🅥🅘🅘

2.6K 119 16
                                    

Kiedy stanąłem przed domem Adelajdy uświadomiłem sobie, jaki to był okropny pomysł. Setki scenariuszy tego, co mogło pójść nie tak, przeleciało mi dosłownie przed oczami. Jednak nie odszedłem. Po prostu spojrzałem na dom i odetchnąłem ciężko. Przekroczyłem furtkę i podszedłem do głównych drzwi. Zapukałem lekko, nawet przez chwilę licząc, że nikt nie otworzy. Tak jestem tchórzem i boję się spojrzeć jej w oczy. Jednak i ona nie jest zbyt chętna, by się ze mną zadawać. A ja nigdy nie lubiłem się narzucać. Dlatego odpuściłem nawet nie próbując, walczyć by jej nie stracić. Bo tak naprawdę straciłem ją bezpowrotnie, kiedy zrozumiałem, że jest moją mate. Taka jest bolesna prawda, z którą nie wygram.

Kiedy drzwi się otworzyły, stanęła w nich moja mate. Spojrzała na mnie, wyraźnie nie ciesząc się z mojej obecności. Już to nie napawa mnie optymizmem co do tego dnia. Jej niechęć, która wytworzyła się nagle, w przeciągu jednego dnia przez ten jeden fakt była wręcz bolesna. W końcu nie zrobiłem nic, by na nią zasłużyć. A muszę się z nią mierzyć za każdym razem, kiedy na nią spoglądam. Chociaż i tak w tym wszystkim najgorsze jest to, że ta niemrawość boli. I to o wiele bardziej niż cokolwiek innego.

- Wejdź. - Wydusiła w końcu robić mi miejsce w drzwiach.

Ja bez słowa ja ominąłem i zdjąłem buty w przedpokoju. Następnie ta zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Dom był dosyć specyficzny. Zbudowany w starym stylu. A może on po prostu był cholernie stary. Ciężko powiedzieć. Kiedy przekroczyliśmy próg jej pokoju usiadłem na jednym z krzeseł. Czułem się cholernie dziwnie i niezręcznie.

- To, od czego zaczynamy? - Spytałem, na prawdę chcąc tylko skończyć ten projekt i iść do domu.

- Może od prezentacji? - Zaproponowała wampirzyca, a ja jedynie przytaknąłem głową.

Zaczęliśmy pracę jednak ciężko było nazwać to pracą zespołową. Oboje zajmowaliśmy się swoją częścią projektu i nawet na siebie nie patrzyliśmy. To był tak cholernie dziwne. Niedawno oddalibyśmy za siebie życie a teraz? Jest po prostu dziwnie. Jakbyśmy byli swoimi wrogami. Lub dwójka kompletnie obcych i obojętnych sobie ludzi.

- Wiesz, że to głupie. - Zacząłem w dalszym ciągu zbyt skupiny na swojej pracy, by na nią spojrzeć.

- Co? - Dopytała, chyba kompletnie nie spodziewając się, że poruszę ten temat.

- To, co jest między nami. - Oświadczyłem, tym razem odrywając się od tej głupiej prezentacji.

- A jak inaczej miałoby być? Ty nie umiesz już patrzeć na mnie jak na przyjaciółkę a ja nie umiem spojrzeć na ciebie jak na partnera. Więc jesteśmy skazani na milczenie.

- Nie bylibyśmy, gdybyś umiała pogodzić się z tym, kim dla siebie jesteśmy. - Stwierdziłem czym chyba lekko ją wkurzyłem.

- I co to teraz moja wina? - Spytała, lekko unosząc głos.

- A może moja? - Warknąłem, również nieco się unosząc. - To nie jest wina żadnego z nas. Jednak to nie zmienia faktu, że mogłoby być miło. Tylko musielibyśmy dostosować się do tej dziwnej sytuacji.

Odpowiedziało mi jedynie milczenie. Kiedy ponownie spojrzałem na wampirzyce, ta przygryzała dolna wargę. Tak jak robiła to zawsze, kiedy była zamyślona. Spojrzała na mnie ponownie i niepewnie poklepała miejsce obok siebie na łóżku. Ja bez słowa usiadłem obok niej.

- Chciałabym się dostosować, ale to dziwne. Poza tym znasz mój stosunek do więzi. - Przypomniał, poraz kolejny mnie dołując.

