Przemiana W Zwierze

1K 61 5
                                    

Dwa metry od ściany stała piękna rzeźba anioła z rozprostowanymi skrzydłami trzymająca w obu dłoniach długi miecz, który dosięgał ostrzem podłogi. Killian wskazał drzwi za nim, naciskając klamkę, odsłaniając wąskie, kamienne schody prowadzone w dół, oświetlone gołymi żarówkami.

- Powiesz mi, czego szukamy? – zwrócił się do mnie Heyden, zastanawiając się nad kierunkiem w który się udać.

- To się okaże. – Powiedziałam, zabierając mu latarkę i schodząc schodami.

Chłopaki spojrzeli na siebie, po czym ruszyli w ślad za mną. Było tak wąsko, że musieliśmy iść po kolei, pierwsza schodziłam ja, trzymając latarkę i oświetlając kolejne schodki, za mną podążał Heyden, a ostatni Killian. Niektóre żarówki były przepalone, ale to bez znaczenia, bo i tak bardzo mało światła dawały. Prawie wcale. Nikt z nas słowem się nie odezwał. Kiedy dotarliśmy na sam dół z lekkim niepokojem, otworzyłam kolejne drzwi i weszliśmy do pomieszczenia. Przypominało wykutą w litej skalę kryptę, a podtrzymujące stopy wapienne kolumny ozdobiono wymyślonymi płaskorzeźbami, oświetlonymi za pomocą gazowych latarni.

- Co to za miejsce? – powiedział Heyden rozglądając się po pomieszczeniu.

- Chyba krypta. – Killian zachował kamienny, niewzruszony wyraz twarzy. – Poświęć tam. – Wskazał miejsce w przy rogu ściany.

Zdąrzyłam dostrzec jakieś poruszenie. Chciałam podejść bliżej, ale Killian złapał mnie za nadgarstek i wziął latarkę, nie spuszczając wzroku spod ściany. Zatrzymał się dopiero, gdy przejście zagrodziły mu grube pręty, jak w więzieniu. Na pierwszy rzut oka było pusto, ale gdy poświecił w róg ściany, zobaczyłam coś małego o ciemnej skórze i błysk jasnych oczach....

- Killian! Odejdź stamtąd! – krzyknęłam przerażona.

- Co to jest? – zignorował moje słowa, stając się na nie głuchy.

Chciałam podbiec bliżej wampira i odciągnąć go jak najdalej, ale nie mogłam zrobić nawet jednego kroku do przodu. Jakoś głos w mojej głowie nakazywał mi zostać w miejscu. Killian złapał w jedną, wolną rękę pręt, chcąc się jeszcze bliżej przyjrzeć potworowi. Raczej nie jest na tyle głupi, żeby go wyrwać, prawda? Obawiałam się tego.

Nagle rozległ się jakiś dźwięk, prawie warczenie lub jęczenie, zaraz potem stworzenie oderwało się od ziemi i skoczyło na pręty. Zakryłam usta dłonią. Koścista ręką przecisnęła się pomiędzy dwa pręty i machnęła pazurami kilka centymetrów przed oczami Killiana, śliniąc się przy tym i pokazując ostre zęby.
Chłopak wystraszył się i od razu stanął obok mnie, przyglądając się kreaturze. Pokręciłam głową. Stworzenie niczym się nie różniło od goniącego potwora z tajemniczej komnaty z mojego snu. Był identyczny! Chrząkało i warczało na nas, mając w oczach chęć mordu.

- Co tu się dzieje? – spytałam obejmując mocno ramię Killiana.

Nikt mi nie odpowiedział, żaden nie wiedział.

- Lyso, wiedziałaś, że to zwierze tu jest? – Spytał Heyden ostrym głosem, czekając na odpowiedź.

- Ależ skąd. – Zaprzeczyłam. – Nigdy przedtem tu nie byłam, jestem tak samo zdziwiona, jak wy.

"Zdziwiona" źle to ujęłam bardziej przerażona faktem, że potwór ze snu stawał się rzeczywistością. Jak to możliwe, że paskudego stworzenia nigdy nie widziałam do tej pory na żywo, ale mi się przyśniło? Czyżby to było jakieś proroctwo? Miałam mętlik w głowię.

Nagle przedziwne stworzenie wpadło w szał, drapiąc pazurami o metalowe pręty i wciskając paszcze pomiędzy. Całe szczęście, nie mogło nas dopaść, patrząc po wytrzymałości metalu, które nie pozostawiały nawet zadrapania.

- To coś, chyba ma właściciela. – Odezwał się z odrazą Killian.

Przytaknęłam na widok numeru 303 wypalonej na dłoni, gdy potwór wyprostował długie, kościste palce następnie zdejmując je z krat, stając przy tym na tylnych kończynach.

- Ale Co do cholery jasnej to robi pod kaplicą?

- Ciii. – Uciszył Heyden. – Możemy porozmawiać o tym w pokoju, słyszę kogoś. – Ściszył głos, wytężając słuch. – Dobra, chyba czas na nas.

