Pomoc

1.9K 100 5
                                    

Mam już dość czucia metalicznego smaku w ustach. To ohydne... jednak ku mojemu zdziwieniu zaczynam czuć się  lepiej.

- Czy nadal będzie człowiekiem po wypiciu twojej krwi? – Heyden nachyla się.

- Tak, nie ma wątpliwości. Chociaż – Killian patrzy na mnie i milknie – nie ważne.

Zaczynam dławić się krwią i z trudem ją przełykać. Killian zabrał rękę dając mi nabrać powietrza. To dziwne, nawet bardzo... czuję się znacznie lepiej.

- Stop! Nie podchodź. – Krzyknęłam na Heydena, kiedy próbował się zbliżyć.

Wyciągnęłam rękę do przodu, pokazując mu, żeby się nie przysuwał.

- Nie ruszaj się.

- Już mi lepiej, nie dotykaj mnie.

Czuje w żyłach jak krew mi się gotuję, i pieczę moją skórę.

- Ona jest raczej bardziej pobudliwa, niż myślałem. - Colin zaśmiał się.

Heyden łapie za moją złamaną nogę i jednym ruchem wsadza kość z powrotem na swoje miejsce, to samo robi z ręką. Krzyknęłam, ale niczego nie poczułam. Co się tu wyprawia? To są te moce nadprzyrodzonych?! Siadam nie czując żadnego bólu po poważnych obrażeniach. To tak, jakby nigdy żaden wypadek nie miał miejsca. Ze zdziwieniem przepatrzyłam wzrokiem swoje ciało.

- Jak? – Złapałam się za gardło. Zdałam sobie sprawę, że ono również jest już zdrowe.

Starałam dłonią krew z warg, patrząc na nią ze zdziwieniem. To niesłychane, dzieci nocy uratowały mi życie. Mi! Człowieki!

Patrzę na ranę na udzie. Przestaje krwawić i goi się w przeciągu kilku sekund. Nadprzyrodzeni również patrzą na gojenie się obrażeń, ze znudzoną miną, jakby widzieli to już wiele razy.

- No i sukces. – Po samookaleczeniu nadgarstka Killian również nie ma najmniejszego śladu.

Bez problemu poruszam nogami. Siły wróciły do mnie mogąc chodzić, a może nawet biegać.

- Niech tylko przestanie padać. Mam dość już chodzenia w deszczu. – Colin wraz z Killianem i Heydenem podeszli do stolika.
Wampiry siedziały obok siebie na ławce, zwróceni do mnie plecami, a wilkołak na przeciwko ich mając na mnie oko.

- Jeśli tak ci to przeszkadza mogłeś wziąć parasol.

- Ciekawe niby jaki? - Colin położył łokieć na stole, podtrzymując głowę na dłoni.

- No wiesz... mogłeś pożyczyć od bibliotekarki.

Killian i Heyden parsknęli śmiechem patrząc na Colina. Nie widziałam jego miny, ale nie odpowiadał mu ten pomysł.

- Ten różowy z kwiatami?. – Przetarł dłoni twarz. – Przecież wyglądałbym z nim jak idiota.

Nie sądziłam że wampiry i wilkołaki tak dobrze się dogadują. Wyglądają na dobrych przyjaciół, a to bardzo różni się od opowieści z książek. Wampiry nie nienawidzą wilkołaków, co zaprzecza wszystkiemu co czytałam. No Ba, nawet uratowali mi życie, przez co jestem w jeszcze większym szoku.

- Dobra, czekajcie mamy ważniejsze rzecz na głowie. – Heyden skinął głową na mnie.

Wampiry spojrzały w moim kierunku przez ramię, po czym wróciły do poprzedniej pozycji.

- Co z nią? Po prostu odstawimy ją na miejsce.

Gdzie? Jakie niby miejsce? Jednego mogę być pewna. – Nie zostawią mnie tu w spokoju. Delikatnie wstałam i ile sił w nogach pobiegłam do lasu. Usłyszałam za sobą głos Colina:

Akademia nadprzyrodzonych Onde histórias criam vida. Descubra agora