🅧🅧🅧🅘🅘

1.3K 67 7
                                    

Stałam w nowej kuchni i gotowałam obiad. Dom udało nam się wybudować dosyć szybko z, czego byłam bardzo zadowolona. Dzieci rosły jak na drożdżach i były pełne energii. Czasami sprawiały problemy, jednak nie mogłam narzekać. Zwłaszcza że rodzice moi i męża bardzo nam pomagali i często zajmowali się maluchami. Dzięki temu mieliśmy sporo czasu dla siebie. Trzymałam na rękach Toni, która nagle zaczęła się wiercić. Odwróciłam się do wejścia, w którym stał Richard. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i uklęknęłam, stawiając córkę na ziemi. Ta zrobiła kilka chwiejnych kroków przez siebie. Potem się przewróciła. Już miałam do niej podejść, jednak Toni sama podniosła się z ziemi i ruszyła dalej w stronę taty. Richard ukląkł i wyciągnął ręce w stronę córki. Ta przewróciła się jeszcze dwa razy, aż a końcu znalazła się w ramionach taty. Rich wstał z kolan i obrócił się wokół własnej osi, na co mała zaśmiała się głośno. Następnie pocałował córkę w policzek, przytulając ją mocno do siebie.

- Nasza córka to prawdziwa wojowniczka. - Stwierdziłam, podchodząc do tej dwójki.

- W końcu to moja krew. - Oświadczył mój mąż z dumą. - Nigdy się nie poddaje i zawsze idzie do celu.

- Jest uparta jak każda alfa. Dużo w życiu osiągnie. - Uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na córkę. - Czyje się tak jakbym wczoraj ją urodziła. A ona już zaraz będzie chodzić.

- W zasadzie to już chodzi. Czasem się przewraca, ale chodzi. - Stwierdził mój przeznaczony, poprawiając sobie córkę na rękach. - Nim się obejrzymy, pójdzie do szkoły.

- Ja nie wiem, co zrobię z całym tym wolnym czasem kiedy te trzy czorty pójdą do szkoły. - Westchnęłam cicho i spojrzałam na Elio który stał w kojcu i przyglądał się nam z zaciekawieniem.

- Będziemy mieć więcej czasu dla siebie. - Zapewnił Rich, całując mnie w policzek. - A dzieciom przyda się zmiana otoczenia i pójście do szkoły na pewno wyjdzie im na dobre.

- Miejmy taka nadzieje. Bo obawiam się, że jak nadal będę takie bojowe, to źle się to dla nas skończy.

- Oj daj spokój. Na pewno będzie lepiej. Wyrosną z tego, jak wszystkie wilkołaki. - Zapewnił wilkołak, wkładając Toni do kojca. - Małe wilkołaki wydają się agresywne, bo instynktownie sprawdzają swoją siłę w trakcie bójek. Są one niegroźne i bardzo naturalne dla młodych naszego gatunku.

- Nie groźne. Dobre mi sobie. - Wróciłam do gotowania obiadu, co jakiś czas zerkając na męża.

- Od paru siniaków i guzów jeszcze nikt nie umarł. - Stwierdził mój mate, siadając przy stole. - Ja jako dzieciak biegałem z ranami do krwi i żyje.

- To mnie wcale nie uspokoiło. - Poinformowałam go, wracając wzrokiem do przygotowywanego obiadu.

- Małe wilkołaki są wytrzymałe. A co ich nie zabije to je wzmocni. - Oświadczył mąż, rozsiadając się na krześle.

Ja w odpowiedzi jedynie przewróciłam oczami. Małe wampiry nie były tak bojowe, jak wilkołaki. Dlatego nie przywykłam do widoku bijących się dzieci. A teraz mam to niemal na co dzień. Więc musiałam przywyknąć. Ponoć małe wilkołaki biją się w ramach zabawy jako taki pierwszy trening. I nie powinno im się tego zabraniać no, chyba że zachodzi to nieco zbyt daleko. Przynajmniej tak twierdzi moja teściowa, a ona wychowała osiem małych wilkołaków więc pewnie zna się na rzeczy lepiej niż ja.

- Jak będą większe i silniejsze to ty je będziesz uczył, że tak nie wolno. - Poinformowałam go, by już zaczął się szykować.

- Jak będą większe, to wyślemy je na treningi to się nauczą. Zresztą jak wszystkie małe wilkołaki.

