🅧🅧🅧🅘🅘🅘

1.2K 66 3
                                    

~Richard~

Rozbudził mnie dźwięk otwieranych drzwi, jednak początkowo to zignorowałam. Niestety nie na długo bo już po chwili poczułem, jak ktoś mnie szturcha. Usilnie broniłem się przez obudzeniem, chociaż już wtedy wiedziałem, że to przegrane starcie.

- Tato. - Głos mojej córki już całkowicie wyrwał mnie ze snu.

- Co się dzieje mała? - Spytałam, podnosząc się na łokciach.

- Miałam zły sen. - Poskarżyła, patrząc na mnie tymi wielkimi niebieskimi oczami.

Westchnąłem cicho, już wiedząc jak to się skończy. Spojrzałem na córkę i wziąłem ją na ręce. Następnie położyłem ją między sobą a żoną. Ta już zdążyła się obudzić. Adelajda spała zawsze bardzo lekkim snem, dlatego łatwo było ja obudzić. Przykryła Toni kołdrą i przytuliła ją do siebie.

Toni bardzo często miewała koszmary. Tak samo, jak jej brat Elio. Nie mam pojęcia, czym było to spowodowane lecz było to niemal dziwne. Przychodziła niemal codziennie, skarżąc się na złe sny. Ponoć to normalne u małych dzieci. Jednak czy normalnym jest by to było tak częste, w to szczerze wątpię. Po chwili w drzwiach stanął i Elio. Wyciągłem do niego ręce a on bez wahania podbiegł do mnie. Położyłem go obok bliźniaczki. Sam również się położyłem. Jutro czeka nas ważny dzień. Odwiedzą nas ważni goście w związku z rocznicą podpisania pokoju. Podsumujemy sobie kolejny rok współpracy, dlatego wolałbym być wypoczęty.

Bliźnięta przytuliły się do siebie, a ja uśmiechnąłem się lekko na ten widok. Nie ważne co mówiły i robiły. Ja wiem, że kochają się ponad życie. U bliźniąt to normalne. Łączy je nadprzyrodzone więź, która jest silniejsza nawet od więzi mate. Jednak traci na sile, kiedy bliźnięta odnajdują swoich partnerów.

Nagle drzwi znowu się otworzyła. Skrzywiłem się lekko i zobaczyłem Niko, który wprosił się, na nasze łóżko. Adel wyciągła do niego rękę a ten przytulił się do mamy. To był jeden z tych momentów, w których cieszyłem się, że mamy tylko trójkę dzieci.

- Chyba będziemy potrzebować większego łóżka. - Wyszeptała rozbawiona Adel.

- Tak zdecydowanie. - Zaśmiałem się lekko i spojrzałem na nasze dzieci.

Czasami musieliśmy się dla nich nieco poświęcić. Jednak kocham nasze dzieci najbardziej na świecie. Są naszym wielkim szczęściem. Darem od losu. Zawsze powtarzamy z żoną, że Toni jest tym naszym małym darem. Bo w końcu mieli być dwaj chłopcy. A urodziła się dziewczynka. Jednak żeby nie było, kocham wszystkie nasze dzieci równie mocno. Są moim powodem do dumy. I często też tym promykiem światła w pochmurne dni.

Zamknąłem oczy, czując niesamowity spokój. Zawsze tak było kiedy wiedziałem, że moja rodzina jest bezpieczna blisko mnie. Nic mnie tak nie uspokoją. I właśnie dzięki temu udało mi się szybko zasnąć.

//
Z rana spotkałem się z masą obowiązków. Ubrałem na siebie granatowy garnitur. I jeszcze raz przejrzałem wszystkie dokumenty. Potem jednak przyszła gorsza, część. Ogarnięcie dzieci. W tym wieku maluchy są wyjątkowo nieskore do współpracy.

- A gdzie to się pani wybiera? - Spytałam, łapiąc córkę która gdzieś uciekała.

- Tato zostaw. - Zaczęła się wyrywać a ja, złapałem ją mocniej.

- Ty mnie kiedyś wykończysz. - Stwierdziła Adel, przychodząc do nas. - Chodź Toni, ubierzemy się co?

- No, ale ja nie chce sukienki. - Zaprotestowała mała, mocniej mnie przytulając.

- No zobaczymy czy powiesz mi to samo za kilkanaście lat, kiedy będziesz wychodzić na imprezę. - Stwierdziła moja żona, biorąc ode mnie córkę.

- Na księżyc nawet mnie tak nie strasz. - Zażartowałem, czochrając Toni po włosach. - Jak będziesz grzeczna, to wieczorem pozwolę Ci zjeść lody co?

- No dobra. - Rzuciła nadal nieprzekonana co do tego pomysłu.

