🅧🅧

1.7K 92 2
                                    

~Richard~

Spojrzałem na armię stojącą naprzeciw nas. Stanowiły ją w większości wampiry, które walczyły za swojego króla. Jestem niemalże pewny, iż większość z nich obojętna jest sprawa związków mieszanych. Są tutaj by walczyć za swojego króla. I jedno muszę im przyznać. Ta wierność jest godna podziwu. Nie każdy byłby gotowy zginąć w imię honoru swojego władcy. Tak dzisiaj poleje się krew. Niczym trzysta lat temu, kiedy wampiry i wilkołaki obdarzały się szczerą nienawiścią. A każdy powód, by zacząć wojnę był dobry. Przykry jest fakt, że musimy do tego wracać. Jednak walka w niektórych sprawach jest tą słuszną. Chociaż nigdy nie chciałem, by ktoś musiał ginąc za mnie i za moją partnerkę. Moje sumienie odciążała jedynie myśl o tym, że każdy, kto tu jest przyszedł, z własnej woli. Nikt nie zmuszał nikogo do walki. Dlatego każdy, kto dzisiaj zginie stanie się ofiarą własnej decyzji. Nie sprawiało to, że czułem się jakoś rewelacyjnie. Jednak chwilowo pozwoliło uciszyć niepokojące myśli.

- Ostatnia szansa, by się wycofać. - Zaproponowałem, na co król wampirów zaśmiał się głośno.

- Ja nigdy się nie wycofuje. - Oświadczył, prostując się dumnie.

Niewiele myśląc zmieniłem formę, na te wilczą. Stanąłem prostując się dumnie, a z mojego gardła wyrwało się głośne wycie. Wilki masowo zaczęły się przemieniać, gotując się do ataku. Słyszałem wycie i warczenie dobiegające z tłumu wilkołaków wspomaganych garstkę wampirów. Zawarczałem groźnie i ruszyłem do przodu. Wilkołaki momentalnie ruszyły za mną. Wampiry stające naprzeciw nas wspomagane przez niewielką liczbę wilków na rozkaz króla ruszyły na nas. Jednak sam William nie ruszył się z miejsca. Cholerny tchórz.

W końcu wpadliśmy na siebie. Rzuciłem się na pierwszego wampira z brzegu i zacisłem szczęki na jego głowie. Oddzieliłem ją od reszty ciała, odrzucając ją gdzieś w bok. W podobny sposób zabiłem jeszcze kilka wampirów, które usilnie próbowały mnie zaatakować. Kiedy zacisłem szczęki na już kolejnym wampirze poczułem jak kilkoro z nich, mnie atakuje. Próbowałem się ich pozbyć, jednak było ich znacznie zbyt wiele. I wtedy z pomocą przyszła mi moja przeznaczona i Dakota. Ta pod postacią czarnego wilka odrzuciła ode mnie kilka wampirów. Za to Adelajda okazała się silniejsza, niż myślałem. Bez większego problemu odrzuciła ode mnie dwa wampiry, pokonując je w walce. Wspólnie ruszyliśmy do dalszej walki.

Mimo upływu czasu walka nadal trwała. Ciężko było mi ocenić, ile to już trwa. Każda minuta wydawała się trwać godzinę. Byłem już zmęczony jak zapewne większość walczących. Adel podeszła do mnie i położyła dłoń na moim boku, by zwrócić moją uwagę.

- Rich musisz dostać się do króla wampirów. Tylko jeśli poczuje się zagrożony, skończymy ten cyrk! - Wykrzyczała a ja z trudem, wyłapałem jej głos przez panujący dokoła hałas.

~ Więc chodźmy złożyć mu wizytę. - Zwróciłem się do niej telepatycznie. Ta podskoczyła wystraszona. Raczej się tego nie spodziewała.

- Chodźmy. - Rzuciła jakby na znak tego, że zrozumiała.

Zaczęliśmy przedzierać się przez tłum. Przywołałem do siebie kilka wilków, by nas obstawiało. Przedarcie się przez mocno zbity tłum wampirów okazało się niesamowicie trudne i niemalże niewykonalne. Musieliśmy wybrać inną technikę.

~ Obejdźmy ich i zaskoczmy króla debila. - Zaproponowałem telepatycznie i wraz z Adel wycofaliśmy się z tłumu.

