🅘🅥

2.7K 134 59
                                    

Weszłam z Richardem do lasu i skierowaliśmy się w jego głąb. Nienawidziłam chodzić nocą po lesie. Co jest chyba dosyć zabawne, bo to ludzie powinni się mnie bać. Jednak ja też się bałam. Pewnie przyczyną były historie ojca opowiadane mi za dziecka. Historię o wilkołakach i zbuntowanych wampirach. Te z gatunku opowiadanych dzieciom by nie wychodziły po zmroku z domu. Właśnie one zasiały we mnie strach, który niszczy mnie do dzisiaj.

Słyszałam jak kości, w ciele chłopaka się łamią. Ten dźwięk jedynie potęgował, moją potrzebę ucieczki. Czemu ja zawsze muszę się pchać w takie dziadostwo? Przecież Rich, jest wilkołakiem i na pewno by sobie poradził. Jednak ja musiałam z nim iść. W końcu wilkołak padł na ziemię, a ja widziałam, że dalej już nie pójdzie.

Wycofałam się, by obserwować wszystko z dystansu. Nie chciałam być w zasięgu jego pazurów ani zębów, kiedy przemiana zacznie się na dobre. Może nie jestem jakąś specjalistką od wilkołaków, jednak wiem, że przemiana jest cholernie bolesna. Wszystkie kości w ciele pękają, a mięśnie się zrywają. Organy wewnętrzne zmieniają swoje położenie, a skóra naciąga się. Brzmi jak najgorszy koszmar, a to tylko sama rzeczywistość. Taka cenę płacą wilkołaki za możliwość zmiany formy.

Kiedy Richard zaczął krzyczeć, przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jednak coś nie pozwoliło mi uciec. Zakryłam jedynie uszy nie mogąc dłużej słuchać, tego jak cierpi. Wiedziałam, że nie mogę nic zrobić i to ta bezsilność była w tej chwili najgorsza. Widok jego ciała wyginającego się w nienaturalny sposób przyprawił mnie o mdłości dlatego zamknęłam oczy. I teraz kiedy dochodził do mnie jedynie stłumiony dźwięk, a przed oczami miałam jedynie czerń coś do mnie dotarło. W takiej chwili nie chciałabym być sama. W momencie, kiedy ból przejmowałby nade mną kontrolę, chciałabym mieć przy sobie kogoś kto zabiłby poczucie samotności. Pewnie Richard chciałbym, by teraz było przy nim jego stado. Może go tutaj nie ma, jednak jestem ja.

Otworzyłam oczy i odsłoniłam uszy, ponownie starając się przełamać. Podeszłam do wilkołaka tak, że w dalszym ciągu nie mógłby mnie dosięgnąć. Poczułam łzy spływające po moich policzkach. Widok Richarda w takim stanie był dla mnie niewiarygodnie bolesny. A ja sama nie wiedziałam dlaczego. Chyba po prostu przez te kilka tygodni zdołałam się do niego, przywiązać i to znacznie bardziej niż mogłam przypuszczać.

- Rich. - Zaczęłam nieco niepewnie, nawet nie wiedząc czy mnie słyszy. - Nawet nie wyobrażam sobie, jak musisz cierpieć. Jednak pamiętaj, że nie jesteś sam. Jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. - Mówiłam spokojnym głosem. Nie wiem, nawet czy mówiłem to by wilkołak poczuł się lepiej czy po to, by pozbyć się uczucia bezsilności. - I zawsze już będę. - Dodałam, nawet nie za bardzo wiedząc dlaczego to mówię.

Otarłam łzy czując, że w tym momencie Rich nie potrzebuje mojej słabości. Ten jeden raz w życiu muszę być silna dla niego. Dlatego zdusiłam w sobie wszelki smutek i w dalszym ciągu twardo trwałam przy moim wilkołaku.

Obserwowałam, jak obraca się z pleców na brzuch. I przez tą jedną krótka chwilę patrzy na mnie tymi czerwonymi oczami, przeszklonymi od łez jakbym była całym jego światem. Jakby tylko mnie w tym momencie potrzebował.

