"Zostajesz"

1.8K 99 4
                                    


- Ale nie rozumiem. Co to ma wspólnego ze mną?

- Jesteś pierwszym człowiekiem w mojej szkole.

- Więc sprowadziłeś mnie tutaj jako eksperyment? - Posłałam mu zimne spojrzenie.

Adler przez chwilę milczał.

- Nie myśl o tym w ten sposób.

Myślę, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. Czy on mówi poważnie?! Sprawdził mnie do Akademii, tylko dlatego, żebym była jego królikiem doświadczalnym! Adler wziął do ręki z regału mikrofon podłączany pomarańczowym kabelkiem do czarnego urządzenia z wieloma przyciskami.

- Killian, Heyden i Colin - Wcisnął i przytrzymał przycisk, mówić bardzo poważnie i wyraźnie. - proszeni do gabinetu dyrektora. Natychmiast.

Jego głos który przechodził przez głośniki było słychać z korytarza.

- Po co ich wzywasz? Ja tu nie zostanę.

Adler przeczesał palcami blond włosy, patrząc na mnie bardzo pewnie. Widać było po nim, że moje decyzja nie pozostawiła na jego twarzy żadnych nowych emocji. Chwyciłam za klamkę, a po drugiej stronie drzwi stało już trzech chłopaków wezwanych przez dyrektora. Killian trzymał w dłoni uchwyt od mojej przemoczonej walizki. Niesamowite jak szybko potrafią się poruszać. Potrafią przemieszczać się z jednego miejsca na drugie w kilka sekund, a przynajmniej wampiry.

- Dziękuję Adler, za gościnę, ale wracam do domu - Wyciągnęłam rękę, by wziąć walizkę, lecz Killian nie zamierzał mi jej oddać. Szarpnął za uchwyt, a kółka przejechały po śliskie podłodze, po czym jednym ruchem wampir podniósł walizkę z ubraniami.

- Oddaj mi ją. - Złapałam za jego rękę i próbowałam wyprostować jego palce, lecz na marne. Był silniejszy, a jego kamienną twarz nie zdradzała żadnych emocji. - Słuchaj. Naprawdę nie mam zamiaru się z tobą użerać. - Powiedziałam poirytowana.

- Jest druga w nocy. - Usłyszałam spokojny i zrównoważony ton głosu Adlera za pleców. - Nie masz kasy ani pojazdu, którym dostałabyś się na lotnisko.

- A nie możesz mnie zawieść? Czy masz jakiś z tym problem?

Adler ruchem jednak ręki nakazał wejść dwóm znudzony wampirom i wilkołakowi. Podeszli i stanęli w ciszy przy dyrektorze, obserwując całą rozmowę.

- W sumie nie mam żadnego - Przerwał, żeby podkreślić następne słowa - Ale, nie pozwolę Ci nigdzie jechać. Twoja matka wysłała Cię do mnie i mam się tobą zająć. Zostaniesz tu i nie podlega to dyskusji.

Mówił jak kompletnie obca mi osoba. Poczułam się jak ptak zamknięty w klatce bez możliwości wylotu. Nerwowo włożyłam ręce do kieszeni w poszukiwaniu telefonu, ale... pustka. Musiał mi gdzieś wypaść w środku lasu. Spanikowałam. Rozejrzałam się po gabinecie, a mają uwagę przykuł telefon stacjonarny leżący na brzegu biurka. Nie myśląc na niczym innym zrobiłam kilka kroków w jego kierunku, kiedy drogę zagrodził mi Colin. Był wysoki i wysportowany, wzrostem sięgałam mu do ramion.

- Chcesz mnie tu trzymać wbrew woli?! - Krzyknęłam odwracając się do brata - To nielegalne!

- Kto tak powie? - Oparty o regał wyjął z kieszeni spodni klucz z niebieską tasiemką i zaczął go obracać. - W tej Akademii, nie ma dużo zasad. Nikt cię tu nie będzie szukał, a poza tym jesteś pod moją opieką.

- Adler jak możesz być taki podły?.

- Chcę tylko, żebyś zobaczyła na własne oczy, że nie wszystko, czego się dowiedziałaś o nadprzyrodzonych jest prawdą. - Jego spojrzenie złagodniało. - Nie oczekuje niczego od ciebie, poza zostaniesz w Akademii i poznaniem nowych uczniów.

Chciałam powiedzieć, że to nie jest normalna szkoła, ze zwyczajnymi nastolatkami, ale ciężko mi mówić cokolwiek o Nihtmerach w ich towarzystwie. Odetchnęłam głęboko i ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć za dużo słów.

