90.

166 14 0
                                    

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
NATALIA POW. Minął tydzień odkąd powiedziałam Miłoszowi że zamierzam pracować tak długo, jak maluchy mi na to pozwolą. Nadal trwam przy tej decyzji i nie zamierzam jej zmieniać. Bachleda mimo tego że jest sceptyczny co do tego, strasznie się o nas troszczy i uważa na nas chyba z 3x bardziej niż powinien. Moim zdaniem to urocze i kochane z jego strony. 'Mój Góral...'
Na całe szczęście na razie wszystko jest jak najlepiej można, maluchy się świetnie rozwijają, a i praca nie jest jakoś mocniej wymagająca niż zazwyczaj, więc moja decyzja jest jak najbardziej słuszna.
Inną sprawą też jest że zaczęliśmy już remont w domu, który kiedyś był mój i mojego ex męża. Gdyby nie maluchy, to pewnie bym nigdy więcej tam nie postawiła nogi, ale zwyczajnie potrzebujemy większej przestrzeni... Co mnie też zastanawia, to fakt że nie sprzedałam tego domu zaraz po tym jak został mi on zapisany przez sąd...?! Może wiedziałam podświadomie że kiedyś się jeszcze przyda?! Sama nie jestem tego pewna, ale jest taka możliwość...
Wracając jednak do remontu. W papierach od notariusza znalazłam plany domu z dokładnymi wyliczeniami, więc mamy "podkładkę" do zmian. Wiemy dzięki temu m. in. których ścian nie możemy ruszyć, gdyż są działowe i wszystko by się zawaliło...?!
Wystawiliśmy większość mebli na sprzedasz, przesuwając je na środek każdego z pomieszczeń i przykrywając je ochronnymi płachtami, aby się zająć ścianami. Zrobiliśmy tak, gdyż mimo że nie chcemy ich, to nie znaczy że mamy je zniszczyć?! Przecież możemy za to dostać dodatkowe pieniądze, potrzebne nam teraz jak nic innego!

Akurat jesteśmy w pracy już 6 godzinę i mamy zasłużoną przerwę, po dość gwałtownym poranku. Ciągle się czymś zajmowaliśmy, były jakieś interwencje, sprawy, zgłoszenia do sprawdzenia... Na całe szczęście maluchy współpracowały, gdyż mdłości miałam tylko przed służbą. Tym razem przerwę spędzamy w naszym pokoju, nad papierami, gdyż trochę ich się nazbierało przez ostatnie dni i godziny. Udało nam się jednak dość szybko przebrnąć przez połowę z nich, więc możemy na moment dać nadgarstkom odpocząć. Wobec tego Miłek przesiadł się na krzesło naprzeciwko mojego biurka i zajęliśmy się luźną rozmową.
-Skoro mamy wolne, to... Może pomyślimy o tym terminie ślubu, co?!- przyszło mi na myśl. Parę dni temu byliśmy w parafii i ksiądz dał nam wybór. Stwierdził że pomoże nam chociaż w tym, biorąc pod uwagę fakt że jestem w ciąży... Myśleliśmy aby się pobrać jeszcze przed narodzinami małych, a wtedy nie będzie żadnych kłopotów z nazwiskiem w urzędach i etc...
-Możemy- zgodził się i dodał -To tak.. Albo za 3 miesiące i wtedy będziesz w 5 miesiącu, albo za 5, czyli w 7...- przypomniał mniej więcej daty -Jak dla mnie oba terminy są dobre, zależy od twojego przeczucia i przede wszystkim samopoczucia- odpowiedział, łapiąc mnie za dłonie w poprzek stołu i mimowolnie bawiąc się pierścionkiem na moim palcu.
-Wiem...- zgodziłam się z nim, po czym westchnęłam, zasępiona. Naprawdę chciałam podjąć tą decyzję, ale nie wiedziałam co mam zdecydować!
