🅧🅧🅧

1.4K 71 20
                                    

Siedziałam przy dzieciach probójąc uśpić Toni. I tak dla jasności Toni to skrót który wymyślił dla naszej córki jej ojciec. Wzięło się to od tego, że imię dla drugiego chłopca brzmiało Anthony, czyli w skrócie Tony. No, ale wracając, już od pół godziny stałam i kołysałam córkę a ta bez przerwy marudziła. Jej bracia poszli spać od razu, tylko ona coś nie miała na to ochoty. Dlatego marudziła, stwierdzając, że chyba dzisiaj sobie nie odpocznę. Zaczęłam się poważnie zastanawiać czy małej coś nie boli. Bo pieluchę ma czystą, a kiedy przystawiam ją do piersi, ta definitywnie odmawia jedzenie. Dlatego w zasadzie tylko to mi zostało z możliwości. I tak szczerze to zaczynam się martwić, że coś jest nie tak, jak powinno.

- Co się dzieje? - Spytał Richard, który w końcu wszedł do pokoju.

- Mała marudzi, a ja nie mam pojęcia dlaczego. - Oświadczyłam, wzdychając ciężko. - Nie mam pojęcia co mam zrobić, żeby w końcu zasnęła.

- Mogę? - Spytał, wyciągając ręce w moja stronę.

Od razu podałam mu córkę. On przytulił ją delikatnie do siebie i zaczął kołysać. Mała niemal od razu się uspokoiła. Ze spokojem patrzyła na tatę, wbijając w niego spojrzenie tych niebieskich oczu. W końcu Richard położył się na kanapie, która stała w pokoju i położył sobie Toni na piersi. Tak by ta mogła słuchać, jak bije jego serce. Nasza córka niemal od razu zasnęła. Mój mąż wstał z kanapy i delikatnie odłożył córkę do łóżeczka. Ta zaczęła się wiercić niespokojnie. Rich zdjąć z siebie koszulkę i przykrył nią dziewczynkę. Ta złapała materiał i go do siebie przytuliła. To była chyba najsłodsza rzecz, jaką w życiu widziałam, przysięgam.

Wraz z mężem po cichu wyszliśmy z pokoju. Zamkłam do niego drzwi i wraz z mężem usiedliśmy na kanapie. A w zasadzie to on siedział, a ja położyłam głowę na jego kolanach.

- Jak to zrobiłeś? - Spytałam, odnoście naszej córki.

- Nijak. - Powiedział, głaszcząc moje włosy. - Po prostu mała pewnie jest wilkołakiem i czuję się dobrze w obecności drugiego wilkołaka. Za to Elio woli ciebie, bo pewnie jest wampirem.

- No popatrz, wszystko nie tak jak powinno. - Oświadczyłam, rozbawiona przymykając oczy.

- Pewnie z wiekiem im się zmieni. - Stwierdził, nie przerywając pieszczoty.

- Richard? - Spytałam, podnosząc głowę z jego kolan. - Nie chciałbyś się wyprowadzić? W sensie nie jakoś daleko, ale do własnego domu. Tak jak mieszkają Twoi rodzice.

- Nie lubisz tego piętra? - Dopytał, przyglądając mi się zdziwiony.

- Nie o to chodzi. - Oświadczyłam, uderzając dłońmi lekko o uda. - I wiem, że niby miejsca jest dosyć, jednak w gruńcie rzeczy nie jest to jakiś super wielki metraż. Poza tym, żeby wyjść na zewnątrz, muszę zejść tryliard pięter w dół i pokonać bilard schodów. Poza tym zobaczysz, że jak dzieci podrosną, to zrobi się tutaj ciasno.

- W sumie to masz rację. To jest dobre mieszkanie na początek, a nie na stałe. - Stwierdził, przeczesując włosy palcami. - Powinniśmy wybudować własny dom.

- Chce wybrać projekt. - Poinformowałam, szeroko się uśmiechając.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Oświadczył i przytulił mnie do siebie. - Wiesz co? Jestem cholernie szczęśliwy. I to tak naprawdę. Ty i dzieci do tego jestem alfą. Mam życie jak z bajki.

- Wiesz, że ja też? - Spytałam, siadając mu na kolanach. - Mamy może trochę mało czasu dla siebie, ale to chyba nie aż taki problem.

