Atak

1.5K 78 3
                                    

Killian

Siedziałem w niewielkim pokoju muzycznym na pierwszym piętrze grając na fortepianie. Cała melodie i nuty utworu Mozarta miałem w pamięci. Doskonale znałem nazwę każdego jednego klawisza, a grając czułem się zrelaksowany gdy moje palce w bardzo szybkim tempie wędrowały z jednego klawisza na drugi. Pokój przepełniała piękna melodia.... moja melodia, a jedynym źródłem światła było słońce przedzierające się przez długie białe zasłony.

- No łap go! - za oknem usłyszałam twardy głos mężczyzny.

Zaprzestałem grania i spuściłem dłonie na kolana. Podeszłam do okna i zobaczyłem jak ochroniarze gonią uzbrojonego mężczyznę. Rozpoznałem jego twarz, to był łowca. Przeskoczył przez żywopłot, a ochroniarze biegli za nim, niestety byli zbyt wolni i coś mi się nie pasowali w ich zachowaniu. Wydawałoby się, że celowo zwalniają tempa, pozwalając niebezpiecznemu człowiekowi uciec. Nie zastanawiałem się ani chwili dłużej, otworzyłam okno na oścież i potrzymając cały ciężar na prawej ręce wyskoczyłem przez okno na proste nogi na biały grys i rzuciłem się do biegu za łowcą.

Lysandra.

Spacerowałam po ogrodzie, w którym ostatnio częściej spędzałam czas, z tą różnicą, że teraz nie byłam sama, a towarzyszył mi Heyden. Szliśmy ramię w ramię trawnikiem przez rzędy róż uważając na kolce kwiatków.

-... Czekaj, czekaj. - próbowałam zrozumieć słowa Heydena. - Czyli nie znasz swojego Alfy? Nie wiesz, jaki on jest?

Spojrzałam na niego, po czym znowu na trawę, która była znacznie ciemniejsza od rzucanego cienia budynku, kopiąc kamyk przed siebie.

- Trafiłem do Akademii, a dwa tygodnie później nijaki Virgo objął władze nad watahą. Szczerze to bardzo często zastanawiam się, jaki jest. - złączył ręce za plecami.

- W przeciwieństwie do mnie masz telefon. Jaki widzisz problem w zadzwonieniu do swoich rodziców?

- Nie rozmawiam z nimi. Mało co ich obchodzę, dlatego mogę liczyć tylko na moje starsze rodzeństwo. Czasami do mnie dzwonią i chwalą Virgo, że chodź jest kilka lat ode mnie starszy rządzi watahą bez zastrzeżeń. - przetarł oczy.

- To dobrze.

- Nawet bardzo dobrze. Poprzedni alfa był już stary, aroganckim i bezwzględny, teraz jednak na jego miejscu pojawił się nowy przywódca ambitny i spokojny. A raczej tak opisał go mój brat.

- Heyden, ile ty masz lat?

- dwadzieścia jeden, a co?

- Nic, po prostu wilkołak który jest tylko kilka lat starszy może objąć stado w tak młodym wieku? To wielka odpowiedzialność.

- Oczywiście, że może, i właśnie to zrobił.

Usiedliśmy na ławkę, a Heyden stał się spięty i zaczął strzelać kostkami. Wydający odgłos pękanach pęcherzyków sprawia, że przekrzywia głowę i czekam, aż przestanie.
Przeczesuję palcami włosy i zakładam nogę na nogę. Heyden zaczął się czymś zamartwiać widziałam to po jego zamyślonym wyrazie twarzy, który pokazywał, że nie zanosi się na nic dobrego.

- O co chodzi? - chciałam położyć mu na ramieniu swoją rękę, ale zawahałam się i zabrałam z powrotem kładąc ją na drewnie ławce.

- Chodzi o to... - zawahał się. - Dlatego, że... Ah nie powinienem Ci nic mówić. - Ewidentnie chce mi coś powiedzieć, ale powstrzymuje się.

- Jeśli to coś ważnego to mi powiedz. Heyden? - chciałam, żeby przestał unikać kontaktu wzrokowego i spojrzał mi w oczy. - Heyden? - powiedziałam delikatniej.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now