-Bez ciśnienia Kochanie. Nie musimy myśleć o tym teraz!- zapewnił mnie Góral, widząc zdenerwowanie malujące się na mojej twarzy.
-Pomyślmy realistycznie, czy uda nam się wszystko zorganizować w 3 miesiące?- spojrzałam na niego niepewnie.
-Jak się postaramy, to na pewno wszystko się da. Trzeba tylko być pewnym i mieć dobry plan- zapewnił mnie Bachleda, z lekkim uśmiechem na twarzy -Wierzę w to.
-No to dzwoń do księdza i mów mu że za 3 miesiące o 14 ma nas oczekiwać w kościele- podjęłam decyzję bez wahania, uśmiechając się lekko. Czułam podświadomie że to dobra decyzja...
-Jesteś pewna?- upewnił się jeszcze Miłosz, szukając odpowiedzi w moich oczach.
-Najpewniejsza na świecie- potwierdziłam, na co dostałam czułego buziaka w wierzch dłoni, a następnie mój narzeczony wziął telefon i wykręcił numer do znajomego księdza. Rozmowa ta nie była długa, za to nad wyraz owocna...
-Mamy zaklepany termin!- oświadczył uśmiechnięty, gdy się rozłączył. Wtedy podniosłam się odrobinę na krześle i go czule, acz krótko pocałowałam.
-Renia mnie zabije, jak za 3 miesiące znów będzie musiała mi nową odznakę załatwiać...- prychnęłam, już podświadomie widząc minę Jaskowskiej. Szefowa już w ostatnim czasie musiała mi załatwiać 2 odznaki, najpierw po rozwodową, potem tą po awansie, a teraz jeszcze jedną, gdy za 3 miesiące wezmę nazwisko Górala jako swoje... Nie powiem, sporo zmian się zdarzyło w ciągu ostatnich, powiedzmy dwóch lat...?!
-Nie zabije, bo cię lubi. Z resztą, cieszy się naszym szczęściem, jak wszyscy nasi przyjaciele..- uspokoił mnie, jednakże nie przeszkodziło to nam w wybuchnięciu szczerym śmiechem.
-To tak. Możemy w najbliższym czasie zacząć szukać sali i ogarnąć na spokojnie obrączki oraz zaproszenia, czyli automatycznie listę gości, a resztą zajmiemy się, "po drodze", że tak powiem...- uśmiechnęłam się do niego, gdy już przestaliśmy się śmiać.
-Brzmi to jak plan, pani Starszy aspirant!- odpowiedział mi na to Góral, więc znów się zaśmialiśmy, plus zdzieliłam go lekko w ramię. 
Takich wesołych zastali nas Karolina z Mikołajem, którzy przyszli do nas "w odwiedziny":
-A tu co tak wam wesoło?!- spytała rozbawiona Karola.
-A nic- odpowiedziałam jej krótko, po czym wstaliśmy i się z nimi przywitaliśmy. Potem znów wszyscy usiedliśmy i zajęliśmy się luźną rozmową o pracy. W pewnym momencie jednak, Rachwał nie wytrzymała i zwróciła się do mnie:
-I jak?!
-Ale co jak?!- nie zrozumiałam na początku, podczas gdy chłopaki dyskutowali o czymś żywo.
-Czy wybraliście już datę!?- spytała trochę konkretniej, wywracając oczami, a ja nareszcie ją zrozumiałam i zaśmiałam się szczerze.
-Tak, właśnie to zrobiliśmy parę chwil temu- przyznałam jej się.
-I....?- pociągnęła mnie za język, wyraźnie podekscytowana.
-I za 3 miesiące Renata będzie musiała mi ogarniać nową odznakę- odpowiedziałam jej, ze szczerym uśmiechem.
-Co jest za 3 miesiące?!- zainteresował się Mikołaj, przerywając rozmowę z moim narzeczonym.
-Nasz ślub i wesele- odpowiedzieliśmy mu zgodnie, patrząc sobie z Góralem w oczy.