- Z tym też sobie poradzimy. Niedawno w naszym życiu pojawiły się bliźniaki i teraz musimy sobie wszystko poukładać na nowo. Jednak jestem pewien, że już wkrótce złapiemy nowy rytm.

Szczerze? Nie żałuję żadnej decyzji, która podjęłam w życiu. Jestem szczęśliwą matką, żoną i luną. Wszystko w moim życiu ułożyło się dokładnie tak, jak mogłabym sobie wymarzyć. Czasami było trochę pod górkę, jednak nigdy nie może być zbyt dobrze. Gdyby wszystko w życiu przychodziłoby zbyt łatwo byłoby nudno.

- Jesteś strasznym optymistą Rich. Zawsze wierzysz, że będzie dobrze nieważne jak źle by nie było. - Podsumowałam, uśmiechając się do niego szeroko.

- A niby czemu miałbym być pesymistą? Na razie moje życie układa się bardzo dobrze i koniec końców zawsze jest dobrze. - Stwierdził, wzruszając ramionami. - Więc nie mam powodów, by podchodzić do życia w negatywny sposób.

- W sumie też racja. - Oświadczyłam  przeczesując jego włosy palcami. - Jesteśmy ogromnymi szczęściarzami. I chyba z tym nie możemy dyskutować.

- Nawet nam nie wypada. - Stwierdził, obejmując mnie w pasie. - Oby tylko dzieci nie były problematyczne to będzie cudownie.

- Aż tak dobrze to chyba nie ma. Poza tym to nasze geny. - Przypomniałam, klepiąc go w ramię. - Oczywiście, że będą musieli przetrawić trochę problemów. Poza tym chyba nie ma zupełnie bezproblemowych dzieci. Młodość rządzi się swoimi prawami.

- Niestety. Coś czuję, że jeszcze długo nie prześpimy całej nocy. - Rich westchnął cicho. - Przed nami trudne czasu. I trochę bezsennych nocy.

- Ty i twoje umiejętności przywódcze na pewno się nam przydadzą. Chociaż wątpię, by dzieci chciały cię słuchać.

- No właśnie to jest najgorsze w tym okresie nastoletnim. Tak jak Ci już tłumaczyłem to taki okres przejścia ze słuchania luny na słuchanie alfy. No i w tym okresie dzieciaki w zasadzie nie słuchają nikogo. Na niektórych nastolatków nawet nie działa głos alfy.

- No to pozostaje nam błagać księżyc o litość. - Zaśmiałam się lekko, chociaż pewnie za kilka lat nie będzie mi tak do śmiechu. - Jakoś będziemy musieli to przetrwać. A kto wie może i z naszych dzieci wyrosną porządni ludzie.

- Tak na pewno wychowamy trzy czorty z genami wampira i wilkołaka na porządnych ludzi. Jestem tego pewien misia.

- Oj my też byliśmy okropni. I patrz, chyba nie jest z nami aż tak źle co nie? - Spytałam, wskazując na siebie i na niego.

- Ostatecznie chyba nie. - Stwierdził, całując delikatnie moje usta.

Pogłębiłam pocałunek sunąć dłońmi po jego ciele. On przyciągnął mnie do siebie, kładąc swoje dłonie na moich biodrach.

- Tak cudowni z nas ludzie. - Podsumowałam, po czym wróciłam do całowania męża.

- Nikt nie jest doskonały. - Stwierdził, wsuwając dłonie pod moją koszulkę.

- Mama! - Krzyk naszego starszego syna wyrwał mnie z amoku.

Niko znał już kilka prostych słów. I zawsze, kiedy się obudził, krzyczał mama lub tata. W sumie nie wiem, czy to od czegoś zależy czy po prostu, tak jak mu się uwodzi.

-Serio synu? Serio? - Spytał Richard, a ja zaśmiałam się głośno. - Rodzone dziecko tak mnie nienawidzi. - Pokręcił głową z dezaprobatą.

- Chyba po prostu nie chce już więcej rodzeństwa. - Stwierdziłam rozbawiona, chociaż już nie mogłam mieć więcej dzieci. - Idę do niego zanim nie obudził bliźniąt. - Oświadczyłam i ruszyłam do pokoju syna.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now