🅧🅘🅘

2.3K 103 14
                                    

~Richard~

Znacie to uczucie, kiedy robicie coś czego, tak bardzo nie chcecie? Bo ja niestety znałem je aż zbyt dobrze. W zasadzie od dziecka przyzwyczajałem się do tego, że robiłem rzeczy, na które nie miałem ochoty. Zresztą wszyscy je czasem robimy. A ja jako syn alfy robiłem je być może aż za często. I po co to wszystko? By imponować? By spełniać czyjeś oczekiwania? Czy życie nie jest na to zbyt krótkie? Pewnie jest. Jednak jest też okrutne, przez co często robimy rzeczy na które nie mamy ochoty. Musimy kłamać i oszukiwać, by jakoś przez nie przejść. A czasem musimy podejmować trudne decyzję, na które nie jesteśmy gotowi.

Wyjazd do akademii i zostanie alfą. Nigdy nie byłem pewien czy tego właśnie chce. Jednak od momentu, kiedy się urodziłem a może i nawet wcześniej dla wszystkich było jasne, że przejmę stanowisko po ojcu. W zasadzie to po to się urodziłem. By ojciec miał komu oddać władze w odpowiednim czasie. Nikt nigdy nie spytał mnie, czy tego właśnie pragnę. Czy to jest moje marzenie. Po prostu przyklejono mi łatkę przyszłego alfy bez zadawania pytań. Poświęciłem sporo by być alfą. Może więcej niż powinienem. A teraz poświęceń nawet swój związek z Adelajdą. I to wszystko w imię czego? Nie swoich marzeń? Wypełniania oczekiwać. Sam nie jestem pewien. Wiem jednak, że to mnie zmieni. Czy na lepsze, czy na gorsze to pokaże dopiero czas.

Pakowanie walizek jest czynnością tak nudną i pracochłonną, że zawsze przychodziła mi ona z trudem. Jednak by wyjechać do akademii, musiałem się spakować. A nie chciałem czekać. Chciałem opuścić to przeklęte miasto i pozwolić sobie na zapomnienie. Bo tylko za nim kryła się ulga. Tutaj wszystkie miejsca, w których byliśmy razem, za bardzo mi ją przypominały. Poza tym istniało zbyt wielkie ryzyko, że ją spotkam. Nie zniósłbym tego. Tej świadomości, że ona stoi obok a ja nie mogę nawet na nią spojrzeć. To zbyt wiele. Nawet jak na mnie.

Czy jestem tchórzem, bo uciekam? Pewnie tak. Może powinnam walczyć. Dopraszać się o jej uwagę. Jednak kim ja jestem, by zmuszać ją do czegoś czego nie chce? Adelajda ma prawo wyboru. Nie uczynię jej luną, bo ja tego chce. To i jak nasz związek musi być naszą wspólną decyzją. Ja nie mam prawa decydować za nią. Nigdy nie miałem i nigdy go mieć nie będę.

Skończyłem się pakować i zacząłem znosić walizki do samochodu. Tak szybka decyzja o wyjeździe zaskoczyła moich rodziców. Jednak wyjaśniłem im, że chce zapoznać się z nowym miejscem i z nim oswoić. Na szczęście uszanowali moją decyzję.

- Uważaj na siebie Richardzie. - Poprosiła mnie mama, uśmiechając się szeroko.

- Obiecuje, że będę mamo. - Przysiągłem, przytulając ją na pożegnanie. - Zanim się obejrzysz, skończę akademie.

- I wtedy będziesz miał już swoją mate i może już będziesz się spodziewał swojego pierwszego szczeniaka. - Stwierdziła mama. - Życie mija szybciej niż byśmy chcieli. To, co dzisiaj wydaje się odległe, staje się naszym jutrem. - Westchnęła cicho, spoglądając na mnie uważnie. - Kiedy będzie mieć dzieci, wszystko zrozumiesz. To po nich najlepiej widać jak czas nam ucieka. Dzisiaj przychodzą na świat i nim zdążysz się obejrzeć, wyjeżdżają z domu.

- Wiem mamo. - Uśmiechnąłem się smutno na wspomnienie mojej mate. - A teraz muszę już jechać.

- Tylko nie zrób nic głupiego. - Poprosił tata, który aż dotąd siedział cicho.

