Kiedy Żyjemy W Kłamstwie Cz. 1

1K 72 9
                                    

W chwili, gdy dyrektor zapukał do drzwi, spanikowaliśmy. Myśleliśmy, co zrobić i najsensowniejszym pomysłem było ukrycie łowcy w kufrze. Z jednej strony było to jedyne wyjścia, ale z drugiej dość podejrzane, gdyby Adler wszedł do środka i usłyszał że daliśmy łowcy uciec. Wątpię, żeby nam uwierzył, a bardziej zrobiłby się podejrzliwy.

Adler walił pięcią w drzwi domagając się otwarcia. Chodziłam w kółko niczym kłębek nerwów chcąc wymyślić dobry plan wydostania nas stąd bez podejrzeń i nie narażając Tristana. Cholera, czy to możliwe?! Mieliśmy coraz mniej czasu na przemyślenia, aż z kieszeni Tristana wydobył się odgłos foli. Zatrzymałam się, a wszystkie spojrzenia zwróciły się w stronę Tristana.

- Co tam masz? - Spytał Colin zakładając ręce na klatkę piersiową.

Spojrzał na kieszeń w obdartych spodniach, a zaraz potem na jego twarz. Tristan wyjął woreczek ze zmielonymi liśćmi rośliny. Jego odpowiedź mnie zdziwiła - Była to mieszanka werbeny z tojadem.

.....

- Całe szczęście przyszedłeś. - Powiedziałam roztrzęsionym głosem z udawaną ulgą.

Adler popatrzył na mnie zdezorientowany, a następnie spojrzał na towarzyszącego mu Leo. Nie mam wątpliwości, że chłopak sprowadził dyrektora. Młody chłopak z klasy Heydena miał błękitne oczy i jasne blond włosy do ramion. Po jego złocistej karnacji bez trudu mogłam stwierdzić bycie wilkołakiem.

- Podobno złapaliście łowce. - Powiedział zimnym tonem dyrektor. - Nieprawdaż Leo?

- Zgadza się. - chłopak potwierdził, chowając ręce za plecami i przybierając wyprostowaną postawę.

Nie zaprzeczyłam, ale to nie znaczyło przyznanie racji. Odsunęłam się w bok, a oczy Adlera oraz Leo rozszerzyły się z niedowierzania. Na taką reakcję liczyłam.

Na środku pomieszczenia klęczał Colin, podtrzymując na rękach Heydena, który obnażał zęby i syczał z bólu. Nie udawał, ból przechodził przez jego ciało niczym ogień palący jego skórę powodując zaczerwienienia. Heyden miał rozcięty łuk brwiowy, a prawą ręką ściskał za brzuch, z którego leciała krew. Widziałam jej czerwoną barwę i czułam metaliczny zapach unosząc się w powietrzu często, natomiast nadal nie potrafiłam się przyzwyczaić. Na widok dyrektora Heyden chciałam się podnieść, ale nie dawał rady. Również Colin go powstrzymywał, nakazując leżenie i uciskanie obrażeń.

- Co się tu stało? Heyden, dlaczego twoje rany się nie goją? - Do wilkołaka podbiegł "zatroskany" dyrektor, kucając na jedno kolano i prześwietlając wzrokiem jego ciało.

Zakryłam usta dłonią. Niektórzy powtarzali mi wielokrotnie, że jestem kiepskim kłamcą, ale najpewniej udało mi się tym zarazem zagrać wiarygodnie.
Heyden spłynął krwią powiększając kałużez w której leżał. Nie należała natomiast do przyjaciela, lecz wylaliśmy na zimną podłogę worek z krwią, dając wiarygodności całej sytuacji.

- To tojad. - odpowiedział Killian odrywając kawałem materiału swojej koszuli, przykładając ją do rany na brzuchu. - Niestety łowca zdołał uciec, raniąc Heydena.

Skrawek odzieży trzymanej przez Killiana na brzuchu zaczął nasiąkać krwią, brudząc również jego palce. Spojrzał Heydenowi głęboko w oczy, następnie pokazując dyrektorowi na nasiąkniętym materiale zmielone listki trucizny. Adler złapał się za głowę, błądząc spojrzeniem po chłopakach. Nie wiedział co zrobić. Nie mógł pozwolić mu umrzeć, chociaż byłaby mu na rękę.
Stałam przy ścianie ściskając mocno przydługie rękawy kaszmirowej bluzy. Cholera, niech on coś powie! Musi! W przeciwnym razie stan Heydena może się pogorszyć. Nie miałam zamiaru go doprowadzić do tak ciężkiego stanu, ale to był jego własny pomysł. Zaryzykowaliśmy, ale czy słusznie?

Akademia nadprzyrodzonych Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin