🅧🅧🅧🅥🅘🅘🅘

1.2K 59 0
                                    

~Toni~

Siedziałam na szpitalnym łóżku i przeglądałam internet. Siedzę tutaj już ponad miesiąc. Dwa pierwsze tygodnie były najgorsze. Następne dwa tygodnie wracałam do siebie, a w tym momencie było całkiem dobrze. Czułam się dobrze i nic już mnie nie bolało. Lekarze twierdzą, że przemiana dobiegła końca, a ja po prostu to czułam. Raz już nawet napiłam się krwi. No, ale jakoś nie specjalnie mi się podobało. Chyba jednak wolę zwykłe jedzenie. Mam nadzieję, że w końcu pozwolą mi stąd wyjść, bo mam już szczerze dosyć. Memy to ja już znam na pamięć i poznaje je po samym obrazku. Muzyki już też nie mogę słuchać, bo wszystko mi się przesłuchało. Seriale to obejrzałam już wszystkie. Jednym słowem skończyły mi się opcje.

Odłożyłam telefon i wstałam z łóżka. Miałam wielką ochotę się przejść. I liczyłam, że nikt mi w tym nie przeszkodzi. Bo serio zaraz oszaleje od tego siedzenia w łóżku. No, ale oczywiście moje nogi miały nieco inne plany. I tak o to mało nie zaliczyłam bliskiego spotkania ze ścianą. Jeszcze nie do końca kontrolowałam te nowe umiejętności. No, ale w końcu się uda. Tylko nie mogę już siedzieć w tym cholernym łóżku. Odsunęłam się od ściany i tym razem normalnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. I wpadłam na lekarza. No bez kurwa jaj.

- Gdzie się wybiera pacjentka? - Spytał, patrząc na mnie z szerokim usmiechem.

- Jak najdalej od tej sali, w której spędziłam o miesiąc za długo. - Stwierdziłam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Więc mam dobre wieści. Dłuższy pobyt tutaj jest bezcelowy. Możesz w końcu wrócić do domu.

- Kurwa wreszcie. - Wyrzuciłam ręce do góry uradowana. Serio jeszcze kilka dni i bym oszalała.

- Miło, że będziesz tęsknić. - Stwierdził rozbawiony lekarz. - No, ale cóż zbieraj manatki a ja skocze wypis.

Od razu podeszłam do łóżka i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Dom był niedaleko. W zasadzie to jakieś dwie minuty drogi dlatego liczyłam, że uda mi się tam dostać bez większych przeszkód. Wrzuciłam wszystko do torby i podeszłam do lekarza. Ten akurat skończył wypis. Pewnie by mi go podał, gdyby nie pewna osoba z niesamowitym wyczuciem czasu.

- Hej tato. - Rzuciłam, poprawiając torbę na ramieniu.

- Hej mała. - Zgiął wypis w pół i podszedł do mnie czochrają mnie po włosach. - Idziemy do domu. - Oświadczył, zabierając moja torbę.

Wraz z tatą wróciłam do domu. Pewnie od razu poszłabym do swojego pokoju, gdyby nie fakt, że koniecznie musiałam zjeść obiad. Nie dlatego, że byłam głodna. Tylko dlatego, że ojciec by mi go nie odpuścił. Weszłam do kuchni i usiadłam na swoim miejscu, zerkając na braci.

- A już tak spokojnie tu bez ciebie było. - Stwierdził Niko, kręcąc głową zrezygnowany.

- Debil. - Rzuciłam, szturchając go w ramię.

- No, ale serio było spokojniej. Nikt nie robił problemów o nic i nie darł się na pół domu, że nas zabije. - Dodał Elio z cwaniackim uśmiechem.

- To, że jesteście idioci i robicie wszystko, żebym was zabiła to nie moja wina. - Oświadczyłam, patrząc na brata.

- Wszyscy trzej jesteście nieznośni. - Stwierdziła mama, podając obiad. - Wspólnie w końcu wpędzicie mnie do grobu.

- Tak mamo też się cieszę, że cię widzę. - Zapewniłam, nakładając sobie obiad.

- Toni musimy o czymś porozmawiać. - Oświadczył tata, siadając przy stole.

- Niby o czym? - Spytałam, patrząc na tatę.

