🅧🅘

2.2K 117 28
                                    

Czy żałowałam ubiegłej nocy? O dziwo nie. Najpewniej najgorsze wyrzuty sumienia nadejdą, kiedy wsiądę do samochodu i opuszczę miasto. Spojrzałam na Richarda, który nadal spał. Wydawał się być spokojny. Jakby przynajmniej na ten krótki moment wszystkie problemy zdołały go opuścić. Tak właśnie chciałam się poczuć. Jakby wszystkie problemy przestały istnieć. I tak się czułam. A przynajmniej ubiegłej nocy. Kiedy mogłam go dotknąć w taki sposób, w jaki jeszcze tego nie robiłam. Kiedy on dotykał mnie, jakbym była wykonana z wyjątkowo kruchego materiału. Tej jednej nocy nie musiał pamiętać o tym, że już wkrótce się rozstanie i zapomnimy o sobie na bardzo długi okres czasu.

Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. Przejechałam nią w dół, znacząc linie jego mięśni. Z przyjemnością obserwowałam, jak jego ciało reaguje na mój dotyk. On jest mój, a ja jestem jego. I nic tego nie zmieni. Nawet najdłuższy okres czasu. A przynajmniej w to chciałam wierzyć. Nie chciałam przejmować się na zapas. Myśleć co nadejdzie jutro. Bo jeśli skupię się na tym zbyt mocno, to co teraz mnie ominie a ja nie zdąży nawet się temu przyjrzeć.

Kiedy wilkołak otworzył oczy, od razu złapał moja dłoń. Nic nie mówił. Ja też nie zdobyłam się na żadne słowa. Teraz jedyne czego potrzebowaliśmy to milczenie, które czasem znaczyło więcej niż tysiąc słów. Podniosłam się z łóżka i szybko ubrałam na siebie pierwsze ubrania leżące najbliżej łóżka i wtedy to poczułam.

Zakręciło mi się w głowie, dlatego musiałam złapać się szafki by nie upaść. Wykonałam dwa chwiejne kroki w tył, dzięki czemu udało mi się usiąść na łóżku. Poczułam błogi spokój. Teraz wszystkie problemy naprawdę straciły znaczenie. Wszystko wokół mnie stawało się niewyraźne. Obraz, dotyk a nawet dźwięk. Odruchowo wyczułam jak moje serce zwalnia, z każdą chwilą bijąc coraz słabiej.

- Adel. - Spokojny głos Richarda jakimś cudem do mnie doszedł. Uśmiechnęłam się słabo, by się nie martwił.

- Wiesz co Rich? Śmierć nie jest, taka straszna jak mówią. - Z trudem złapałam kolejny oddech.

- Czasem jest końcem a czasem zaledwie początkiem. - Oświadczył, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

Wiedziałam, że jest spokojny. Doskonale wiedział, co właśnie się dzieje. Wiele razy mu o tym opowiadałam. Bo przemiana wampirów nie przypomina tej wilkołaków. Jest spokojna. Nie aż tak bolesna. Jednak dużo bardziej przerażająca. Bo z tyłu głowy zawsze jest ta myśl, że możesz się nie obudzić.

Zamknęłam oczy i położyłam się na materacu, będąc już o wiele zasłaba by dać rady siedzieć. Otaczała mnie nieprzenikniona ciemność i samotność. I to właśnie jest najgorsze w wampirzej przemianie. Każdy z nas musi przetrwać ją sam. Nikt do nas nie mówi ani nas nie wspiera. Jesteśmy sami gdzieś pomiędzy światek żywych i umarłych.

Powoli ruszyłam przed siebie. Z tego, co wiedziałam, powinnam kogoś spotkać. Jednak osobę, której mogłam nawet nie znać. Miała ona dać mi radę. A potem zniknąć pozostawiając mnie samą. W świecie gdzie każda minuta jest niczym długie godziny.

- Adelajdo. - Spokojny męski głos dobiegł do moich uszy. Obróciłam się w prawo i dostrzegłam wampira w średnim wieku. - Jestem Heranos. Pierwszy wampir, który pokochał wilkołaczyce.

Spojrzałam na niego zdziwiona. Pokonałam dzielącą nas odległość. Czyli on miał być moim wsparciem.

- Nie mamy wiele czasu, więc słuchaj i mi nie przerywaj. - Oświadczył, a ja jedynie skinęłam głową. - Tysiące lat temu ja i moja Melody wywalczyliśmy możliwość zawarcie małżeństwa między naszymi rasami. Naszą pierworodną była kobieta hybryda posiadająca, zarówno cech wilka, jak i wampira. Ona była pierwsza, potem po wielu latach wyodrębnił się całkiem nowy gatunek. Hybrydy były oddzielnym królestwem, jednaj pewnien wampir wystąpił przeciwko nam wszystkich. Jednak to nie jest aż tak istotne i tak nie zapamiętasz wszystkiego. Chodzi o to, że musisz walczyć o tę miłość i o to, co łączy ciebie i Richarda. I to za wszelką cenę. A wszechświat wam to wynagrodzi. Uważaj na siebie Adelajdo i doceniaj miłość wilkołaka, bo ta jest wieczna i nieopisywalne silna. Znam to z doświadczenia. - Posłał w moją stronę ciepły uśmiech, po czym odszedł znikając w nicości.

Zostałam kompletnie sama. Otaczał mnie jedynie mrok, który zdawał się nie mieć końca. Chciałam krzyczeć, jednak wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy. Byłam sama pośród mroku, z którym musiałam wygrać. Bo jeśli ten mnie pochłonie, pozostanę tutaj na zawsze.

Dopiero kiedy poczułam miękki materac pod plecami, a jasne światło mnie oślepiło mogłam odetchnąć z ulgą. Chociaż zapewne minęło zaledwie kilka minut, ja czułam się jakby była martwa przez całe wieki. Kiedy udało mi się podnieść do siadu, poczułam czyjeś plecy.

- Rich. - Wydusiłam, wracając do rzeczywistości. - Zostałeś. - Dodałam całkiem zdziwiona tym faktem.

- Jak mogłem cię zostawić, skoro Ty nie zostawiłaś mnie? - Spytał, a ja poczułam przyjemne ciepło w okolicach serca. - Jednak nie możemy spojrzeć sobie w oczy. Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy?

- Nie jestem w stanie myśleć o niczym innym. - Wyznałam, zaciskając dłonie na brzegach materaca. - Minie sporo czasu nim znowu się zobaczymy.

- Przecież damy radę. - Zapewnił, łapiąc mnie za rękę.

Splotłam nasze palce, czując samotna łzę spływająca po moim policzku. Szybko ją otarła. Wiedząc, że nie mogę się rozpłakać. Musiałam być silna. Dla niego i przede wszystkim dla siebie. Oparłam się plecami o jego plecy i zamknęłam powieki. Było mi tak źle z tym że nie mogę po prostu się odwrócić i spojrzeć w te piękne brązowe oczy.

- Rich zrobisz dla mnie coś cholernie ckliwego. - Spytałam, wiedząc, że nie mogę się rozpłakać. Po prostu nie mogę tego zrobić. Inaczej on mogły spojrzeć mi w oczy i nasz plan poszedłby do śmieci.

- Tak. - Wydusił z trudem a, ja jeszcze mocniej złapałam jego dłoń.

- Zamknij oczy. - Poprosiłam, nie mając pojęcia co ja właśnie robię. - Zamknąłeś? - Dopytałam, usilnie walcząc z kolejnymi łzami.

- Tak.

Podniosłam się z łóżka i je ominęłam. Również zamklam oczy i ostatni raz połączyłam nasze usta. Całowałam go intensywnie i mocno jakby to był nasz ostatni pocałunek w życiu. Tak jakby jutro miał nadejść koniec świata. Bo tak naprawdę miał nadejść konie świata. Mojego małego świata. Całowałam go dłuższą chwilę, po której się odsunęłam i stanęłam w kącie.

- Myślę, że powinieneś już iść, zanim się nie złamiemy. - Zaproponowałam, chociaż to było cholernie trudne.

- Żegnaj Adelajdo. Będę za tobą cholernie tęsknił. - Po tych słowach usłyszałam kroki, a potem nastała cisza. Taka jak wtedy kiedy byłam martwa.

- Ja też będę tęsknić Richardzie. - Wydusiłam odwracając się do wnętrza pokoju, który był kompletnie pusty.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now