61.

165 19 0
                                    

W poprzednim rozdziale:

Znalazłam...
CD.

...bransoletkę Matyldy! Tą którą kiedyś dostała ode mnie na urodziny! Nie było mowy abym się pomyliła! Miłosz od razu do mnie podszedł, a ja na miękkich nogach wstałam, trzymając biżuterię w drżących rękach.

-"Dostała tę bransoletkę ode mnie na urodziny...- wyjaśniłam mu, bliska rozklejenia się.
-Natalia...- powiedział spokojnie i sięgnął w moją stronę, ale to było dla mnie za dużo... Po prostu pękłam!
-BYŁA TU!!- wydarłam się załamana, wręcz zginając się w pół. Czułam się tak, jakby ten krzyk wyszedł z głębi mnie, nie tylko z ust... Potem, nie czekając na niczyją reakcję i z dość głośnym przez echo w pomieszczeniu plaskiem dłoni o spodnie, bezceremonialnie wyszłam z budynku, szybkim krokiem. Cały czas ściskałam bransoletkę Matyldy w drżącej dłoni, tak jakby to ona właśnie miała przywrócić mi zaginioną siostrę... Nie oglądałam się na nikogo, w tamtym momencie czułam tylko okropny ból w klatce piersiowej. Miłosz też był tym wstrząśnięty, widziałam to po nim...
-Natalia...!!"- krzyknął za mną, po tym jak też ruszył się z miejsca. Jednakże ja nie odwróciłam się aby na niego spojrzeć. Dusiłam się w tym budynku i musiałam wyjść... Po prostu MUSIAŁAM... Czułam jakbym miała zaraz paść tam, tak jak stałam, w głowie mi się kręciło, oczy zaszły czerwoną mgłą rozpaczy, a w uszach dudniła krew, sygnalizując że adrenalina jeszcze ze mnie nie zeszła... Nigdy chyba jeszcze, w całej mojej policyjnej karierze, nie czułam się tak fatalnie... Bezradni i nic nierozumiejący AT również opuścili halę, w ślad za nami. Nie mieliśmy tu nic więcej do roboty...
Gdy tylko stanęłam na świeżym powietrzu, wzięłam głęboki, acz drżący oddech, zamykając oczy i kierując twarz do nieba. Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy bezradności.. Dokładnie. BEZRADNOŚCI... Ten gość co ją uprowadził wyraźnie ma wszystko przemyślane, a mną bawi się jak kot z myszą... Tracę już na to siły, naprawdę...
Jak przez mgłę usłyszałam że jeden z AT powiedział Miłoszowi, iż się zbierają i wezwali już techników. Mój partner podziękował mu zdawkowo, gdzieś blisko mnie. 'Tak blisko, a jednak daleko...'- pomyślałam, a zaraz potem skarciłam się za tą myśl. Przecież już dawno uzgodniliśmy że nie chcemy aby KTOKOLWIEK na komendzie wiedział o tym że jesteśmy razem. Wystarczy już fakt że podejrzewają, ze względu na to że wspólnie wychowujemy Nikolę i mamy do niej prawa... 
-Natalia...- delikatny głos Miłosza wyrwał mnie z zamyślenia. Jednakże zanim cokolwiek zrobiłam, poczułam jego rękę na moim ramieniu, a zaraz potem przytulił mnie do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Odruchowo objęłam go w pasie i się przytuliłam, czując jak pojedyncze łzy spływają mi po policzkach.
-Jesteśmy za późno...- wyszeptałam, ze ściśniętym gardłem.
-Nie prawda! Matylda na pewno żyje, a my niedługo ją odnajdziemy, zobaczysz!- zapewnił mnie szczerze, ale cicho, tak że tylko ja mogłam to usłyszeć -Będzie dobrze... Wierzę w to...
-Czasem wiara nie wystarcza...- odpowiedziałam gorzko i chciałam się uwolnić, ale mi nie pozwolił. Zna mnie na tyle, aby wiedzieć to co chcę naprawdę. A w tamtym momencie chciałam tylko i wyłącznie się w niego wtulić...
-A czasem jest ważniejsza niż wszystko inne- odpowiedział poważnie.
-To kolejna twoja góralska prawda?!- powiedziałam kpiąco, odsuwając się na tyle, aby spojrzeć mu w oczy.
-Nie, ale życiowa- odpowiedział, przez co prychnęłam krótkim śmiechem, po czym od razu spoważniałam. To zdecydowanie NIE BYŁA chwila na żarty...
-Będzie dobrze! Znajdziemy ją, gdziekolwiek ją ten gnój wywiózł!- powiedział, patrząc mi głęboko w oczy i dodał -Nie płacz...- rzekł miękko, a ja dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że płaczę...
-Cholernie się o nią boję...- jęknęłam, a Góral pocałował mnie w czoło, po czym przytulił.
-A AT? Będą gadać...- zaprotestowałam, ale oddałam uścisk.
-Nie obchodzi mnie to. Jak chcą gadać, to niech gadają, mnie interesuje twoje dobro...- odpowiedział pewnie, a słowa te przypieczętował czułym całusem w skroń. 
-Ok...- mruknęłam tylko tyle, po czym zamilkliśmy. Góral dał mi się wypłakać, a w tym czasie przyjechali technicy i wzięli się do roboty. Wtedy Bachleda poszedł z nim pogadać, a ja wsiadłam do samochodu i poprawiłam rozwalony makijaż. Krótko później "sprawa" była załatwiona i w ciszy jechaliśmy do domu... AT twierdzili że komendant kazała nam mieć już fajrant, a mnie to cieszyło. Nie byłabym wstanie teraz wrócić na patrol...

True love is based on trustWhere stories live. Discover now