- Myślisz, że się wściekną, jak się wycofamy? To o nas walczą. - Spytała, sprawnie dotrzymując kroku mojej wilczej formie.

~ Spokojnie. Teraz musimy skupić się na królu. - Rzuciłem, wybiegając z tłumu.

Odbiegliśmy kawałek od pola bitwy, a ja dopiero teraz mogłem zobaczyć co tam się dzieje. Tysiące wilków i wampirów toczyło krwawą wojnę. Nieustannie ktoś oddwał życie za naszą sprawę. Odwróciłem się i zacząłem biec w kierunku Williama. Czas skończyć tę rzeź.

Stanąłem na przeciw wampira, walcząc groźnie. Adel stała u mojego boku z wysuniętymi kłami i zasyczała tak jak wampiry, miały to w zwyczaju. Zmniejszyłem dystans dzielący mnie i króla licząc, że może jednak przemowie mu do rozsądku.

~ Twoja czystość gatunkowa jest tego warta? - Spytałem, warcząc głośno.

- Ja walczę o coś więcej. - Zdradził i rzucił się w moim kierunku.

Skoczyłem na niego i wbiłem go w ziemię. To jednak nie zrobiło na królu żadnego wrażenie. Kopnął mnie w brzuch i zrzucił mnie z siebie. Ja szybko podniosłem się z ziemi, jednak ten już zdążył do mnie dobiec. Złapał mnie mocno i uniósł nad ziemię gotowy zmiażdżyć mi wnętrzności. Liczyłem, że moja mate mi pomoże. Ona jednak zajmowała się wampirami, które przybyły na pomoc swojemu królowi. Musiałem poradzić sobie sam.

Zacząłem się kręcić, przez co by zachować równowagę wampir wykonał kilka kroków w bok przewracając się o mój ogon. Obaj upadliśmy na ziemię, a kiedy tylko się poniosłem, oparłem przednie łapy na plecach wampira. Liczyłem, że tym razem się nie wywinie. Jednak jeden z jego przydupasów mnie przewrócił. To dało królowi czas na pozbieranie się z ziemi i pokonanie dzielącej nas odległości. Wyjął z za pasa srebrny sztylet, a ja czułem, że jestem w dupie.

Kiedy wziął zamach, ja niewiele myśląc rzuciłem się na niego i zacisłem szczęki na jego ramieniu. Upuścił sztyle, a ja potrzasłem łbem przez co ten wylądował na ziemi. Drugą rękę wykorzystałby wbić kciuk do mojego oka. Puściłem go, robiąc gwałtownie kilka kroków w tył. Schylił się po sztylet, jednak moja mate go ubiegła. Przez chwilę nieuwagi wylądował na ziemi. Adelajda złapała sztylet i przyłożyła go do szyi króla, łapiąc go przy okazji na włosy. Pokonałem dzielący nas dustans, jednak moja przeznaczona nie potrzebowała mojej pomocy.

- Ej! - Wykrzyczała, a kiedy wampiry zobaczymy co się dzieje, zamarły. - Każ im się wycofać. - Wycedziła przez zęby, a William wykonał jakiś dziwny gest po którym wampiry się wycofały. Ja przekazałem wilką, by skończyły atakować. - A teraz będziemy rozmawiać idioto. - Rzuciła jakby wcale, nie mówiła do swojego króla. - I mam nadzieję, że się dogadamy.

- Chodźmy stąd. - Rzuciłem po zmianie formy na ludzką. - Powinniśmy porozmawiać na osobności.

Jeden z moich wilków podszedł do mnie i podał mi spodnie. Szybko je na siebie ubrałem, chociaż nagość nie była dla mnie specjalnym problemie.

- Znam dobre miejsce. - Stwierdziła Adel. - Wstawaj. - Warknęła do króla a ten podniósł się z ziemi. Był niewiele wyższy, od mojej przeznaczonej.

- Chodźmy. - Rzuciłam, na co wampirzyca skinęła głową i ruszyła przed siebie najpewniej w stronę miejsca, o którym mówiła.

Ruszyłem za Adel. W pełni jej ufałem i wiedziałem, że miejsce, o którym mówi będzie odpowiednie. Liczyłem, że mimo głupoty jaka zaprezentował król, uda nam się jakoś dogadać i zakończyć ten cyrk.

Zakazane spojrzenie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz