🅧🅥

2.1K 120 12
                                    

~Richard~

Czy stresowałem się wizytą u rodziców? Tak i to cholernie mocno. Nie mam pojęcia jak mogą zareagować na Adel. I szczerze wolałbym się nie przekonać, że moi rodzice mogliby mnie nienawidzić przez to, że moja mate jest wampir. Chociaż szczerze boję się, że tak będzie to, w końcu muszę im powiedzieć. Okłamuje ich już od sześciu lat. I szczerze tyle chyba naprawę wystarczy. Muszę ich skonfrontować z prawdą, którą mogą bardzo źle przyjąć. Jednak na to już nie mam wpływu.

- Adel. - Rzuciłem znudzony. - Idziemy do moich rodziców nie na pokaz mody.

- A ktoś Ci kiedyś powiedział, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze? - Spytała stają przede mną w samej bieliźnie.

- To wilkołaki nie wampiry. Poza tym idziemy do lasu. Ubierz coś wygodnego. - Zasugerowałem, na co ona przewróciła oczami.

- Dobra. - Rzuciła znikając po raz kolejny w sypialni.

Zawsze byłem dosyć cierpliwy. Jednak czekanie na szykującą się kobietę przerasta moje możliwości. Zresztą chyba tak samo, jak możliwości wszystkich mężczyzn. Matka wysłała do mnie już nie wiem, która wiadomość. To było dla niej ważne, bym był na tej kolacji. Przez to sześć lat rzadko mieliśmy okazję, by się zobaczyć. Poza tym nie lubię się spóźniać. W liceum i na początki studiów zdarzało mi się nie przychodzić na czas i to bardzo często. Jednak w końcu wypracowałem w sobie punktualność i teraz nienawidzę się spóźniać.

W końcu Adelajda stanęła przede mną ubrana w czarne dżinsy, zwykłą białą koszulkę i czarne trampki. Do tego miała dobrana jakąś biżuterię. Rozłożyła ręce jakby pytała, czy tak może być a ja cieszyłem się już tylko z tego, że wreszcie możemy iść.

- Jest idealnie. - Stwierdziłem, wstając z krzesła na którym siedziałem zdecydowanie za długo. - Poza tym gwarantuje, że i tak nie zwrócą uwagi na to, co ubrałaś. - Zapewniłem, biorąc ja za rękę.

- I tak cholernie się stresuje. - Stwierdziła, wychodząc ze mną z mieszkania. Zamkła drzwi, przy okazji wykonując jakiś dziwny gest. - Nie patrz tak. Jak zrobię coś dziwnego, po zamknięciu drzwi to potem zawsze pamiętam czy to zrobiłam, czy nie.

- W sumie to całkiem sprytne. - Stwierdziłem, schodząc po schodach w dół.

Na miejscu byliśmy po jakiejś pół godziny. Mieszkanie Adelajdy nie jest jakoś super oddalone od lasu jednak dom watahy stoi dosyć głęboko w puszczy. Więc pokonanie go zajmuje nieco czasu. Podeszliśmy z Adel do mojego domu, rodzinnego a ja starałem się ignorować zaciekawione spojrzenie wilkołaków. Ta ich przyszły alfa przyszedł z wampirem. I co kurwa z tego? Wszedłem do domu i zdjąłem buty. Następnie ruszyłem do salonu, stresując się jak chyba jeszcze nigdy w życiu.

- Mamo? - Rzuciłem, szukając swojej rodzicielki.

- Coś się stało skarbie? - Spytała, wychodząc z kuchni.

- Muszę Ci kogoś przedstawić. - Kiedy wampirzyca do mnie podeszła objąłem ją ramieniem. - To jest Adelajda moja mate.

- Dzień dobry. - Wydusiła Adel, przygryzając dolną wargę. Robiła to zawsze kiedy się stresowała.

- Dzień dobry. - Mama uśmiechnęła się szeroko. - Jak miło cię wreszcie poznać. Jestem Alexandra.

- Bardzo mi miło panią poznać. - Adel wydawała się dosyć spiętą przez całą tę sytuację. Zresztą nie tylko ona.

- Przyjemność po mojej stronie. Chodźmy do kuchni, tam porozmawiamy. - Poleciła kobieta i zniknęła za drzwiami kuchni.

- Zawsze jest taka radosna? - Spytała ciemnowłosa, spoglądając na mnie z lekkim usmiechem.

- Jak chyba każda luna. - Stwierdziłem, ruszając z moją mate w ślad za mamą.

