Rodzinna Historia

1.1K 63 11
                                    

W nocy, gdy Pan Peter zdążył wyjechać, do gabinetu dyrektora został wezwany Killian. Niestety nie mogłam z nim iść, Adler do środka wpuścił mojego przyjaciela, a mi kazał odejść mówiąc, że mnie to nie dotyczy. Nie odeszłam daleko. Usiadłam na schodach, złączając ze sobą palce u rąk i cierpliwie czekałam. Mijały minuty, nawet godziny a wokół mnie panowała grobowa cisza.

Killian

W chwili, gdy wszedłem do gabinetu byłem przekonany, że zostanę ukarany za swoje zachowanie w stosunku do Pana Petera. Przerażała mnie jego wiedza na temat mojej rodziny, nie wiem, ile jeszcze wiedział, ale zapewne więcej niż zdążył powiedzieć. Niczego nie żałuję. Mężczyzna celowo drążył temat moich rodziców, będący głuchy na moje ostrzeżenia. Czy on nie wiedział, że wampira nie wolno denerwować? Kim on jest w porównaniu do nadludzko silnego nieśmiertelnego?! Odpowiedź jest prosta: nikim. Zwyczajnym człowieka, który chciał zabłysnąć swoją wiedzą przed dyrektorem, a nawet przede mną, co odniosło odwrotne skutki.

Adler stanął przy biurku, zaczynając pospiesznie chować okłady i gazu z wodą utlenioną do małej apteczki zapinając na koniec zamek i chowając na półkę pomiędzy dwiema książkami. W powietrzu wyczułem metaliczny zapach, który poczułem od chusteczek zabrudzonych krwią. Przełknąłem głośno ślinę, stając zapanować nad narastającym głodem. W głowie pojawiło mi się pytanie: kiedy ostatnim razem piłem krew? Kilka dni temu? A może już minął tydzień? Nie. Nie mogę o tym myśleć, chociaż ludzka krew wydawała się apetyczna. Mój brat wspominał kilkakrotnie, że porównanie krwi ludzkiej do zwierzęcia nie może się równać. Krew każdego zwierzęcia podtrzymuje nas przy życiu, ale to ludzka daje nam silniejsze zdolności. W szkole w większości spożywają krew zwierzęcą, tylko niektórzy dostają ludzką ze szpitali i w bardzo małych ilościach.

- Rozumiem, że chciał mnie Pan pouczyć, co do mojego zachowania. Z góry przeproszę, nie powinienem się tak unosić, ale ten mężczyzna sam się o to prosił. Sprowokował mnie. - Przeprosiłem, jednak to były tylko puste słowa. Nie żałowałem, a kara jaką poniosę najpewniej, nie będzie należała do lekkich, a nawet ma prawo mnie wyrzucić.

Za drzwiami siedziała Lysandra, wyraźnie słyszałem bicie jej serca i nerwy, które jej towarzyszyły.

- Owszem to, co zrobiłeś, było złe, ale nie cofnę czasu rozmową o twoim zachowaniu. Nie chciałbym jednak, żeby kiedykolwiek się to powtórzyło. - Spojrzałem na mnie karcąco, po czym uchylił okno i zasunął zasłony. Pomieszczenie zrobiło się ciemniejsze, lecz powietrze które wpadało do środka, było rześkie.

Dyrektor usiadł na fotelu przy stoliku na środku gabinetu i ruchem ręki nakazał mi usiąść naprzeciwko. Wykonałem jego polecenie, nie odzywając się nawet słowem.

- Nie zamierza mnie Pan wyrzucić? - zapytałem, zaciskając mocno dłonie na podłokietnikach.

Mało obchodziła mnie nauka w szkole, miałem za sobą lata doświadczenia, nie zwracałem uwagi na znajomych, których zdążyłem poznać, ale najbardziej nie chciałem stracić Lysy. Zaczęło mi na niej zależeć, na jej uczuciach, każdym uśmiechu...
Gdy jestem przy niej, czuję jakbym nabierał siły i miał więcej energii na resztę dnia. Jest delikatna, ale nigdy nie myślałem o niej jak o kimś słabym, wręcz przeciwnie uważam, że jest silna zarówno psychicznie, jak i fizycznie pokazując swoje umiejętności na treningach.

- Myślałem nad tym, ale nie. - Odparł po namyśle.

- Mogę wiedzieć dlaczego?

- Jesteś pełen niespodzianek Killianie. - pochylił się do przodu, patrząc mi głęboko w oczy jakby umiał coś z nich odczytać. - Mogę mówić do ciebie po imieniu? - Jego wyraz twarzy złagodniał.

Akademia nadprzyrodzonych Where stories live. Discover now