🅧🅧🅘

1.7K 94 5
                                    

Szliśmy jakieś piętnaście minut, aż dotarliśmy do celu. Stare opuszczone miasto. Ponoć upadło około trzysta lat temu. Co zbiega się z podpisaniem pokoju między wampirami i wilkołakami. Niby aż niemożliwy zbieg okoliczności jednak trudno to ze sobą jakoś konkretnie powiązać. A ja nie czuje jakiejś potrzeby usilnego szukania powiązań. Dlatego się nad tym nie rozwodziłem. Pokonaliśmy ciąg budynków, z których zostały praktycznie same gruzy. Było to jedno z tych miejsc, o którym krążyły legendy. Takie o duchach i niewyjaśnionych zjawiskach. Chyba wszystkie miejsca tego typu kończą z przypisanymi historyjkami o duchach, które rodzice opowiadają dzieciom, żeby nie bawiły się w rozpadających budynkach. A i tak kończy się to tym, że dzieci tylko bardziej do takich miejsc ciągnie.

Adelajda wprowadziła króla do jednego z budynków znajdującego się w centralnej części miasta. Był naprawdę ogromny, co sugerowało, że mieściło się tutaj coś ważnego. Wszedłem za nimi, a moja przeznaczona w końcu puściła Williama.

- Więc w końcu może się dogadamy. - Zasugerowałem, krzyżując ramiona na piersi. - No, chyba że nadal twoje powody nie pozwalają ci odpuścić.

- Więc się dogadajmy. - Wycedził przez zęby, poprawiając marynarkę. - Czego oczekujecie?

- To chyba, dosyć oczywiste. - Stwierdziła moja przeznaczona, chowając sztylet za pasek spodni. - Chcemy legalizacji związków międzygatunkowych. I czy nie uważasz, że czas wzmocnić więzy między naszymi rasami? - Dopytała, układając ręce na biodrach.

- To znaczy? - Dopytał król, poprawiając włosy. Jakby naprawdę w tym momencie najważniejszy był wygląd.

- To znaczy, że może czas podpisać pokój, który nie tylko chroni przed wojną. - Kontynuowałem wiedząc, co chce osiągnąć Adel. - Gdyby między naszymi rasami wywiązała się współpraca, moglibyśmy naprawdę dużo zyskać.

- Twierdzisz, że mimo lat nienawiści i wzajemnej niechęci moglibyśmy zacząć współpracować? - Spytał z wyraźną drwiną.

- Jeśli nadal będziemy pielęgnować te niechęć, to na pewno się nie uda. - Stwierdziłem, mierząc go zabójczym spojrzeniem. - Co nam daje ta nienawiść? Razem moglibyśmy być naprawdę silni.

Wiedziałem, że William nie może długo się opierać. Korzyści ze współpracy były niepodważalne. I tak naprawdę nie miał powodów, by się na nią nie zgodzić. A jednak zamierzał to zrobić. Uparcie twierdził, że takie związki to coś złego i ma swoje powody, by nie dopuścić do krzyżowania się naszych ras. I z kolejnego równie nieznanego mi powodu nie chciał ich zdradzić. Nigdy nie zrozumiem tego faceta.

- Mogę co najwyżej dopuścić do głosowania. - Stwierdził, najwyraźniej chcąc zyskać czas.

- Więc niech się ono odbędzie. - Oświadczył ojciec Adelajdy, wchodząc do budynku. - Wszyscy, którzy powinni wziąć w nim udział są na miejscy.

Do budynku weszły cztery alfy kontynentu i wszyscy radni. Na nasze szczęście nie zdążyli oni jeszcze opuścić kraju. A może nawet nie chcieli tego zrobić i postanowili zaczekać do końca wojny. Chyba żadne z nich nie popierało Williama, jednak nie potrzebowali robić sobie w nim wroga. A ja poniekąd to rozumiem i nie miałem im tego za złe.

- Więc kto jest za zmiana prawa i legalizacji związków międzygatunkowych, a także za nawiązaniem trwałej współpracy między wampirami i wilkołakami? - Spytałem, unosząc rękę na znak oddania głosu. Po chwili zrobili to wszyscy prócz Williama. - Więc przegłosowane.

- Sporządzimy odpowiedni dokument, który wniesie poprawkę do aktu pokojowego. Jednak ta zmiana będzie wymagała zmiany kilku praw i stworzenia nowych. - Zauważył jeden z radnych.

- Przetrwaliśmy już gorsze rzeczy i jestem pewien, że i tym razem sobie poradzimy. - Zapewniłem, zabijając wzrokiem Williama. - To twoja ostatnia szansa, by podać racjonalny powod, dlaczego takie związki powinny być zakazane. - Zgodnie z prawem każdy kto okaże sprzeciw, ma prawo wypowiedzieć się dlaczego podjął taka decyzję. A ja musiałem to prawo uszanować.

- Nie mam nic do dodania. - Zapewnił otrzepując spodnie. - Więc widzę, że decyzja została podjęta. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nie przyjdzie nam zapłacić za nasze czyny.

- Jestem pewien, że w tym momencie tworzymy lepszy świat dla siebie i dla naszych dzieci. Również dla twojego syna Williamie. - Zapewniłem, spoglądając na moją partnerkę.

- Jestem pewna, że nie pożałujemy tego dnia. - Stwierdziła Adel, podchodząc do mnie i obejmując moje ramię. - Ten dzień to początek nowej rzeczywistości. Tej, w której już nie rozdrapujemy, ran przeszłości a pozwalamy im się zagoić, aby móc iść dalej.

- Moja córka na rację Williamie. Ile jeszcze trzeba nam wojen i trupów, abyśmy wreszcie mogli iść dalej?Bo póki co od trzystu lat stoimy w miejscu. - Oświadczył Meko. - Chyba czas wreszcie skończyć z tym średniowieczem.

Spojrzałem na Williama, który wyraźnie nie wiedział co powiedzieć. Został podparty do ściany bez możliwości ucieczki. Nie pozostało mu dosłownie nic jak po prostu się zgodzić. Widziałem, że nie ma ochoty ulec jednak wie, że nie ma możliwości innego ruchu.

- Więc zmienimy prawo. - Wycedził przez zęby, prostując się dumnie jakby naprawdę miał do niej jeszcze jakiś powód.

- Więc podpiszemy ją, kiedy tylko sporządzimy odpowiednie dokumenty. - Stwierdził alfa Ameryki. - Więc na jakiś czas zostaniemy w Anglii. - Stwierdził, spoglądając w moja stronę. - O ile to nie będzie dla ciebie problem alfo Richardzie.

- Mój dom watahy stoi przed wami otworem i każdy z was kto zechce się w nim zatrzymać, zostanie przyjety.

Cztery alfy skłoniły mi się lekko na znak szacunku. Odpowiedziałem im tym samym. Następnie alfy opuściły budynek podobnie jak radni. Spojrzałem na Adel i uśmiechnąłem się szeroko. Wygraliśmy. Po tylu latach wreszcie była moja a ja jej. To było tak piękne, że wydawało się nie być realne. Jednak było i to właśnie było moje największe życiowe osiągnięcie.

- Nie wiem, dlaczego tak bardzo pragnąłeś nas rozdzielić. Jednak jestem pewna, że świat się nie skończy z powodu naszego związku. Zwłaszcza że połączyła nas więź, a ona najlepiej wie co robi. - Zapewniła moja partnerka która pociągła mnie do wyjścia. - Chodźmy do domu Rich.

- Zgodnie z życzeniem. - Podszedłem do Adelajda, a ta wskoczyła mi na barana. - Serio misia?

- Bardzo serio. - Oświadczyła, szeroko się uśmiechając. - A teraz już chodźmy do tego domu. W którym wreszcie będziemy razem.

- Chyba o nic więcej nie mógłbym prosić.

Ruszyłem w stronę domu, uśmiechając się szeroko. Naprawdę w tym momencie mogę powiedzieć, że jestem naprawdę szczęśliwy. Co prawda chce jeszcze załatwić parę spraw, które dopełnią moje szczęście, jednak nawet teraz jest cudownie. Czekałem na to cholernie długo i wreszcie się doczekałem.

- Zamieszkamy w domu watahy na piętrze rodziny alfa. - Wyjaśniłem a Adel zeszła z moich pleców.

- Jestem pewna, że będzie nam cudownie. - Zapewniła, stając obok mnie.

- Też jestem tego bardzo pewny.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now