🅧🅧🅧🅘

1.4K 68 5
                                    

Dzisiaj przyszły do nas projekty domu. Niestety przez natłok obowiązków budowa i związane z nią sprawy nieco nam się opóźniły no, ale mam nadzieję, że teraz już wszystko ruszy. Projektów było pięć i było od siebie dosyć różne. I muszę przyznać, że wszystkie mi się podobały. Ostatecznie jednak udało mi się wybrać dwa z nich. Ostatecznego wyboru będzie musiał dokonać Richard. Wyszłam z naszego mieszkania i zaczęłam iść w dół. Gabinet męża mieści się trzy piętra niżej, więc czasem musiałam się nieźle nachodzić. No cóż, przynajmniej oszczędzam na siłowni i się nie roztyje. I tak próbuje być optymistka, jak Richard. I muszę przyznać, że czasem to naprawdę działa. W końcu znalazłam się na odpowiednim piętrze i weszłam do gabinetu męża. On siedział przy jakiś papierach, a dzieci siedziały na kocu i się bawiły.

- Pilnujecie czy tata pracuje? - Spytałam rozbawiona, klękając obok dzieci. Przy okazji pogłaskałam Niko po głowie.

- Po prostu nie mam przy nich chwili wytchnienia. - Stwierdził Rich, odkładając papiery. - To praca to te małe czorty.

- Nie może być aż tak źle. - Stwierdziłam, głaszcząc Toni i wtedy coś zauważyłam. - Czy ona ma guza? - Spytałam, oglądając czoło córki.

- Elio jej przyłożył. - Wyjaśnił mój mąż, a ja spojrzałam zszokowana na nasze dzieci. - Ich nie można spuścić z oczu na dwie minuty, bo zaraz dzieje się coś strasznego.

- Właśnie widzę. - Stwierdziłam, przyglądając się Toni. - Po kim wy tacy jesteście. A na tak. - Oświadczyłam, posyłając swojemu przeznaczonemu jednoznaczne spojrzenie.

- No, ale co ja? - Spytał wyraźnie zszokowany.

- To wilkołaki są bojowe i to pół zwierzęta. Jeśli są po kimś agresywni to po tobie. - Zauważyłam, wzdychając cicho. - Mam nadzieję, że to im przejdzie.

- Po pierwsze wampiry też jakoś super pokojowe nie są. - Stwierdził, wskazując na mnie długopisem. - Po drogie to jeszcze dzieci. Oczywiście, że im przejdzie. Za jakiś czas zrozumieją, że tak się nie robi. - Zapewnił, wracając do papierów.

- Jeśli nie to ja nie wiem, jak my sobie poradzimy. - Westchnęłam, cicho wstając z podłogi i podchodząc do męża. - W końcu przyszły te projekty.

- I wybrałaś? - Spytał, odkładając papiery.

- Wybrałam dwa i nie mogę się zdecydować. - Rozłożyłam przed nim dwa projekty, przy okazji zrzucając parę rzeczy. - Więc ty musisz podjąć ostateczną decyzję.

Richard przez chwilę przyglądał się obu projektom. Porównywał rozkład pomieszczeń i innych rzeczy, na które pewnie ja nigdy nie zwróciłabym uwagi. Stałam, przyglądając mu się uważnie. Po prostu uwielbiam, kiedy ma taką zamyśloną minę. Poza tym chciałam jeszcze dzisiaj to ustalić, by jak najszybciej rozpocząć pracę nad budową.

- Myślę, że ten będzie lepszy. - Stwierdził, przysuwając w moim kiruku wybrany przez siebie projekt.

- No to mamy ustalone. - Oświadczyłam podekscytowana. - Już nie mogę się doczekać, aż będziemy mogli się przeprowadzić na swoje.

- Uwierz mi, że ja też. Szczerze zaczyna mnie męczyć to bieganie po schodach. Zwłaszcza teraz kiedy muszę po nich znosić trójkę dzieci, wózki, torby i inne duperele. - Stwierdził, rozsiadając się w fotelu. - Już czuję, jak mnie plecy bolą na starość. - Rzucił, przeciągając się na fotelu.

- Nie wiem, kto wpadł na tak genialny pomysł by budować dom watahy z dwustoma pietrami, ale ten ktoś nie był za inteligentny. - Podsumowałam, siadając na biurku.

