Oprowadzanie

1.8K 89 24
                                    

Heyden skierował mnie na lewo i weszliśmy do pierwszej sali. W środku znajdowała się kilkanaście stolików otoczonych krzesłami, a jedną ze ścian zajmował olbrzymi kominek sięgający do sufitu.

- To nasza jadalnia. Tu spożywamy wszystkie posiłki. - Wyjaśnił i dał mi chwilę na rozejrzenie się po pomieszczeniu.

- A co z wampirami? - Przeszłam pomiędzy stolikami, przeciągając po nich palcami.

Akademia wydaje mi się normalna, na swój sposób, ale ciekawi mnie jedno - Dlaczego nie spotkaliśmy na drodze, żadnych innych uczniów? Podobno wampiry najczęściej wychodzą nocą niż za dnia.

- Dostają raz w tygodniu torebkę krwi. Jak dostarczają organizmowi niezbędnego pożywienia, mogą sobie pozwolić na trochę normalnego jedzenia.

Wyszliśmy i ponownie ruszyliśmy w głąb korytarza. To był jeden z przykładów niezręcznej ciszy, jaka wisiała w powietrzu.

- Nie zaczęliśmy dobrze. - Stanęłam. - Ta cała sprawa mnie przerasta, jednak... przepraszam za to, jak cię potraktowałam - Przerwałam, pochylając głowę - i za to, jak cię nazwałam. - Mówiłam szczerze. Heyden wydaje się być miły i nie zasługuje na mówienie o nim jak o potworze.

Podszedł do mnie i posłała mi drętwi uśmiech.

- Nie gniewam się. Szczerze, to nawet rozumiem twoją pierwszą reakcję na nasz widok, większość ludzi by tak zareagowała zapewne.

Pokiwałam głową, zaciskając wargi.

- jeżeli mam zostać tu na dużej, miło by mieć jakiegoś znajomego.

- Też tak uważam.

- Lysandra Mayer. - Wystawiłam do niego dłoń, którą zaraz uścisnął - W skrócie Lysa.

Moja dłoń w porównaniu do jego przypominała dłoń dziecka. Miał szorstką skórę z długimi palcami i kwadratowymi paznokciami.

- Heyden A'rgend. - Ruchem głowy dał mi znać, żebyśmy kontynuowali zwiedzanie.

Po kilku krokach zatrzymał się przed kolejnymi drzwiami, zwieńczonymi strzelistym łukiem. Znajdująca się za nimi sala była prawie pusta, miała lśniącą drewnianą podłogę, a jej sklepienie znajdowała się równie wysoko, co sufit w głównym holu. Zwisał z niego potężny metalowy żyrandol, pod ścianą zaś znalazło się miejsce dla kolejnego gigantycznego kominka.

- To sala główna. Tutaj odbywają się spotkania i ważne wydarzenia. To najstarsza część budynku. - Heyden odwrócił się na piecie i wrócił na korytarz.

- Heyden. - Pospieszyłam za nim, dotrzymując mu kroku. - Czy wszystkie wampiry są takie jak Killian, czy Colin?

Heyden był zaskakująco szybki.

- W jakim sensie?

- A w takim, że nie lubią ludzi.

- Colin Mitsen. - Westchnął - Nigdy nie należał do miłych osób i ma powody, żeby nie lubić ludzi. - Przewał - Za to Killian Santiares, nie jest taki zły, jak się go lepiej pozna. Przed przyjazdem do szkoły ukrywał się z młodszym bratem przed ludźmi.

- A co z tobą? - Spojrzałam na niego.
Szedł wyprostowany, patrząc pod nogi.

- Ja nie miałem żadnych styczności z człowiekiem.

- Czuje się zaszczycona. - Szturchnęłam go łokciem, na co odsłonił szereg swoich śnieżnobiałych zębów.

Wskazał jakieś drzwi po prawej stronie, tłumacząc, że to świetlica. Chwilę później rozpoczęliśmy wspinaczek po szerokich drewnianych schodach, ozdobionych imponującą mahoniową poręczą. Heyden zaczął zasypywać mnie kolejnymi informacjami na temat budynku. Większość sal lekcyjnych znajdowała się w zachodniej części szkoły, a pokoje dziewczęce po wschodniej. Chłopak uchylił delikatnie drzwi od biblioteki, po czym zamknął je, tłumacząc, że to nic ciekawego. Tak się składa, że lubię czytać książki i z chęcią bym rozejrzała się, bo bibliotece, ale chłopak nie dając mi dojść do słowa, zaczął prowadził mnie w dół schodów. Nie czułam już nóg. Każdy kolejny stopień przypominała mi o odciskach, które zaczęły mi się robić po dwu godzinnym chodzeniu.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now