#33

50 10 3
                                    

UWAGA! Brutalne sceny

Przeszłam samą siebie- ponad 2200 słów... ale was rozpieszczam :D

~***~

Mój krok był zdecydowany, nie było w nim żadnego zawahania. Wyraz mojej twarzy również był niewzruszony, jakby zastygły. Dziesiątki ludzi mnie mijających było pod wrażeniem mej poważnej aury, którą wokół siebie roztaczałem. Wewnątrz jednak odczuwałem nieposkromioną wściekłość, która buzowała w mych żyłach i umyśle. W każdej, najmniejszej tkance. Sam się sobie dziwiłem, iż byłem wstanie, aż tak się wściec na nic nie znaczących ludzi, którzy są znacznie po niżej mojej wrodzonej inteligencji. Z jakiegoś powodu, będąc osobą odpowiedzialną za rozwiązanie tego zlecenia, poczuwałem się odpowiedzialny za bezpieczeństwo prawdopodobnego winowajcy. Możliwe, że to ze względu na to, iż podświadomie uważałem, że jeśli umrze, nie dojdę do tego co bym chciał. Zaprzepaściłoby to wszystko nad czym przez ten czas pracowałem. Nad budowaniem z nim tej fałszywej relacji.

Dzisiejszy dzień był dość mroźny. Zimne dłonie wiatru oplatały ciało, co wzmagało lekkie jego dreszcze. Ludzie wręcz truchtali w drodze do pracy, gdyż niewielu było stać na porządną, ciepłą odzież. Całe szczęście mnie się to nie tyczyło, gdyż mój stan majątku był dość zadowalający. W końcu trzeba się cenić, jeśli jest się niezastąpionym w specjalizaji, którą się zajmujesz.

Gdy byłem coraz bliżej, ludzi stawało się coraz więcej. Entuzjastycznie dyskutowali ustawieni w długiej na kilka metrów kolejce, po bilety na popołudniowy spektakl cyrku ,,El Diablo". Iście piekielna nazwa pasująca do tych chciwych ludzi bez krzty godności i jakiejkolwiek moralności. Wyminąłem kolejkę i kolorową budkę udając zwykłego, bezinteresownego przechodnia. Jednak prawda była taka, iż chciałem niepostrzeżenie przemknąć się od prawej strony rozłożonego już, wysokiego na piętnaście metrów, biało czerwonego namiotu, z którego wnętrza dobywała się energiczna muzyka. Mieli teraz próbę.

Idealnie się składa...

Tak jak sobie postanowiłem tak zrobiłem. Obejrzałem się na wszystkie strony, by sprawdzić, czy ktoś nie zwrócił na mnie swoich wścibskich oczu. Całe szczęście nic się takiego nie wydarzyło, tak więc przysuwając się maksymalnie do ścianek namiotu, prawie się do nich przyklejając plecami. Przesuwałem się, aż na sam jego tył. Mój oddech był cichszy niż zwykle, jak i drobne kroki, które kolejno stawiałem. Wychyliłem powoli głowę w lewo słysząc donośne, głębokie śmiechy, by określić moje położenie w tej sytuacji. Teren był średniej wielkości, ogrodzony tymczasowym płotkiem, który łatwo było złożyć i rozłożyć. Idealny na trasę po całym świecie. Od jednej strony płotu, do drugiej rozciągały się kolorowe przyczepy, z których dochodziły dźwięki zdenerwowanych zwierząt. Nie które z nich nawet uderzały kończynami o drewniane ściany, chcąc się wydostać na wolność za wszelką cenę. Głosy te należały do trzech postawnych, umięśnionych mężczyzn przypominających bardziej goryli, niżeli ludzi. Na samą myśl, iż to oni mogli być potencjalnymi oprawcami Kim Taehyunga, w moich oczach zapłonął istny ogień. Już wiedziałem, iż są tu by pilnować tego plugawego miejsca. Miałem ogromną ochotę uszkodzić ich muskularne ciała, co i tak miałem w zamiarze zrobić. Jednak nieco później. Gdy tylko obrócili się do mnie tyłem, przemknąłem prędko za powóz, który pomógł mi zbliżyć się nieco do dużo lepiej wykonanej przyczepy, która zapewne była w posiadaniu ich szefa.

-Ostatnio jakiś idiota wtrącił się podczas reklamowania przez Stanleya naszego cyrku. Biedak dostał za swoje. Był taki kruchutki, chudziutki, że złamałbym go na pół jednym ruchem.

-I co z nim zrobiliście?

Rozległ się zadowolony śmiech najwyższego z nich, który zaczął ten temat. Właśnie to chciał usłyszeć.

Reflection of Souls «~TAEKOOK~»Where stories live. Discover now