#11

92 12 12
                                    

Kroczyłem wzdłuż udekorowanych w fotografie ścian, udając że są niesamowicie interesujące. Jednak prawda była taka, iż ani na chwilę nie zdejmowałem swojego badawczego wzroku, od Taehyunga rozprawiającego z zapałem na temat każdego z nich.

-O! To jest moje ulubione.

Zauważył energicznie, a łagodny uśmiech zawitał na jego twarzy- zawsze poważnej i nie ukazującej dla obcych żadnych uczuć. Niczym kamienna maska, która właśnie zdawała się powolnie rozkruszać. To była naprawdę ciekawa odmiana i duża podpowiedź.

Zaczyna mnie tolerować.

Jeszcze bardziej nabrałem pewności siebie. Przyjrzałem się szczególnie temu jednemu, konkretnemu zdjęciu. Był to obraz więdnącej róży, której płatki stopniowo obumierały.

-Wcale się nie dziwię. To ujęcie jest naprawdę trafione. Zrobione w idealnym momencie.

Spojrzał w moją stronę na dosłownie dwie sekundy, by móc odpowiedzieć.

-Owszem. Urzeka mnie niesamowicie moment przekwitu tej róży. Jej walki z destrukcją świata zewnętrznego, który skłania ją do własnej śmierci. Jak bardzo jest wytrzymała mimo tego co ją otacza i zastrasza. Tak żałuję, że nie jesteśmy w stanie dostrzec jej barwy na tym zdjęciu. Musiała być jeszcze piękniejsza na żywo.

Wyczułem mgiełkę smutku tułającą się na końcu jego wypowiedzi. Wyglądał na naprawdę poruszonego, a w jego oczach poczęły pojawiać się ślady słonej cieczy. Zmarszczyłem brwi. Jego dusza była naprawdę nieodgadniona.

-Coś się stało?

Zapytałem jeszcze bardziej zaciekawiony.

-Nie, nie. Po prostu jestem wrażliwy na piękno.

Niestety fotografie te nie były w stanie oddać prawdziwej magii tego zjawiska. Patrząc w jego stronę i stan w jakim był, sam zacząłem żałować, iż te barwy były nieosiągalne.

***

Wyszliśmy z tego ciekawego miejsca z powrotem na główną uliczkę, gdzie ludzi zebrało się znacznie więcej niżeli te dwie minione godziny temu. Cóż się dziwić, na olbrzymim zegarze zawieszonym na wieży Big Ben widniała godzina szesnasta dwadzieścia jeden. Kim również patrzył w tamtą stronę. W końcu się odezwał.

-Jest już tak późna godzina. Przepraszam, że zająłem tyle twojego czasu i opowiadałem o głupotach. Nie wiem w sumie co we mnie wstąpiło by Pana zabrać w takie miejsce.

Zdziwiły mnie jego słowa, przez co zmarszczyłem brwi. Od razu sprostowałem sprawę.

-Przecież panicz widział, że zgodziłem się tu przyjść z własnej, nieprzymuszonej woli. Gdybym nie chciał tam być i spędzać z paniczem czasu, pewnie bym niepostrzeżenie uciekł, albo wymyślił słabą wymówkę na poczekaniu.

Odrzekłem z powagą, która sprawiła, iż mój towarzysz nieco się rozpromienił. Jego twarz zdawała się rozjaśnić.

Dziwne...

-W takim razie, niepotrzebnie się zamartwiałem... Tak więc... Już będę się zbierał.

Schylił nieco głowę kłaniając się kulturalnie, by już ruszyć w przeciwną stronę. Zdążył postawić tylko jeden krok, by od razu zatrzymać się przez ścisk na jego okrytym beżowym płaszczem przed ramieniu. Materiał ten był zdecydowanie ciepły, ale nieco gryzący, co wskazywało na wełnę. Tym razem zabezpieczył się przed nieustępliwym zimnem. Nadal się do mnie nie odwrócił.

Reflection of Souls «~TAEKOOK~»Where stories live. Discover now