🅘

4.2K 150 45
                                    

~Adelajda~

Jak co dzień przekroczyłam prób szkoły pełna nadziei, że uda mi się uniknąć odpowiedzi z angielskiego. Przyznaje bez bicia, że miałam wczoraj masę czasu, by się pouczyć jednak tak bardzo mi się nie chciało. No cóż, nie zawsze trzeba być perfekcyjnym i dokładnym. Czasem trzeba sobie odpuścić, inaczej można by było oszalec. Podeszłam do swojej szafki i ją otworzyłam. Potrzebowałam znaleźć podręcznik od matematyki, którego jakoś nigdy nie chciało mi się wlec ze sobą do domu. Oczywiście by go znaleźć, musiałam przekopać się przez stosy innych często bezużytecznych rzeczy. Takich jak buty na zmianę, o których istnieniu większość zapominała po pierwszych dwóch tygodniach szkoły.

- Czego ty tak szukasz w tej szafce? - Dobrze znany mi męski głos odciągnął mnie od poszukiwać. Spojrzałam na Richarda i powstrzymałam się od uśmiechu.

- Chęci do życia i jakbym znalazła twoja dojrzałość i rozum to już w ogóle byłyby udane poszukiwania. - Rzuciłam, wracając do przegrzebywnia szafki. Chyba czas tu wreszcie posprzątać.

- A tak serio to pewnie tego. - Wilkołak podał mi mój podręcznik, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Jak się myśli o wszystkim tylko nie o tym, co trzeba to się potem, zapomina podręcznika z klasy.

- Gadasz jak mój ojciec. - Zabrałam podręcznik i zamkłam szafkę. - A to naprawdę irytujące. Mam szczerze dosyć słuchania o swoim roztrzepaniu.

- A myślisz, że ja nie słyszę tego tekstu pięć razy dziennie? - Zaśmiał się w ten cudowny gardłowy sposób. - Umówmy się są teksty rodziców które słyszy każdy i to bez przerwy.

- Ciekawe jak oni się tymi tekstami wymieniają, że wszyscy używają tych samych. - Oparłam się o szafki, wrzucając podręcznik do torby.

- Nie mam pojęcia. - Wzruszył ramionami, poprawiając plecak na ramieniu. - Obym ja nigdy nie był takim ojcem.

- A ja taką matką. - Rzuciłam pełna nadziei, że nigdy tak nie skończę. - No, ale o czym my w ogóle gadamy. Mamy po osiemnaście lat nie po trzydzieści.

- Kiedy ktoś powiedział mi, że wilkołaki potrafią myśleć tylko o robieniu dzieci. - Stwierdził rozbawiony.

- Tutaj Amanda miała trochę racji. Bo ile ty masz rodzeństwa? - Spytałam, nigdy nie mogąc tego spamiętać.

- No czterech braci i trzy siostry. - Przypominał a ja jak za każdym razem, nie mogłam wyjść z szoku.

- No właśnie. Ja to bym nawet tyle imion nie wymyśliła. - Przyznałam, próbując powstrzymać się od śmiechu. - Twoi rodzice to bardzo kreatywni ludzie... Bardzo kreatywne wilkołaki.

- No sam nie wiem.

- Ruszcie cztery litery, bo się spóźnimy. - Amanda straciła się w naszą rozmowę, tak jak miała to w zwyczaju. - I co do rodzeństwa naszego wilczka to wcale nie jest jeszcze tak źle. Nawet pamiętam ich imiona.

- Ty pamiętasz nawet imiona ludzi poznanych na imprezach. Więc jesteś słabym dowodem. - Stwierdziłam, omijając przyjaciółkę. - Chodźmy na tę matmę. Bo jak się spóźnimy, to ona nas chyba zabije.

- Ta kobieta sprawia, że wierzę w wiedźmy. - Stwierdziła Amanda, na co ja głośno się zaśmiałam podobnie jak Rich. - W ogóle idziecie na tę imprezę w weekend?

- Głupie pytanie. - Stwierdził przyszły alfa. - Ja będę obowiązkowo.

- I co powiesz rodzicom? - Spytała, Amanda a ja już czułam, że to będzie zabawne. Rich jest królem kłamstw i wymówek. Co ponoć jest cechą dzieci z surowymi rodzicami.