- Lysandro, musisz zrozumieć, że nie wszystko, czego się dowiedziałaś o wampirach, czy wilkołaka jest prawdą. - Położył wolną dłoń na ramieniu Heydena. - Mogą być mili tak jak ludzie.

- Nie sądzę - Spojrzałam na czubki butów omijając patrzenia na któregokolwiek. - Żebym mogła mieszkać w takiej szkole - Podkreśliłam ostatnie słowa.

Było mi naprawdę głupio mówić w obecności nadprzyrodzonych. Bardziej zważałam na słowa, żeby w jakiekolwiek sposób ich nie urazić.

- Nie zaszkodzi Ci spróbować. - Podał mi długi, stary klucz do ręki z numerem 303 na tasiemce. - To będzie twój nowy pokój.

- A co jeśli któryś spróbuję mnie zaatakować? - Spojrzałam z przerażeniem w jego spokojne, zielone oczy. - Sam mówiłeś, że niektórzy nienawidzę ludzi.

- W mojej Akademii jesteś bezpieczna, możesz mi zaufać. - Uspokajająco pogłaskał mnie po głowie.

Błądziłam spojrzeniami pomiędzy Colinem, a Killianem, po czym na brata wymownie.

- Nie martw się. Przecież nie sprowadziłbym cię do miejsca, w którym grozi niebezpieczeństwo. - Dodał.

Nie jestem pewna.

- Ale widziałem obrażenia po atakach na ludzi. - Przypomniałam sobie jedno z martwych ciał z telewizji - Widziałam ślady ugryzień na szyjach i pazurów na ciałach.

Adler mnie ignoruje. Bierze z biurka kartkę papieru złożoną na pół i podaje ją Heydenowi. Wydaje mi się, że mu najbardziej ufa.

- Ludzie często się boją tego, czego nie widzą naprawdę.

Colin nie wytrzymał już dużej i z wyraźną ulgą usiadł na fotelu, rozprostują kolana, a Killian założył znudzony ręce na klatkę piersiową i oparł się o ścianę uginają uprawą nogę.

- Albo boją się niebezpiecznych stworzeń, które chcą je zabić. - Na moje słowa Colin prychnął urażony i wpatrywał się w las za okno.

- Proszę Lysandro, miej otwarty umysł. Są tacy jak ty, nie inaczej. Mieszkam tu już kilka lat i dobrze znam moich uczniów, jednak ty jesteś nowa i niczego nie rozumiesz.

Wątpię w to. Nie odzywam się.

- Ta trójka - Wskazał chłopaków - są moimi najzdolniejszymi uczniami. Pomogą Ci się odnaleźć w nowym miejscu. Wiem, że początki są trudne zwłaszcza w twoim przypadku, dlatego doszedłem do wniosku, że będą twoimi ochroniarzami. Przynajmniej na jakiś czas.

- Nie potrzebuje ochrony. - Zacisnąłem dłoń w pięść.

- Potrzebujesz. - Odezwał się Heyden.

O wow, wreszcie odzyskał głos! Cud!

- Poznaliście się, prawda? - Palcem błądził pomiędzy mną, wilkołakiem i wampirami. Pokiwaliśmy potwierdzająco głowami. - Dobrze. - Złączył ręce.

- Miło was poznać. - Pomyślałam, że dobrze by było mieć ich po swojej stronie, jeśli mam tu zostać. - Jestem wam wdzięczna za uratowanie
Życia. - Przyznałam szczerze.

Heyden uśmiechnął się i dostrzegłam, że kąciki ust Killiana lekko drgnęły, ale zaraz potem jak zauważył, że mu się przyglądam przybrał poważną minę.

- Ja się nie zgadzam. - Colin wstał mówić stanowczo i ściągając na siebie wszystkie spojrzenia - Nie zamierzam niańczyć tej ludzie dziewczyny.

- Colin. - warknął Heyden.

- Spokojnie A'rgend. - Zwrócił się do wilkołaka - Nie będę go zmuszał.

Colin otworzył drzwi na całą szerokość mówiąc „dobranoc" wyszedł. Staliśmy parę sekund parząc na drzwi. To jasne, że Colin mnie nie lubił i nie ukrywał tego. Zresztą, co mu się dziwić, nazwałam ich potworami. Może i za takich ich uważam, ale czy naprawdę nie mogę trzymać języka za zębami?.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now