- Ej to biurko nie krzesło. - Rzucił Rich, a ja spojrzałam na niego wymownie. - A potem będzie się wkurzać na dzieci, bo będą siadać na stole zamiast na krzesłach.

- Są jeszcze małe. Już jutro nie będą tego pamiętać. - Machnęłam ręka olewczo nie zamierzając schodzić z biurka.

- No, żebyś się potem nie zdziwiła. - Ostrzegł Richard, a ja przewróciłam oczami. - Jeśli Toni odziedziczyła po tobie charakter to mamy przekichane. - Stwierdził, wracając do pracy.

- No bo jak odziedziczyła po tobie, to będziemy mieć rajskie wakacje. - Rzuciłam przekładając nogi przez biurko. - Jeśli będzie alfą to dopiero mamy przekonane. Pamiętasz, co mówiłeś o nastoletnich alfach? - Spytałam, jednak nie dałam mu czasu na odpowiedź. - A nawet jak nie to i tak nie będzie nam łatwo. Alfy są uparte, pewne sobie i nie przyjmują do siebie myśli, że mogłyby przegrać lub nie mieć racji.

- Wampiry też mają swoje wady. Umówmy się wszyscy je mamy.

- I tak najgorsze będzie to, że jeśli Niko i Toni to alfy to będziesz się mierzy, ze swoją dwójka równie upartych dzieci. A to będzie nierówna walka.

- Jestem bardziej doświadczony i ja wygram, zapewniam. Poza tym zawsze istnieją niepodważalne argumenty. - Zapewnił, a ja spojrzałam na niego pytająco. - "Bo ja tam mówię", "Dopuki mieszkasz pod moim dachem". A to tylko dwa z wielu. Z takimi argumentami nie przegram żadnej kłótni.

- Jednak wszyscy rodzice mają te same argumenty. Ja nie wiem skąd oni je biorą. - Zaśmiałam się lekko, patrząc na męża.

- To są teksty przekazywane z pokolenia na pokolenie. Argumenty tak beznadzieję, że aż niemożliwe do podważenia. Nie policzę ile razy je usłyszałem.

- Szczerze to ja też nie. - Przyznałam, uśmiechając się szeroko. - No, ale czasem po prostu do dziecka nie dochodzi, że chcemy je po prostu chronić i musimy użyć tych głupich argumentów. To czasem lepsze od tłumaczenie dziecku po raz setny czemu nie może iść. Jak wcześniej nie zrozumiało to i tym razem nie dojdzie.

- Łał to już ten wiek, że zaczynamy rozumieć sens tych argumentów. A pomyśleć sobie, że kiedyś obiecałem sobie ze w życiu ich nie użyje. - Stwierdził Rich, śmiejąc się lekko.

- Starzejemy się skarbie. Ja mam już nawet ulubiony palnik. - Oświadczyłam rozbawiona, na co mąż parsknął śmiechem. - Teraz jesteśmy rodzicami i rozumiemy wiele rzeczy, które wcześniej były niejasne. Jednak póki nie weźmiesz tej małej istotki na ręce, to nie rozumiesz ile jesteś w stanie poświęcić by ją chronić.

- Dopiero kiedy spodziewasz się dziecka, zaczynasz rozumieć wiele rzeczy. Nigdy nie przypuszczałem, że można kochać kogoś, tak bardzo nawet go nie znając.

- Wiesz, że ja też nie. - Spojrzałam na bawiące się dzieci i uśmiechnęłam się szeroko. - Robisz dla nich wszystko a one i tak potem przestają cię słuchać i wolą iść na imprezę niż spędzić z tobą wieczór.

- Okropne. Jednak cholernie prawdziwe.

- Ty nie przeklinaj przy dzieciach. - Skarciłam go niczym małe dziecko. - Sam stwierdziła, że przejmą po nas zachowania. A ja wolałabym by nasze dzieci, nie przeklinały jak ty za młodu.

- Masz rację. Czasem po prostu się zapominam, ale zacznę nad sobą panować. - Obiecał, wstając od biurka. - Dobra dokończę to później.

- A co będziesz robił teraz? - Spytałam zaciekawiona.

- Teraz spędzę trochę czasu z moją piękną żoną i cudownymi dziećmi. - Oświadczył, całując mnie w policzek.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now