🅟🅡🅞🅛🅞🅖

6.8K 180 39
                                    

Ostatni raz spojrzałam w lustro i poprawiłam włosy. Miałam to nieszczęście posiadania kompletnie nieukładających się włosów. Dlatego miałam cholerny problem z ich ułożeniem, a potem utrzymaniem ich w znośnym stanie przez cały dzień. Przez co spędzałam przed lustrem sporo czasu. Mi jednak to nigdy nie przeszkadzało. No może czasem, zwłaszcza kiedy się spóźniałam.

Kiedy w końcu jakoś ogarnęłam te szopę na głowie, zgarnęłam torebkę i ruszyłam do wyjścia. Moim dzisiejszym celem było przetrwanie kolejnego rozpoczęcia roku szkolnego. Na moje szczęście już ostatniego w mojej karierze. Potem jeszcze tylko studia i zapierdziel w robocie do końca życia. Po prostu cudownie.

Zeszłam do kuchni, jednak w moich planach było tylko zgarnięcie czegoś do jedzenia, by zjeść po drodze. Tylko po to, bym nie padła z głodu na tej wiecznie przeciągniętej ceremonii. Jestem wampirem i piję krew. Jest ona dla młodych wampirów bardzo istotna. Niczym witaminy dla ludzi. Pijemy ją obowiązkowo, aż do przemiany, która jest dosyć brutalna. By stać się wampirem, trzeba umrzeć, więc jest to dosyć ekstremalne przeżycie. Jednak wracając do tematu krwi, muszę ją pić aż osiągnę pełnoletność. Gdzieś w tych okolicach się przemienię i chociaż to brzmi głupio przestanę jej aż tak potrzebować. To dosyć skomplikowane jednak w tym świecie wszystko takie jest.

Zgarnęłam szybko jabłko, czując tak telefon cały mi chodzi. Odblokowałam go i zobaczyłam trzydzieści powiadomień od Amandy. Moja przyjaciółka nigdy nie była zbyt cierpliwa. A zawsze musiała na mnie czekać, przez co często się na mnie denerwowała. Jednak ja nic na to nie poradzę, że nie ważne jak wcześnie bym nie wstała, to i tak się spóźnię. To jest ten mój pech, z którym nie jestem w stanie wygrać. Wybiegłam z domu i wsiadłam do samochodu, starając się ignorować mordercze spojrzenia przyjaciółki. Zacisnęłąm zęby na owocu i zapięłam pasy. Następnie przełożyłam moja śniadanie do ręki i pocałowałam wampirzyce w policzek na dzień dobry. Ta wyglądała, jakby za chwilę miała się na mnie rzucić i mnie zabić.

− Oj daj spokój. − Przewróciła oczami, biorąc pierwszego gryza. − Zachowujesz się tak, jakbyś nie wiedziała, że się spóźnię.

− Jak będziesz punktualnie na swoim pogrzebie, to się zdziwię. − Przewróciła oczami, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. W końcu odpaliła silnik i ruszyła w stronę szkoły.

− Myślisz, że coś się zmieniło? − Spytałam kontynuując spożywanie mojego śniadania.

− W tym jakże zacnym instytucie zwanym ogólniakiem? Ta tam to coś się zmieni, najszybciej jak go skończymy. − Stwierdziła, skupiając się na drodze. − Serio my nigdy nie łapiemy się na dobre zmiany. Pamiętasz jak w podstawówce zmienili komputery, akurat jak ją skończyłyśmy?

− Ta my to mamy szczęście. − Zaśmiałam się, szukając w torebce chusteczek. − No, ale może wreszcie szczęście się do nas uśmiechnie i zdarzy się coś dobrego?

− Ta, przemienimy się i znajdziemy mate. − Zaśmiała się, zatrzymując się na skrzyżowaniu. − Jakoś nie byłabym specjalnie szczęśliwa z tego powodu.

− Tobie dogodzić… Gorzej jak z królową. − Wyjęłam chusteczki i wytarłam twarz.

− Ty za to jesz jak wilkołak, ale jakoś się do ciebie nie dopierdalam. − Oświadczyła, w końcu ruszając dalej.

− Dobra ty już nie bądź taka mądra. Przypominam ci, że facet twojego życia przepisał się do innej szkoły.

− Niestety. No, ale może na jego miejsce wejdzie jakiś przystojniak.