- Lyso mówiłaś jeszcze komuś, że tu przyjdziesz poza mną i Heydenem?

- Colinowi, ale on jest za leniwymz żeby tu przyjść. Sam mi to napisał i kilka innych rzeczy, ale to jest najmniej ważne. Nawet wcale.

Killian położył palec na swoich ustach, pokazując, żebym zachowała ciszę, a drugą ręką chwyta za moją dłoń. Jego długie palce splotły się z moimi, kiedy lekko pociągnął mnie w stronę wyjścia. Rzuciłam ostatnie spojrzenie potworowi, sięgnęłam za klamkę, gdy tylko chciałam ją przekręcić, usłyszałam zbliżającą się osobę po drugiej stronie. Serce zaczęło walić mi jak nigdy dotąd, mimo, że miałam przy sobie dwójkę nadludzko silnych chłopaków. Gdy drzwi delikatnie, o kilka centymetrów się uchyliły, Killian nie pozwolił na dalsze otwarcie, napierając bokiem na drzwi. Ustałam tuż przy nim przykładając ucho do drewnianych wrót. Po drugiej stronie padło stek przekleństw i odgłos pęku kluczy lądujących na podłodze. Mina Killian i Heydena była bezcenna – szok mieszający się z niezrozumieniem, gdy usłyszeli głos należący do dyrektora. Do tej pory myślałam, że poczuje się lepiej, gdy moi przyjaciele dowiedzą się prawdy o Adlerze, ale zamiast tego do mojego serca wkradł się smutek. Dlaczego więzi pod kaplicą stworzenie? Ono były powodem, dla którego żaden z uczniów nie mógł zbliżać się do kaplicy, czy może z obawy o ich życiem przed łowcą?
Tristan nie bez powodu kazał mi tu przyjść.

- Kto tam jest? – zapytał twardym głosem Adler, dość pretensjonalnym.

Cisza. Nikt z nas nie odpowiedział, Killian spiął mięśnie i mocniej podtrzymał drzwi. Jak my się stąd wydostaniemy niezauważeni? Odpowiedź brzmi: nie da się, chyba że cudem. Jesteśmy pod ziemią, w miejscu w którym, żaden uczeń przed nami się nie dostał. Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu nerwowo. Nic. Jesteśmy uwięzieni, Adler szybko stąd nie odejdzie.
Chłopaki wymienili się krótkimi spojrzeniami, pokiwali głowami, jakby rozumieli się bez słów. Jedynie ja nie miałam pojęcia, o co im chodzi.
W jednej chwili Killian pochylił się nade mną, jego ciemne kosmyki włosów połaskotały moją twarz, gdy powiedział zbliżając usta do mojego ucha „Natychmiast zamknij oczy”. Nie wąchając się ani chwili wykonałam jego polecenie, a Heyden stojący naprzeciwko zniknął pod ciężarem moich powiek.
W pomieszczeniu rozległy się krzyki istoty przygłuszane łamanymi kośćmi (dziesiątki razy w zaledwie kilku sekundach) i przeciąganymi pazurami po podłodze. „Nie otwieraj oczu” powtarzał wampir, w pokoju stawało się coraz głośniej, lecz nikt nie odezwał się słowem, a za plecami słyszałam zdenerwowanego Adlera. Przez chwilę, zaczęłam się zastanawiać – dlaczego miałam nie patrzeć? Istota prawie, że na końcu pomieszczenia wydając z siebie ryki, ale nie od niej dobiegał przerażający odgłos łamanych kończyn. Gdy dobiegły końca, otworzyłam oczy, a przede mną ukazał się wilk. Był ogromny, w kłębie dorównałby kucowi. Przerażał mnie nie tyle rozmiar drapieżnika co jego długie, ostre niczym szpony pazury. Jego oczy były tego samego błękitnego koloru co  Heydena. Był wilkołakiem, stojący przede mną w ciele zwierzęcia pokryty srebrzystym futrem, masywnymi łapami i długim ogonie, a wokół niego leżały podarte ubrania. Killian mówiąc bardzo cicho, obawiając się, że dyrektor mógłby go usłyszeć, kazał mi zabrać materiał z ziemi oraz buty, co oczywiście zrobiłam. Objęłam reklama ubrania, a Killian zrobił to samo ze mną, kładąc lewą rękę pod kolana, prawą na łopatkach, plecami podtrzymując drzwi. Poderwał mnie od ziemi. Heyden zawarczał groźnie. Wampir rozejrzał się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na wilku, który opuścił gęb i sprężył do skoku swoje olbrzymie ciało pokryte gęstym futrem. Killian szybko przekręcił klamkę i wypad z taką prędkością, że kolory zaczęły rozmazywać mi się przed oczami, nie mogąc uchwycić choćby jednego przedmiotu w zasięgu wzroku. Prędkość jaką dysponowały wampiry, była przerażająca, a z drugiej strony bardzo przydatna.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now