- Będę robił projekt z Danielem. - Oświadczył dumnie, a ja przewróciłam oczami. - No co? Wymówka na szkołę nigdy mnie nie zawodzi.

- Tak tu muszę akurat przyznać ci rację. - Zaśmiała się wampirzyca. - Ja powiem rodzicom, że nocuje u Adeli. Jej rodzice to ważne wampiry więc rodzice nie będą mieli nic przeciwko.

- A moich rodziców nie będzie więc idealnie. - Dodałam, uśmiechając się chytrze. - Kurwa ile to się trzeba nagimnastykować, żeby czasem dobrze się zabawić.

- Zdecydowanie za dużo. - Stwierdził Richard. - No, ale co się dziwić. W końcu chodzi o ich dobre imię i reputację. - Oświadczył, krzywię się nieznacznie.

- Minusy posiadania wpływowych rodziców.

Weszliśmy do klasy. Ja i Amanda zajęłyśmy ostatnią ławkę przy ścianie. Za to Richard dosiadł się do Daniela, który siedział w ostatniej ławce przy oknie. Daniel to wilkołak i to całkiem spoko wilkołak. Całkiem go lubię, chociaż bywa boleśnie szczery i ma problem ze stwierdzeniem, co wypada powiedzieć a co nie. Chociaż czasem to zaleta, bo usłyszysz od niego to, czego nikt inny ci nie powie. A czasem warto usłyszeć nawet te najgorszą prawdę.

Lekcja zdała się trwać w nieskończoność. Kiedy byłam już przekonana, że musiało, minąć sporo czasu okazało się, że minęło dziesięć minut. Przysięgam, że lekcja matematyki musi w magiczny sposób zakrzywiać czasoprzestrzeń, przez co dziesięć minut wydaje się być wiecznością.

- Richardzie czy ja ci przeszkadzam? - Nauczycielka w końcu zwróciła się do wilkołaka, który rozmawiał z Danielem przez całą lekcję.

- W sumie to mogłaby Pani mówić trochę ciszej. Nikt by się na pewno nie obraził. - Oświadczył szeroko uśmiechnięty alfa, na co wszyscy w klasie spojrzeli na niego z niedowierzaniem.

- Jeśli coś Ci się nie podoba, to możesz wyjść. Ja cię tutaj na siłę nie trzymam. - Rzuciła wkurzona nauczycielka, zdejmując okularu z nosa.

- Dowidzenia. - Rich zabrał plecak i wyrzucił do niego swoje rzeczy. Następnie wstał z miejsca i ruszył do wyjścia.

Właśnie taki jest Richard. Jeśli ktoś wda się z nim w dyskusje, on zawsze musi mieć ostatnie słowo. I przede wszystkim lubi szokować i się wygłupiać. Jakby nadal miał piętnaście lat. A ja? Ja byłam skończona kretynką, która zabrała swoje rzeczy i wyszła razem z nim.

- Serio Rich serio? - Spytałam, równając z nim krok na korytarzu.

- Serio Adela serio? - Spytał wyraźnie rozbawiony, uśmiechając się szeroko.

- Naprawdę musisz się zachowywać jak szczeniak? - Postanowiłam przejść do sedna sprawy, tak by nie dać mu się zagadać.

- To ty wyszłaś za mną, zamiast siedzieć. - Stwierdził, zarzucając plecak na ramię. - Poza tym tak. Taka już moja natura i nic tego nie zmieni. Kiedy ktoś mnie wyprasza, to wychodzę.

- Sam sobie jesteś winny. - Stwierdziłam, szturchając go w ramię.

- Myślisz, że nie wiem? - Spytał, spoglądając na mnie z góry. - Jednak nic na to nie poradzę. Jestem alfą i mam cholernie ciężki charakter.

- O tym już zdążyłam się przekonać. - Oświadczyłam, nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Po prostu chodźmy coś zjeść. Wkurwioną matematyczką będziemy się martwić kiedy indziej.

- Ja się będę martwić. Ty możesz powiedzieć, że poszłaś przemówić mi do rozumu.

- Nie musisz mnie chronić. Wyszłam, bo sama tego chciałam. - Zapewniłam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Jesteś niemożliwa. - Rzucił, uśmiechając się do mnie. - My to się dobraliśmy.

- Chyba lepiej jak za sprawą więzi mate.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now