− Znając nasze szczęście? To będzie dziecko łowców czy coś w tym stylu. − Stwierdziłam, na co obie wybuchłyśmy śmiechem.

~Richard~

Na szybko wrzuciłem na siebie koszule i zapiąłem jej guziki nawet niepewny czy robię to dobrze. Jednak oczywiście byłem spóźniony. Gdybym nie poświęcił pół nocy na przeklinanie własnego losu za to, że muszę zmienić szkołę na ostatnim roku, pewnie bym nie zaspał. No, ale bez stresu. W końcu to tylko rozpoczęcie roku szkolnego. Jeśli zdążę, zanim wychowawcy zgarną uczniów do klas, to nikt nawet się nie zorientuje.

Wyszedłem z pokoju i od razu ruszyłem do wyjścia. No cóż, poświęcę się i nie zjem śniadania, to może nawet zdążę i będzie mi dane posłuchać durnych przemówień dyrektorki. Chociaż nawet nie wiem po co. No, ale coś niechaj stracę.

−  Richard. − Zatrzymałem się gwałtownie i spojrzałem na swojego ojca. − Tylko błagam cię, niech cię z tej szkoły nie wyrzucą.

− Dobra tato spokojnie. Poradzę sobie i nikt mnie nie wyrzuci. − Obiecałem z ręką na sercu. − A teraz mogę już iść. Nie chcę się spóźnić na rozpoczęcie.

− Kto by pomyślał, że Ty taki porządny. − Zaśmiał się mój ojciec. − Idź i może weź kluczyki od samochodu. - Zasugerował, rzucając mi wspomniany wcześniej przedmiot.

− Dzięki tato.

Od razu wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu. Odpaliłem silnik i ruszyłem w drogę. To liceum było nieco dalej, niż poprzednie. I znajdowało się zdecydowanie bliżej terenu wampirów. Jakoś mi się to niespecjalnie podobało, jednak nie miałem większego wyboru. To byli jedynie liceum skłonne mnie przyjąć. I to nie tak, że mam jakiś problem do wampirów. One nigdy mi nic nie zrobiły więc, nie jestem jakiś uprzedzony. Jednak wiem, że nasz pokój działa nieco lepiej, kiedy nie musimy ze sobą współpracować. Najlepiej, kiedy po prostu nie wchodzimy sobie w drogę. Tak jest najbezpieczniej. No, ale hej, spójrzmy na plusy. Nie będę chodził do tego samego liceum, co moje nieznośne rodzeństwo. To zawsze jakiś odpoczynek od tych diabłów wcielonych.

Kiedy dotarłem na miejsce, zaparkowałem i wysiadłem z samochodu. Teraz sztuką było się odnaleźć. Wszedłem głównym wejściem, jednak niekoniecznie wiedziałem jak dostać się na tę przeklętą salę gimnastyczną. A korytarze były już puste. Wszystko musiało się już zacząć, więc byłem spóźniony i zgubiony.

Nagle poczułem, jak ktoś na mnie wpada. Odruchowo się odwróciłem i zobaczyłem dwie kobiety. Od razu poznałem w nich wampiry. Jednak to teraz nie było ważne.

− Matko przepraszam. − Rzuciła rozbawiona wampirzyca o pięknych niebieskich oczach i bardzo ciemnych brązowych włosach. − Nie wiem jak mogłam, nie zauważyć takiego faceta jak ty... To znaczy...

− Spoko wiem, że jestem cholernie wielki. − Przyznałem, wzruszając ramionami.−  - Jestem też nowy i pogubiony.

− I spóźniony. − Dodała blondynka o niebieskich oczach. − I to nas kolego łączy.

− Chodź z nami. − Zaproponowała ta, która na mnie wpadła. − Jestem Adelajda. A ta idiotka to Amanda.

− Ja jestem Richard.

− I widzisz Rich, już kogoś znasz. Ty to masz jednak szczęście.− Skomentowała Amanda. − I to kogoś na poziomie.

− Na poziomie? Serio? Zabrzmiałaś jak jedna z tych blond plastików z Amerykańskich filmów. − Adelajda zaśmiała się głośno, po czym spojrzała na mnie. − Musisz jej wybaczyć, jest świrnięta.

− Tylko z takimi się zadaje. − Stwierdziłem, uśmiechając się cwaniacko.

− Richardzie, coś czuję, że to początek wielkiej przyjaźni.

Zakazane spojrzenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz