojniej, dzięki czemu oddycham z ulgą. Gdy znajduję się na końcu jednej ściany czuję się jakbym przebiegła dziesięciokilometrowy maraton. Łapczywie łapię powietrzę i przeklinam dzień, w którym zaczęłam chodzić nie siłownię.
Chowam się za rogiem, wyciągam telefon i wybieram numer mężczyzny, którego chcę w tym momencie własnoręcznie udusić. Gdy już tracę nadzieję, słyszę jego głos:

– Kurwa kochanie gdzie jesteś? – pyta się, a ja od razu po jego głosie mogę wywnioskować, że jest wkurwiony i ma ochotę wszystko wyjebać w powietrze.

– Spokojnie, uspokój się. Żyje. Jestem parę metrów od głównego wejścia klubu. Będę czekać na ciebie. W razie czego mam pistolet. Dam sobie radę.

– Zaraz będę, nigdzie się nie ruszaj, złotko – charczy i się rozłącza. Marzę tylko o tym, by zakopać się w kołdrze na łóżku. Wypić ciepłą herbatę, zjeść i odpocząć. Opieram się o szorstką ścianę budynku. W tym miejscu w ścianie nie jest tak wiele naboi. Zamykam oczy chociaż wiem, że powinnam być czujna. Rozklejam się, a moje łzy zdobią moje policzki. Sunął, aż w końcu spadają na ziemię. Opieram głowę o twardą ścianę i patrzę w niebo. Wiem, że jesteś którąś z gwiazd, mamo. Mimowolnie uśmiecham się na myśl o niej. Z chmur zaczyna kropić. To nie jest życie dla mnie. Nie pasuję tu.

Tak bardzo chcę, byś mi doradziła. Chcę wrócić do czasów, gdy ściągałaś mnie na chama z łóżka, bo musiałam iść do szkoły. Widzieć przebłysk dumy w oku, gdy przynosiłam do domu dobre stopnie. Karcący wzrok, gdy tupałam małą stopą, gdy coś mi się nie podobało. Delikatny głos, był melodią dla moich uszu, a teraz już powoli zanika. Smakować Twoje idealne ciasto z bananami. Tak, bardzo chcę byś była tu ze mną.

Gdy słyszę głośne, stanowcze kroki Budzę się w chwilowego transu i jestem gotowa zabić kolejnego człowieka. Teraz, gdy zginę ja albo mój napastnik nie czaje się. Tylko ode mnie zależy czy dam się zabić. Wyrzuty sumienia, płacze, żale odłożę na później.

Celuję w mężczyznę, ale gdy w ostatniej chwili dostrzegam w mężczyźnie Fabio, jednego z ludzi Riccardo oddycham z ulgą, ale jednocześnie mam ochotę wiać. Podchodzi do mnie z mordem w oczach. Unoszę brwi, nie no wyraz twarzy to ma niezły. Zabić, zakopać, spalić,  pozbyć się. Momi tego, że się go boję unoszę dumnie głowę jak paw. Nie wiem czemu, ale śmiać mi się z niego chcę. Wyszarpuje mi pistolet z dłoni i wkłada go za pasek spodni. Już przestaje być taka wesoła. Dopiero później zauważam, że trzyma w umięśnionej dłoni, wytatowanej dłoni koc. Podaje mi go, a ja zarzucam go na plecy. Łapię mnie mocno za nadgarstek i ciągnie w nieznanym kierunku.

– Wiesz, że kobieta to organizm żywy?! – patrzy na mnie jak rozjuszony byk, ale nie komentuje mojego marudzenia. Lekko popuszcza uścisk. Idziemy już kilka minuta, a mężczyzna obok mnie w każdej chwili gotowy jest kogoś zabić. Zza rogu wychodzi facet podobniej postury co Fabio, który działa błyskawicznie. Przepiera go do ściany. Jego duże ręce mocno zaciskują się na szyi mężczzyny. Patrzę się na sytuację przed mną z rozdziawionymi ustami. Wyjmuje ostry nóż i wbija mu go w tętnice szyjną i przekręca. Facet pada na ziemię jak długi.

– Chodź – mówi stanowczo. Z tego co się orientuję auta stoją kawał drogi stąd.

– Gdzie jest Riccardo? – zatrzymuje się, ale nie patrzę w jego oczy. Przerażają mnie.

– Szukają cię z innej strony – charczy. Ciągnie mnie w wązką dróżke. Po obu stronach porośniętą wielkimi krzakami. Muszę iść bardzo szybko, by za nim nadążyć. Po kilku minutach wychodzimy na mały parking z kamienia. Stoją tu dwa samochody. Podchodzimy do jednego. Od razu wsiadam i już czuję spokój. Wtulam się w siedzenie, okrywam kocem i pomimo, że nie chcę, usypiam.

Budzę się, gdy cały pokój zatopiony jest w ciemności. Jestem wtulona w zagłębienie jego szyi. Czuję się bezpiecznie. Dobrze wiem gdzie jesteśmy, więc nie panikuję. Gdy on jest obok, czuję się dbana, seksowna, bezpieczna. Po prostu czuję tak beztrosko.

– Czemu nie śpisz? – słyszę obok zachrypnięty, seksowny, zaspany głos. Uśmiecham się i odkręcam się w jego stronę. Zapala lampkę nocną i przeciera twarz po czym znowu się kładzie. Całuję mnie w głowę, bo dobrze wie, że jest za wcześnie na jakiekolwiek inne czułości.

– Przebudziłam się. To nic takiego – ziewam. Wpatruje się w jego oczy, które intensywnie nad czymś myślą. Unioszę brwi.

– Przepraszam, że nie byłem przy tobie. Tak cholernie pluje sobie w brodę – denerwuję się, a ja nie chcę, by teraz myślał nad tym co się stało.

– Nic się nie stało. Nie myśl o tym zostawmy to na później. Ważne, że nikomu nic się nie stało – szepcze, a z moich oczu wypływa jedna samotna łza. Riccardo przybliża się do mnie i wyciera tamto miejsce po czym składa na nim krótki pocałunek.

– Nigdy ci nie odpuszczę. Chyba, że sama będziesz chciała. Jesteś moja, mała. Zamierzam ci to okazać przez cały czas. Zabiję każdego kto ośmieli ci coś zrobić. Przestrzelę mu ręce. Spalę żywcem – nie wiem czy to jego zdaniem podchodzi pod romantyzm, ale końcowe słowa mógł zachować dla siebie.

– O jaką kobietę chodziło? – pytam po dłuższej chwili. Na wspomnienie o danej kobiecie wzrok Riccardo robi się obcy. Taki, że zaczynam się go bać.

– To moja zmarła teściowa. Wszyscy żyli w niewiedzy. Stary Moretti za dużo sobie pozwala – mówi zimnym tonem po czym patrzy na mnie wzrokiem pełnym czułości. Dobry Riccardo wrócił.

– A teraz kochanie idziemy spać – gasi lampkę, przyciąga mnie do siebie. Od początku miała nadzieję, że ten facet nie jest Diabłem za jakiego się uważa. On ma uczucia i się ich nie wyprze. Jest moim Diabłem i Aniołem. Piekłem i niebem. Bezpieczną przystanią.

Gdy już prawie zasypiam, słyszę jego głos przy swoim uchu.

– Miłość jest szeptem Diabła, bo tylko on sprowadza nas na złą drogę. Przez nią jesteśmy w stanie zrobić wszystko.

---------------------------------------------------

Tak bardzo was przepraszam, że rozdział po tylu dniach, ale wrzesień totalnie ze mną nie chcę współpracować. Jednak coś tam jest.

A teraz czas na pozytywne chwilę...

Okiełznać Diabła [Zakończone] Where stories live. Discover now