Zniknięcie Jennifer

1.3K 74 6
                                    

- Lysandra kolejne spóźnienie! - powiedział twardo nauczyciel historii, błądząc spojrzeniem pomiędzy mną drugim spóźnialskim. - A co do ciebie Killianie, mam nadzieję, że również poniesiesz konsekwencje spóźnienia. To się staje coraz częstsze panno Meyer, dlatego razem z twoim kolega przyjdziecie o szóstej rano do ogrodu.

Stałam z Killianem przy biurku nauczyciela z rozszerzonymi oczami. Szósta rano to nawet za wcześnie jak na mnie.

- To za wcześnie, poza tym... - nie dokończyłam, ponieważ Killian tracił mnie łokciem w bok i posłał wymowne spojrzenie, które znaczyło, że mam się już nie odzywać.

Może i ma rację. Nauczyciela fizyki, który był w dodatku bardzo wymagający, nie interesowały wyjaśnienie. Niepotrzebnie bym go tylko zdenerwowała. Czasem wydaje mi się nawet, że charakterem jest gorszy od nauczyciela matematyki. No Ba, tamten jeszcze nie dał mi kary, a spóźniłam się na jego lekcje więcej razy. Teraz jednak miałam powód. Razem z Killianem szukaliśmy nauczyciela, żeby oddać mu rozwiązaną kartę pracy. Gdy weszliśmy do jego pokoju, gdzie za zwyczajna odbywała się lekcje, niestety nie zastaliśmy go w środku, więc chodziliśmy po Akademii, by go znaleźć. Kiedy wreszcie udało nam się go znaleźć, zadzwonił dzwonek i szybko pobiegliśmy w kierunku lekcji, jednak się spóźniliśmy.

Pokiwałam głową, po czym oboje wróciliśmy do ławek. Rozpiełam plecak, wyjmując z niego książkę i zeszyt. Pan Snapee (Nauczyciel fizyki) mówił coś, ale tak cicho, że ledwie go słyszałam. Rozejrzałam się po kasie. Każdy pisze notatki. A to drań. Specjalnie mówi cicho, bo wszyscy z wyjątkiem mnie mają wyostrzony słuch.
Spojrzałam w zeszyt Killiana, który miał bardzo ładne, czytelne pismo. No skoro tak, to nie będę pisać. Założyłam ręce na klatkę piersiową i wygodnie rozsiadłam się na krześle. Poczekam, aż zadzwoni dzwonek, a następnie poproszę Killiana, żebym pożyczyła mi zeszyt do przepisania.

Siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście... Liczyłem w myślach, głośne tykanie zegara każdej sekundy.
Położyłam ręce na stoliku i oparłam na nich głowę zamykając oczy.
Kilka minut później drzwi do Sali Otworzyły się, i usłyszałam czyjeś kroki.

- Przepraszam, że przeszkadzam w prowadzeniu lekcji Snapee, ale zastanawiam się, czy ktoś widział dziś rano Jennifer Argnat? - Rozpoznałam ten głos. Podniosłam głowę patrząc na Adlera, który wzrokiem błądzi między uczniami, czekając na odpowiedź.

Klasa przez chwilę milczy. O ile dobrze pamiętam, to Jennifer jest jedną z grona przyjaciół Olivii, które mi dokuczały. Patrzę na jej ławkę, przy której zazwyczaj siedział na lekcji. Nie ma jej.

Adler zatrzymuję swój wzrok na Olivii i podchodzi do niej, wyprostowany i złączając dłonie za plecami.

- Widziałaś ją? Wiesz gdzie jest? - zapytał ostro dyrektor.

- Czekałam na nią dziś rano przed jej pokojem. Zwykle idziemy razem na śniadanie, ale pokój wydawał się pusty. Współlokatorka powiedziała mi, że ostatniej nocy nie spała w swoim pokoju. - przerwała. - Właściwie pomyślałam, że ona i Scotty poszli gdzieś razem.

Spojrzenia wszystkich w sali lądują na Scottcie, który nie wie jak się zachować. Szkoda, że nie widzę jego twarzy. Niektórzy z uczniów zaczęli chichotać, nawet trochę nauczyciel, ale dyrektorowi nie było do śmiechu.

- Scott byłeś...

- Nie. - przerwał głośno Adlerowi wstając z krzesła. - Nie wiem, dlaczego Olivia mówi takie głupoty.

- Słuchaj, to poważna sprawa. Nie obchodzi mnie czy się spotykacie, czy nie. Obiecuję, że nie zostaniesz ukarany za opuszczenie kampusu.

On nie zostanie ukarany, za opuszczenie kampusu, a ja niby mam ponieść konsekwencje spóźnienia?! No takiej niesprawiedliwości nie było nawet w mojej byłej szkole.

- No dobra, czasem się razem wymykaliśmy, ale nie ostatniej nocy. Umówiliśmy się na spotkanie przy kuchni, ale ona nie przyszła. - wyjaśnił Scott uspokajając się i siadając na swoje miejsce.

- Więc była na obiedzie, ale potem nikt jej nie widział? Czy to prawda?

Kilku uczniów przytaknęło. Adler zastanawiałem się nad czymś w milczeniu, ale zaraz zabrał głos.

- Myślę, że musimy rozpocząć poszukiwania. - powiedział głośno i wyraźne, żeby wszyscy go usłyszeli. - Szkoła, a nawet las.

Na ostatnie słowo, uczniów stali się niespokojni. Las? Miejsce do którego mamy kategoryczny zakaz? Spojrzałam na Killiana, który zmarszczył brwi patrząc na Adlera z niezrozumieniem.

- Spotkamy się wspólnie i utworzymy zespoły. - skierował się do wyjścia. - Wiem, że w lesie czai się łowca, ale towarzyszyć nam będzie straż.

Wyszedł, a po klasie zaczęły się szepty, które nauczyciel próbował przerwać. Uczniowie z niepokojem zaczęli patrzeć na swoich kolegów i koleżanki. Zamknęłam zeszyt patrząc na zegar i spakowałam książkę do plecaka. Rudowłosa, która siedziała ławkę za mną, wyglądała na przybitą i przestraszoną.

- Spokój powiedziałem - powtórzył raz jeszcze, tym razem ostrzej.

Zapadła cisza, a kiedy Pan Snapee wziął kredę do ręki i zdążył napisać wie pierwsze litery na tablicyx zadzwonił dzwonek na przerwę. Uczniowie jak poparzeni zerwali się z krzeseł i wbiegli na korytarz.

Osobiście nie lubię Jennifer, tak samo jak pozostałych dziewczyn, z towarzystwa Olivii, które mi dokuczały, ale mimo to nie chciałaby, żeby stała jej się krzywda.

- To już wiadome, co się z nią stało. - powiedział spokojnie Killian wstając z krzesła i pakując książki do plecaka.

- Co widome?

- Mówiłem Ci, że łowca poluje na nas. Skoro Jennifer zniknęła, prawdopodobnie nie żyje. Ostatnim razem i to za dnia, łowcy udało się dostać do Akademii, może i tym razem się zakradł.

- Czy to się już zdarzało? Zabicia w nocy?

- Tak, czasami, więc dzisiaj musimy go znaleźć i zabić.

- Chyba Ci się pomyliło. Mamy znaleźć Jennifer, żywą... bądź martwą.

Akademia nadprzyrodzonych Onde histórias criam vida. Descubra agora