- W związku z tym, że jesteś hybrydą, ustalono parę nowych zasad. Jedna z nich jest to, że nie będziesz już chodzić do szkoły i przejdziesz na nauczanie domowe. Nie wolno ci też przebywać w miejscach, w których znajduje się większe skupisko ludzi. A Twoje bycie hybrydą powinno zostać tajemnicą. - Poinformował mnie tata, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.

- No, ale przecież nie możesz mnie tu trzymać jak w klatce. - Stwierdziłam oburzona.

- Nikt nie chce cię więzić. Po prostu twoje bycie hybrydą to dla nas coś nowego. Nie chcemy ryzykować, by sekret o świecie nadprzyrodzonym się wydał. - Oświadczył tata, a ja westchnęłam cicho. - Poza tym chodzi też o Twoje bezpieczeństwo. Wiesz, że są osoby, które z chęcią zgarnęłyby twoją moc.

- Więc po to mi jest ta moc? Bym musiała się ukrywać i rezygnować z życia? - Spytałam, patrząc zrezygnowana na tatę.

- Toni nie... - Zaczął jednak nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Nie tato. Właśnie o to chodzi. - Wstałam od stołu i wyszłam z kuchni.

Ta moc to nie dar a przekleństwo. Coś, czego z chęcią bym się pozbyła. Jednak nie mam takiej możliwości. Czuję się tak jakbym była przeklęta.

~Richard~

Odprowadziłem Toni wzrokiem i westchnąłem cicho. Wiedziałem, że jest to dla niej trudne. Nagle stała się niezwykle potężna, a jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Dla nikogo to nie byłoby łatwe. A już zwłaszcza dla osoby tak młodej, jak moja córka. Ma dopiero czternaście lat, a już spadła na nią ogromną odpowiedzialność. Zresztą los zawsze rzucał ją na głęboką wodę. A ona zawsze jakiś sobie z tym radziła. Liczę na to, że mimo trudu i tym razem jakoś sobie z tym poradzi.

Po obiedzie zostaliśmy sami z żoną. Adelajda wydawała się bardzo zmartwiona. I w sumie to jej się nie dziwię. Ostatnio wiele się zmieniło i potrzebowaliśmy czasu by się z tym oswoić.

- Myślisz, że sobie z tym poradzi? - Spytała Adel, siadając na krześle przy stole.

- Oczywiście, że sobie poradzi. - Zapewniłem, przytulając ją od tyłu. - Zawsze jakoś sobie radzi. I nie wierzę, by w tym wypadku było inaczej.

- Mimo wszystko to ogromna odpowiedzialność i niebezpieczeństwo. - Stwierdziła przybita. - Martwię się, że sobie nie poradzi. W końcu to bardzo dużo jak na kogoś tak młodego.

- Jest młoda, ale też bardzo silna. Poza tym Adel przecież to nasze geny. Nie wierzę, by mogła sobie nie poradzić. Jest silna po mnie i uparta po tobie. Poradzi sobie ze wszystkim, co ześle jej los. - Zapewniłem, całując żonę.

- Tak masz rację. - Westchnęła cicho i odwzajemniła mój gest. - Poza tym nie jest małą dziewczynką. W zasadzie to zanim się obejrzymy będzie dorosła, więc chyba powinnam przestać zachowywać się jakby nadal miała cztery lata.

- Zdecydowanie. Ostatnio nawet zacząłem wymyślać groźby, dla jej przeznaczonego by wiedział gdzie jego miejsce. - Dodałem by nieco rozśmieszyć żonę.

- Gdyby wszyscy ojcowie tacy byli to nasze gatunki, dawno by wyginęły. - Podsumowała rozbawiona Adel.

- Więc na szczęście jestem jednym z niewielu. - Stwierdziłem i podniosłem żonę z krzesła, następnie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

- Richard dzieci są w domu. - Upomniała mnie wampirzyce, odsuwając się ode mnie.

- No to pójdziemy do naszego starego mieszkania. - Oświadczyłem, przyciągając ją do siebie.

- Niech Ci już będzie.

Z szerokim uśmiecham, wraz z żoną przeszedłem do domu watahy. A dalej to już wiadomo, co się działo.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now