- Nie zrobię. Obiecuje.

Wsiadłem do auta i odjechałem. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzę, jednak jakoś muszę. Sześć lat to sporo czasu. Jednak świadomość tego, że nie mogę żyć przez sześć lat, tylko po to by jakoś je przetrwać zmuszała mnie do zapomnienia. I jak złe by się to nie wydawało ja naprawdę zamierzałem zapomnieć. Przynajmniej na jakiś czas.

~Adelajda~

Ojciec od zawsze powtarza mi, że życie to sztuka wyborów. Bo to czy pójdziemy w lewo, czy też w prawo może zmienić całe nasze życie. Poza tym niemal codziennie podejmujemy tysiące decyzji, które w mniejszym i większym stopniu wpływają na naszą przyszłość. Ja przez kilka ostatnich miesięcy podjęłam ich sporo. Niektóre z nich naprawdę mocno na mnie wpłynęły. Zadecydowały też i mojej przyszłości. Mówię tutaj główie o decyzjach w sprawie mojego mate. To one wydały się najtrudniejsze. Czasem zmuszona byłam wybrać mniejsze zło. A chyba nie istnieje nic gorszego od świadomość, że czego byś nie wybrała, to źle się skończy.

- Na pewno dasz radę? - Spytała moja matka po raz sto dwudziesty.

- Poradzę sobie. - Zapewniłam, zamykając ostatnią walizkę. - Panuje nad pragnieniem krwi. Poza tym jadę z Amandą, więc nie będę sama.

W końcu byłam zmuszona wyjawić Amandzie całą prawdę. Niemal padła na zawał, kiedy o wszystkim jej opowiedziałam. Jednak na szczęście nie była na mnie zła, że jej nie powiedziałam. Okazała mi wiele zrozumienia, za co byłam jej ogromnie wdzięczna.

- I to mnie chyba martwi najbardziej. - Przyznała moja rodzicielka. - Amanda bywa... Szalona i czasem lekkomyślna.

- Naprawdę nie masz się o co martwić. Mam swój rozum i umiem z niego korzystać. - Przypomniałam, siadając obok mamy na łóżku.

- Oj wiem. Tylko się martwię, bo mam tylko ciebie. - Oświadczyła, wampirzyca szeroko się do mnie uśmiechając. - Zresztą kiedyś pewnie będziesz mieć malucha, to zrozumiesz.

Zrobiło mi się trochę przykro na wspomnienie o dzieciach. Możliwe, że ja i Rich nie wyrobimy się w czasie, że tak to ujmę. W końcu on skoczy te swoje wilcze studia, mają dwadzieścia cztery lata. Więc nie zostanie nam zbyt wiele czasu, by myśleć o dzieciach.

- Wiem mamo. - Mimo smutku zmusiłam się do lekkiego uśmiechu. - Na pewno wszystko będzie dobrze, a ja wrócę cała i zdrowa.

- Na to liczę skarbie.

Chciałam coś jeszcze dodać, jednak usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Odblokowałam telefon i przeczytałam wiadomość od mojej przyjaciółki.

- Muszę już iść mamo. - Oświadczyłam, wstając z łóżka i zbierając swoje rzeczy.

Szybko się zebrałam i wyszłam na zewnątrz. Wszystkie bagaże wrzuciłam do bagażnika i usiadłam z przodu obok Amandy.

- Na pewno nie chcesz się jeszcze rozmyślić? - Spytała, najpewniej odnoście sprawy z moim mate.

- Nie. Podjęliśmy wspólną decyzję i obaj musimy ją uszanować. - Stwierdziłam, zapinając pasy. - Jedzmy. Przed nami kilka lat świetnej zabawy.

- Niech Ci będzie. Obstawiam, że wiesz, co robisz. - Oświadczyła Amanda, ruszając w drogę.

Nie wiem, czy wiem, co robię. Jednak długi myślałam nad tą decyzją. I szczerze wydaje mi się całkiem rozsądna. Spędzenie wieczności u boku Richarda wydaje się spełnieniem marzeń. Jednak życie to nie tylko miłość i życie dla drugiej osoby. No i przede wszystkim to zły czas na związek. Z bardzo wielu powodów. Ten wyjazd to właśnie moje mniejsze zło.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now