-To gratulacje kochani!- ucieszył się, wstaliśmy wszyscy i "Rachwałach" nas przytulił.
-Ale co tak szybko?- trafiło Karolinę -Nie ukrywasz czegoś przede mną czasem, hm?!- podniosła na mnie prawą brew. Wtedy spojrzałam w lekkiej rozterce na Miłosza. Co prawda chcieliśmy najpierw powiedzieć o tym jego rodzicom, a dopiero później przyjaciołom, ale jak znam tą blondwłosą wariatkę, to nie odpuści mi, do czasu aż nie powiem jej prawdy. W odpowiedzi Góral tylko się uśmiechnął szczerze.
-No, Talia?! Czekam- pogoniła mnie, ledwo trzymając poważną minę.
-Już za 3 miesiące, gdyż...- tu na chwilę zamarłam, szukając odpowiednich słów -Chcemy aby dzieci bez problemu dostały nazwisko Miłosza, gdy się urodzą..- wypaliłam, mimowolnie kładąc dłoń płasko na brzuchu. W prewencyjnym zapadła cisza na chwilę.
-Co!?- pisnęła zaskoczona Karolina -W ciąży jesteś!?- upewniła się, na co ja pokiwałam potwierdzająco głową, patrząc z miłością w oczach na towarzyszącego mi Górala.
-Gratulacje kochana!- wykrzyknęła, przytulając mnie.
-Dzięki- uśmiechnęłam się, oddając uścisk i widząc kątem oka, jak Białach gratuluje Miłoszowi. Potem "Przyszli państwo Białach" się zamienili i Mikołaj przytulił mnie, a Karola Górala.
-Wielkie gratulacje- szepnął mi do ucha Mikołaj.
-Dzięki Mikołaj- odpowiedziałam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Który to tydzień?- spytała mnie poważnie Karolina, gdy już radość opadła.
-Dziesiąty- odpowiedział jej za mnie Miłosz, cały rozpromieniony. On również się bardzo cieszył na perspektywę ponownego ojcostwa i było to widać.
-Wcześnie. Końcówka 2 miesiąca... Nie boisz się ryzyka?- spytał mnie poważnie Mikołaj. Nie dziwiło mnie to, gdyż sam przechodził przez 2 ciąże z byłą żoną i ma 2 wspaniałe córki, jakimi są Dominika i Ania.
-Nie. Wiem co robię, a na dodatek mam u boku Górala, więc nie sądzę aby miało cokolwiek pójść źle...!?- odpowiedziałam mu poważnie.
-Wasza decyzja- zgodziła się ze mną Karola, rozumiejąco.
-A wracając do tematu ślubu, to kiedy wy zamierzacie być "gwiazdami ceremonii", co?!- spytałam przyjaciół, aby chociaż na moment odwrócić od nas rozmowę. Mimo że to nasi dobrzy przyjaciele, to niezbyt lubię być w centrum uwagi i Miłosz ma dokładnie to samo...
-Co? Że my?!- upewniła się Karolina.
-Tak, WY- podkreśliłam, śmiejąc się szczerze -A kto inny?! Duch święty!?- zażartowałam, przez co się szczerze zaśmialiśmy. Tym razem głupawka trwała dłuższą chwilę...
-Nie wiemy jeszcze...- odpowiedziała mi, gdy już się uspokoiliśmy po dobrych paru minutach śmiechu.
-Szczerze mówiąc nawet jeszcze nie byliśmy z tym w kościele...- dodał od siebie Mikołaj, robiąc skonsternowaną minę.
-Wasza decyzja, tylko żebyście nie kazali mi tańczyć do białego rana z 8 miesięcznym brzuchem, dobra!?- prychnęłam śmiechem.
-Zobaczymy- odpowiedziała na to Karola, z filuternym uśmieszkiem.
-Karola!?- słysząc to jęknęłam, schylając głowę i opierając czoło na dłoni. Uwielbiam ją, ale czasami jest zwyczajnie nie do zniesienia...!?