Usiedliśmy przy stole w kuchni. Był dużo mniejszy, niż ten w jadalni jednak na cztery osoby był wystarczający. No, cóż minęło sześć lat i część mojego rodzeństwa już zdołała się wyprowadzić. Dlatego rodzice teraz rzadko jadają w jadalni.

- Długo się znacie? - Spytała mama, podając kolacje.

- W zasadzie to dosyć skomplikowana historia. I szczerze wolałbym wytłumaczyć ją, kiedy tata już tu będzie. - Wyjaśniłem, na co Alexandra skinęła głową.

- Co wyjaśnić? - Spytał tata, wchodząc do kuchni. Spojrzał na Adelajda i chyba już teraz poczuł od niej charakterystyczny zapach. - Wampir. - Stwierdził, jakby to wcale nie było takie oczywiste. - Więc co takiego chcecie nam wyjaśnić? - Spytał, siadając przy stole.

- Od czego tu zacząć? - Opowiedziałem o wszystkim od samego początku. No może pominąłem parę mniej istotnych szczegółów. Rodzice zdali się z zaciekawieniem słuchać mojej historii. - No i w zasadzie to tyle.

- Wątpię by, udało wam się załatwić to bez wojny. - Podsumował mój ojciec, intensywnie nad czymś myśląc. - Król William Labonierr tak samo, jak całe jego rodzina nienawidzi mieszanych związków. A rada raczej nie ma powodów, by w tym wypadku mu się przeciwstawić.

- W zasadzie jestem córką jednego z radnych. - Wyjaśniła Adelajda. - Jeśli mój ojciec stanie po naszej stronie może reszta radnych zechce go wesprzeć.

- W tym wypadku macie jakieś szanse. - Stwierdził Dominic, spoglądając na mnie. - Nie musiałeś tego ukrywać sześć długich lat. Nie przeszkadza mi to, kim jest Adelajda.

- Nie chodziło o was. - Oświadczyłem, wzdychając ciężko. - Okoliczności były niesprzyjające.

- Tak teraz młodzi mówią na strach? - Spytał, unosząc jedną brew. - Synu twoja matka skończyła studia, będąc w ciąży. A ja studiowałem i jednocześnie przewodziłem wataha, bo taka była wola mojego ojca. Jeśli się chce to wszystko można.

- Nie, żeby coś tato, ale ja nie lubię tak komplikować sobie życia. Po co brać aż tyle na głowę jak można zająć się wszystkim po kolei?

- Korzystałem, póki byłem młody. Potem urodziłeś się ty i twoje rodzeństwo i skończyła się młodość.

- Aż tak ci było źle z dziećmi? - Spytałem nieco rozbawiony.

- Jak doczekasz się własnych, to zrozumiesz jak to jest być odpowiedziałbym za czujesz życie. - Stwierdził alfa, na co Adel mocniej ścisnęła moją dłoń.

I w tym momencie przypomniała mi się nasza rozmowa sprzed sześciu lat o ograniczonym czasie płodności u wampirów. W dalszym ciągu moja opinia na ten temat jest dokładnie taka sama jak wcześniej. Doczekamy się dzieci będzie fajnie. A jeśli nie to nie będę jakoś mocno rozpaczał.

- Staniejecie po naszej stronie na tej wojnie? - Spytałem, chcąc uniknąć tematu dzieci. To nie była rozmowa na teraz ani sprawa moich rodziców.

- Oczywiście, że tak synu. - Zapewnił mnie ojciec. - Jestem też pewien, że wataha zawalczy o swoją lune, jeśli zajdzie taka potrzeba.

- Lunę? Przecież Richard nie jest alfą. - Stwierdziła zdziwiona wampirzyca.

- Jednak obiecałem mu władze, kiedy przedstawi mi swoją partnerkę. Widzę ją i wiem, że jako wampir na pewno masz silny charakter i zdołasz pomóc mojemu synowi w żądzach. Poza tym ja potrzebuje emerytury. Przekażę Ci władze zgodnie z tradycją w dzień najbliższej pełni. Przed radą wystąpisz już jako Alfa Wilkołaki Europy.

Ledwo mogłem uwierzyć, w to co słyszę. Ja alfą? Niby do tego byłem szkolony, jednak cały czas wydawało mi się to takie odległe. Czy sobie poradzę? Nie mam pojęcia. Jednak wiem, że co by się nie działo mam Adel. A z nią jestem w stanie przetrwać wszystko.

Zakazane spojrzenie Onde as histórias ganham vida. Descobre agora