Początek

2K 90 9
                                    


- Ej obudź się.. – Usłyszałam głos Heydena.

Otworzyłam leniwie powieki, a przed oczami miałam jego twarz. Czułam się zmęczona i ledwo doszłam do siebie, ale szybko sobie przypomniałam o całym zajściu. Jak ja mogłam spać w jego ramionach! Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam się wyrywać.

- Puszczaj! – Krzyknęłam bijąc go w tors – Postaw mnie!

Heyden ugiął kolana i postawił mnie na ziemię, nadal trzymając rękę na moich plecach. Postawiłam kilka kroków do tyłu nie spuszczając z niego wzroku.

- Teraz sama będziesz szła.

Wzdrygnęłam się i stanęłam jak wryta w ziemię, kiedy usłyszałam głos Killian i jego ciepły oddech na karku. Mało brakowało, a bym na niego wpadła. Otoczył mnie ramieniem i  kierował przed siebie omijając drzewa. Poczułam jego napięte mięśnie pod marynarką. Szedł prowadząc mnie pewnie, dając do zrozumienia, że nie mam z nim najmniejszych szans, jeśli chodzi o ucieczkę. Przed sobą mieliśmy już coraz mniej drzew. Nareszcie wyjdziemy z tego strasznego lasu. Poczułam się lepiej, jak zobaczyłam jasne światło dobiegające z latarni. Odgarnęłam z twarzy mokre kosmyki jasnych blond włosów i przyspieszyłam kroku. Biegnąc truchtem czułam na czole krople deszczu skapujące z liści.

- O Wow. – Nie potrafiłam powstrzymać zachwytu. Przede mną stał wielki budynek, oświetlony z każdej strony latarniami.

Był bardzo duży, nieco straszny i stary. Z wyglądu  przypominał zamek, w dodatku tak wielki, że nie widziałam jego szczytu, o ile kiedykolwiek go zobaczę, bo wydawałby się jakby przecinał chmury. Stałam przed nim, był ogromny. Nie widziałam takiego nawet w filmach.
To jednak nie oddawało słów. Był zbudowany z szarej cegły i ciemnoczerwonej dachówki. Ozdobiony licznymi rzeźbami, gargulcami i przerażającymi demonami z kłami, rogami i drapieżnymi szponami.
Wieże były długie oraz szpiczaste, ale przewyższała tu i tak liczebność okien i witraży.

- A gdzie poszedł Colin? – Poza pytaniem Heyden słyszałam za sobą  kroki łamanych gałęzi.

- Miał już dosyć łażenia po lesie z tą dziewczyną, więc wrócił do Akademika pierwszy. Z jeden strony go rozumiem, ale... do diabła mógł poczekać na nas.

- Daj spokój. Przynajmniej nie będzie zrzędził.

Uniosłam swój wzrok do góry i zobaczyłam logo szkoły: czerwoną różę, oplatająca cierniami literę „A” na czarnym tle. Nad nią widniał napis „Wolfvarm Academy”.

- Na co czekasz? – Wampir pchnął obiema rękami bramę, aż ta wydała z siebie charakterystyczny rdzewiejący odgłos.

Nad głową Heydena przeleciał Kruk siadając na czubku czarnego, ostrego grota. Przyglądałam mu się uważnie. Czy można to wziąć za jakiś znak? Zaczęłam się jeszcze bardziej denerwować, ale tym razem staram się tego po sobie nie pokazywać.

- No Lysandro, to jest twoja nowa szkoła. Co o niej sądzisz? – Heyden wskazał ruchem jednej ręki na szkołę.

- Jest – Przerwałam przemierzając wzrokiem po Akademii – spora.

- Tylko tyle? Sądziłem po twojej wcześniejszej minie, że coś więcej powiesz.

- A co ty chcesz usłyszeć? – Mój głos był twardszy, niż sama chciałam.

Heyden wzruszył ramionami.

Szliśmy wąska kamienną ścieżką, kierując się głównego wejścia. Nie tak sobie to wszystko wyobrażałam. Miałam nadzieję, że trafię do NORMALNEJ szkoły o wysokim poziomie, a okazało się, że będę otoczona nadprzyrodzonymi, którzy w każdym momencie mogą zrobić mi krzywdę. W głowie tworzyłam coraz mroczniejsze scenariusze, aż na rękach pojawiła mi się gęsią skórka.

Akademia nadprzyrodzonych Donde viven las historias. Descúbrelo ahora