- I to, że to ja jestem twoim mate, nic nie zmienia? Przecież mnie znasz Adelajdo i wiesz, że nigdy bym cię źle nie potraktował ani do niczego nie zmusił.

- Znam cię i dobrze o tym wiem... Jednak to jest dziwne. Zawsze byłeś tym przyjacielem, któremu mogłam się zwierzyć i wszystko powiedzieć. Byłeś obok i nigdy mnie nie oceniałeś, nawet kiedy robiłam najgorsze głupoty. - Zaśmiała się lekko, a ja jej zawtórowałem. - Nie chce by co kolwiek się zmieniło. Tak było mi po prostu dobrze.

- A nie pomyślałaś o tym, że nadal mogłoby tak być? Tylko, zamiast przyjaciela mogłabyś mieć we mnie chłopaka? - Spytałem, ona jednak wydała się niepewna odpowiedzi. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że bez więzi nic nie czujesz.

- Rich ja...

- Po prostu mi to powiedz, a odpuszczę. - Spojrzałem prosto w niebieskie oczy, oczekując słów których tak bardzo nie chciałem usłyszeć.

Jednak one nigdy nie padły. Adelajda patrzyła, prosto w moje oczy bijąc się z władnymi myślami. Jakby sama nie była pewna, tego co chce powiedzieć. W sumie to sam nie wiedziałem, co jak powinna dalej toczyć się ta rozmowa.

- Też coś do ciebie czuję. - Wyznała, ujmując moja dłoń. - Jednak ciężko mi jak na razie określić co to jest.

- To dlatego, że sparowaliśmy się jedno stronie. Ja czuję sparowanie mocniej niż Ty jednak nadal nie w pełni. Ty czujesz je natomiast bardzo słabo.

- Tylko pytanie, co teraz? Nie możemy być razem. Wiesz, jakie jest prawo. - Stwierdziła, poprawiając włosy.

- Teraz jeszcze tego nie czujesz jednak kiedy się przemienisz będziesz gotowa, za nas walczyć. Bo ja jestem, a jeszcze nawet nie czuje więzi w pełni.

- Kiedy się przemienię, wszystko się zmieni. - Stwierdziła, patrząc mi prosto w oczy. - A ja chyba powoli zaczynam przyzwyczajać się do tej myśli.

- Mi też pewnie zajmie trochę czasu przyzwyczajenie się do tego, co jest między nami. - Stwierdziłem, pocierając jej dłoń kciukiem.

- Nadal kurwa jest dziwnie. - Stwierdziła już nieco bardziej rozluźniona Adelajda. - Proponuję jakoś ukończyć ten projekt i zrobić coś fajniejszego.

- Coś proponujesz? - Spytałem już nieco rozluźniony. Jednak szczera rozmowa była czymś, czego nam było trzeba.

- Rodziców nie będzie cały weekend więc możemy trochę zaszaleć. - Zasugerowała, wstają z łóżka. - Jednak najpierw szkoła.

- Znalazła się obowiązkowa. - Parskłem śmiechem rozbawiony.

- Przypominam, że to połowa twojej oceny końcowej. A z tego, co pamiętam historia jest dla ciebie ważna. - Przypomniała, krzyżując ramiona na piersiach.

- I tutaj mnie niestety masz. - Westchnąłem cicho, wracając do prezentacji. - Oby to było tego warte, inaczej się wkurzę.

- Ty ostatni jesteś bez przerwy wkurzony. - Zauważyła, siadając przy biurku.

- A ty naprawdę nie musisz mi o tym przypominać. - Złapałem najbliższą poduszkę i rzuciłem nią w dziewczynę.

- Ty szujo. - Złapała przedmiot i go odrzuciła, trafiając mnie w głowę.

I tak zaczęła się nasza mała wojna na poduszki. Bo oczywiście w naszym przypadku długo nie mogło być zbyt poważnie. Przez to skończenie tego cholerstwa zwanego projektem na historię zajęło nam nieco więcej czasu, niż zakładaliśmy. Jednak ostatecznie jakoś udało nam się zrobić wszystko, co na dzisiaj zaplanowaliśmy. I dopiero teraz rozkręciła się prawdziwa zabawa.

Zakazane spojrzenie Where stories live. Discover now