-Nie martw się Natalia. Wszystko będzie zaplanowane tak, aby wszystkim pasowało- pocieszył mnie Mikołaj z uśmiechem.
-Dzięki- odpowiedział mu Miłosz, jednocześnie patrząc na mnie -Wszystko ok, Kochanie?- spytał z troską.
-Tak... To tylko tyci skurcz- odpowiedziałam zgodnie z prawdą, gdyż właśnie w tamtej chwili złapał mnie skurcz w podbrzuszu. Po chwili jednak puścił i wróciliśmy do luźnej rozmowy, o wszystkim i o niczym, czyli m. in. na temat pracy, czy szykujących się dwóch ślubów i wesel.

.....
Akurat byliśmy w trakcie dość gwałtownej dyskusji, gdy do naszego prewencyjnego wszedł Jacek z dwoma żółtymi karteczkami w dłoniach. Jednakże nie zauważyliśmy go tak od razu, będąc zajęci dyskusją. Wobec tego Nowak odczekał chwilę, a gdy nie zareagowaliśmy, dość głośno przeczyścił sobie gardło. Wtedy od razu na niego spojrzeliśmy.
-Siemasz Jacek!- przywitali się z nim chłopacy, a my z Karo mu pomachałyśmy.
-Masz coś dla nas?- spytałam przyjaciela.
-Dokładnie, dla was wszystkich, więc odłożycie sobie tą pasjonującą dyskusję na kiedy indziej- odpowiedział bez uśmiechu i kontynuował -Karo i Mikołaj, jedziecie na Świętego Wincentego 15, mamy ofiarę pobicia. Natomiast Natalia i Miłosz, wy pojedziecie na Nowodworską 103, mamy włamanie...- powiedział i podał odpowiednie karteczki Karolinie i Miłoszowi, jako że pełnią funkcję dowódców.
-Już jedzemy- zgodziliśmy się praktycznie chórem ja i Mikołaj, przez co całą piątką zaczęliśmy się szczerze śmiać.
-Wiemy coś więcej?- spytała przez śmiech Karola, gdy wstaliśmy.
-Niewiele. W obu przypadkach zgłaszała sąsiadka, która przyszła po fakcie. Natomiast jeśli chodzi o włamanie, to właściciele zostali już powiadomieni przez tą sąsiadkę i wracają tu z Łodzi. Powinni być w ciągu 2h...- powiedział ogólnikowo, patrząc na nas.
-Ok. To my lecimy po resztę munduru, trzymajcie się!- odpowiedzieli Karola i Mikołaj, pożegnaliśmy się z nimi i piątka wyszła, podobnie jak Jacek, który musiał wracać do swoich obowiązków. Za to my przeszliśmy przez pokój, aby ubrać kurtki i kamizelki od munduru. Może i jest marzec, ale nadal temperatura na dworze nie zachwyca...
-Gdzie mamy jechać?- spytałam Górala, gdy wychodziliśmy z prewencyjnego. Zrobiłam to, gdyż szatyn od paru dni daje mi prowadzić radiowóz.
-Nowogrodzka 103- przeczytał z otrzymanej od Nowaka kartki.
-Nowogrodzka 103, ok- powtórzyłam aby zapamiętać. Przed wyjściem z budynku zamieniliśmy jeszcze parę słów z Gosią, a potem opuściliśmy komendę, wsiedliśmy do radiowozu i udaliśmy się do wezwania. Najbliższe kwadranse raczej nie będą należeć do spokojnych...
CDN.

Czyli wybrali już termin ślubu!
Tylko kiedy pojadą do Czarciego aby poinformować o tym wszystkim rodzinę Miłosza?!
I kiedy Karolina z Mikołajem zdecydują się na ślub?
Czy już będą mieli spokój od problemów?
Ile im zajmie ten gruntowny remont?
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

True love is based on trustWhere stories live. Discover now