- Już jej tak nie rozpieszczaj. - Skarciła mnie żona, znikając za drzwiami pokoju córki.

Westchnąłem cicho i poszedłem sprawdzić co z chłopcami. Ci siedzieli w salonie już gotowi, więc z nimi nie było problemu. To znaczy, oni oczywiście też musieli ponarzekać, ale przynajmniej byli już ubrani.

Po pół godzinie wszyscy zaczęli się zjeżdżać. Dlatego przenieśliśmy się do domu watahy. Powitałem alfy innych kontynentów oraz radnych. Najbardziej jednak bałem się wizyty króla wampirów. On był najbardziej przeciwny temu wszystkiemu i zazwyczaj to on najwięcej narzeka i podkreśla, wszystko to co nam się nie udaje.

- Kurde Richard duże już te twoje szczeniaki. - Stwierdził Thomas Alfa Ameryki Północnej. - Po dzieciach to jednak najlepiej widać upływający czas.

- No ty masz ośmioro i dziewiąte w drodze. - Przypomniałem rozbawiony. - Ja nie wiem, jak ty sobie dajesz radę. Ja przy trójce ledwo wyrabiam.

- A teraz to jeszcze nic. Poczekaj, aż będzie musiał pilnować córki i synów kiedy osiągną wiek nastoletni. Mówię ci ja lepiej spałem jak czwórka dzieci wepchała się nam do łóżka, niż jak najstarszy syn wyszedł na imprezę i nie wrócił na noc.

- To jeszcze stety lub niestety przede mną. I szczerze też boję się tego najbardziej. - Odruchowo spojrzałem na dzieci, które mimo bariery językowej świetnie bawiły się z najmłodszymi bliźniakami Thoma i córkę alfy Azji. - Chyba zabije, jak poczuje kiedykolwiek od któregoś z nich alkohol.

- To jeszcze nic. Przecież pamiętasz tę historię o tym, że mój najstarszy syn mógł zostać ojcem. Na szczęście okazało się, że ta dziewczyna nie jest w ciąży. No, ale myślałem, że gówniarza zabije. - Stwierdził, kręcąc głową. - Niestety bycie rodzicem wilkołaków to cholernie dużo stresu, bo przecież wiesz, jakie zapędy ma się za młodu.

- Sam nie byłeś wtedy lepszy. Wiem, bo cię pamiętam. Tego nastolatka, który zawsze stał z boku i palił papierosa. - Przypomniałem, na co ten westchnął cicho. - Każdy z nas miał ten gorszy okres. Takie uroki młodości.

- Ta. A o swojej głupocie i o tym, jak bardzo wkurwiałeś tym ojca, dowiadujesz się dopiero kiedy widzisz swojego syna z papierosem. Ten chłopak mnie wykończy, a moja kochana żona bez końca mi powtarza, że, on po prostu wdał się we mnie.

- Bo taka prawda. - Stwierdziłam z cwaniackim uśmiechem.

- Powiem Ci to samo, jak kiedyś poskarżysz się tak na któreś ze swoich dzieci. - Kątem oka spojrzał na syna, który zdał oparty o ścianę. - To był taki słodki szczeniak.

- Ta pamiętam, kiedy go pierwszy raz zobaczyłem. Był naprawdę uroczy, niestety nasze dzieci są zbyt krótko od nas zależne a nam ciężko się z tym pogodzić.

- Weź, mi nawet nie mów. - Wykonał jakiś dziwny gest ręką, nie chcąc już o tym rozmawiać. - Ostatnio zacząłem czuć syndrom pustego gniazda, bo dzieci mi się  chcą wyprowadź na drugi koniec domu watahy.

- Tyle dla nich robisz, a oni nawet nie mogą zrobić ci tej przejemności i cię posłuchać. - Stwierdziłam i dostrzegłem króla Williams. - Idę zamienić z nim dwa słowa.

- Powodzenia.

Ruszyłem w stronę króla, który przybył wraz z żoną i synem. Patrzył na mnie z tą wyższością, a ja miałem go ochotę udusić. Jego żona skierowała się do mojej, a ich syn pobiegł w kierunku innych dzieci.

- Williamie. - Zacząłem w ramach przywitania.

- Witaj Richardzie. Wyjątkowo proponowałbym ominąć zimne wstępny i od razu przejść do konkretów. - Zaproponował, od razu znikając w sali narad.

Pokręciłem głową z dezaprobatą i wróciłem do Thoma. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a potem ruszyliśmy do sali narad. Jeszcze tylko zerknąłem na dzieci i stwierdziłem, że bawią się po prostu rewelacyjnie. Mimo tego, że część dzieci nie rozumiała się w ogóle przez barierę językową, to bawiły się w najlepsze. Czemu życie zawsze nie może być takie proste?

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now