- Nie jestem przekonana co do tych treningów. - Stwierdziłam i spojrzałam na męża. - To nie jest niebezpieczne?

- Oj przecież wiesz, że małe wilkołaki są silniejsze od zwykłych dzieci. Tym bardziej nastolatki. Dlatego uczymy je kontrolować własną siłę, by nikomu nie zrobiły krzywdy. To naprawdę bezpieczne i pomaga zwiększyć bezpieczeństwo. Wampirów tak się nie szkoli? - Spytał widocznie zdziwiony wilkołak.

- Tylko te po przemianie. Wampiry urodzone wampirami mają świadomość własnej siły i nikt nie musi ich uczyć jak jej używać. - Oświadczyłam, próbując zupy. - Nie mam pojęcia, dlaczego wilkołaki nie mają takiej świadomości.

- Kiedyś wilcze ja było osobną częścią naszej duszy. To ono miało świadomość tej siły i to ono pomagało nam ją kontrolować. Jednak to zaniknęło i dusza wilka na trwale zespoliła się z duszą człowieka. Dlatego mamy spory problem z poczuciem własnej siły. Jednak to przychodzi z wiekiem po odpowiednim szkoleniu.

- No dobrze. Tylko mam nadzieję, że dzieci się nie wyzabijają na tym szkoleniu.

- Przesadzasz Adel. - Skarcił mnie mąż. - Przecież znasz szczeniaki z watahy i wiesz, że to naprawdę świetne dzieci, które celowo by się nie skrzywdziły. Siniak czy dwa ich nie zabije, a pomoże im z lepszym znoszeniem bólu. To brzmi mało ojcowski, ale wilkołaki muszą przywyknąć do cierpienia. Przecież byłaś przy mnie, kiedy przechodziłem pierwszą przemianę.

- Nigdy tego nie zapomnę. - Stwierdziłam, dolewając wody do sosu kiedy stwierdziłam, że jest zbyt gesty. - Widziałam po tobie, że cierpisz, ale nie mogłam nic zrobić. Ta bezsilność była po prostu straszna.

- Ja tak się czułem, kiedy rodziłaś i nie mogłam ci pomóc. - Oświadczył Richard, przytulając mnie od tyłu. - A kiedyś poczujemy to znowu. Wtedy kiedy Niko i Toni zaczną się przemieniać. Rozumiem, że nie chcesz, by nasze dzieci cierpiały. Jednak cierpienie jest ceną, jaką płaci się za bycie zmiennym.

- Okropna cena. Nie dam rady stać i patrząc, jak nasze dzieci cierpią... Nie zniosłabym też, gdyby wyszły i długie na wracały, a po powrocie okazałoby się, że zniosły to cierpienie w samotności.

- Toni i Niko są silni. Na pewno to zniosą. Bycie rodzicem takich dzieci jest trudne. Będziemy obserwować cierpienie naszego pierworodnego i naszej jedynej córki i zobaczymy śmierć Elio. Jednak musimy być silni, by mogli w tych chwilach znaleźć w nas oparcie.

- Jak czułeś się po pierwszej przemianie, kiedy wróciłeś do ludzkiej formy? - Spytałam, chcąc mieć na to jakiś pogląd. Wcześniej tego nie robiłam, bo nie miałam takiej potrzeby i czułam, że to może być nieprzyjemne dla Richarda.

- Po przemianie częściowo krępacje. Wiesz, do takiej nagości przyzwyczajasz się z czasem. Potem czułem palenie mięśni i ból w kościach. To było okropne uczucie. Niemal od razu poszedłem do łóżka i zasnąłem. Byłem cholernie zmęczony fizycznie, jak i psychicznie. Początkowo czułem się jakbym, ktoś był w mojej głowie. To uczucie było paskudne i zniknęło po kilku godzinach. - Wyjaśnił, przytulając mnie delikatnie. - A jak ty się czułaś.

- Fizycznie było mi nieco zimno i czułam się dosyć słaba, jednak psychicznie było gorzej. Czułam dziwną pustkę i beznadzieję. Nie wiem, czy to z powodu przemiany, czy twojego odejścia.

- Nasze dzieci sobie poradzą. W końcu to nasza krew. - Oświadczył, mój mąż całując mnie w czubek głowy.

- Chyba teraz bardziej martwię się, o to jak my to przetrwamy.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now