- Moja. - Wydusił coś z trudem, a ja nie byłam w stanie określić co to takiego.

I wtedy dostrzegłam jak jego ciało, zaczyna zmieniać formę. Patrzyłam z uwaga jak jego ubrania się rozrywają, a jego ciało zaczyna pokrywać czarna sierść. I w końcu jakiś metr ode mnie stanąć czarny basior z głową spuszczoną w dół łapiąc wielkie wdechy, jakby przed chwilą ktoś go dusił.

Po chwili nieco niepewnie podniósł łeb i rozejrzał się po okolicy. Jego uszy ruszały się jakby, nie umiał skupić się na jednym konkretnym dzwięku. Aż w końcu postawił kilka pierwszych i chwiejnych kroków, przy okazji mało nie zaliczając gleby. Zaśmiałam się na to cicho. Wielki wilkołak chodzący jak szczeniak, który dopiero się tego uczy. Wilk spojrzał na mnie czerwonymi ślepiami i postawił kilka niepewnych kroków w moją stronę. Stał dumnie z wysoko uniesionym ogonem i postawionymi uszami. Przysunął do mnie nos i zaczął mnie obwąchiwać. Ja nieco niepewnie położyłam mu dłoń na łbie i go pogłaskałam. On zamachał ogonem jak domowy pies, na co ja uśmiechnęłam się szeroko.

W życiu nie widziałam tak pięknego zwierzęcia. Jego czarna sierść wyglądała dokładnie tak, jakby ktoś przed chwilą go czesał. Jego oczy zdradzały, że nie jest tylko zwierzęciem. W końcu wyciągnęłam przed siebie dłoń a on położył na niej łapę, która okazał się większa. Uśmiechnęłam się szeroko i cmokłam go w pysk. Wilk zawył uradowany, a ja nie mogłam ponownie się nie zaśmiać.

Wilkołak polizał mnie po twarzy, a ja o dziwo nie poczułam się zniesmaczona. Podeszłam do niego bliżej i przytuliłam się do jego miękkiej szyi. Pachniał przepięknie niczym las na wiosnę.

- Jesteś niesamowity Rich. - Stwierdziłam, na co zwierzę wydało z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.

Przymknęłam oczy, wtulając się w miękkie futro wilka. Mogłabym oddać wszystko, by ta chwila trwała wieczność. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Przy nikim innym. Richard zajmuje wyjątkowe miejsce w moim sercu. Chyba już nie umiem wyobrazić sobie dni bez jego dziecinnego zachowania czy głupiej wiadomości, która zawsze poprawia mi humor. Stał się ważnym elementem mojego życia i to się już nie zmieni.

I nagle do moich uszu doszło wycie. Podobne do tego Richarda. Jednak nie całkiem jak ono. W pierwszej chwili pomyślałam, że to może być ojciec Richarda Wielki Alfa Kontynentu. Jego wycie było mocne i miało w sobie niesamowita siłe słyszalną pewnie nawet z wielu kilometrów. Richard spojrzał na mnie, jakby czekał na pozwolenie a ja uśmiechnęłam się delikatnie.

- Idź. Twoja rodzina na pewno się martwi. - Odsunęłam się od niego, a ten uciekł pewnie w kierunku domu watahy.

Ja postanowiłam, że muszę wrócić do przyjaciół. Pewnie się martwią naszym zniknięciem. Lub dopowiadają sobie, chuj wie co i szczerze sama nie wiem co gorsze. Ruszyłam szybkim krokiem, w stronę domu czując, że uczucie niepewności i strachu ponownie do mnie wraca. Na szczęście szybko udało mi się wrócić.

Weszłam do domu, a kiedy znalazłam Daniela i Amandę zrozumiałam, że są kompletnie pijani. Śmiało się jak głupi, a to co mówili, było kompletnie bez sensu. Po prostu super. Ja mam dzisiaj jakiś dzień ogarniania znajomych. Najpierw przemieniający się wilkołak a teraz dwóch nawalonych debili. I tyle było z udanego wieczoru.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now